Kilka dni temu dowiedzieliśmy się, że serial Anna Maria Wesołowska najprawdopodobniej wraca na nasze ekrany. Z tej okazji postanowiłam przyjrzeć się, jak rzeczywiście wygląda edukacyjna misja serialu oraz jak bardzo zgodny jest on z rzeczywistością. Barwy szczęścia niestety na tym tle nie wypadły dość korzystnie, jak jest w przypadku tego serialu? Sędzia Anna Maria Wesołowska vs rzeczywistość.
Z góry muszę przyznać, że nie było łatwo. Takie porównanie wiązało się z obejrzeniem serialu, na szczęście niecałego. Mimo to nawet jeden odcinek, który akurat trafił na mój ekran był, co tu dużo mówić, ciężkim i męczącym doświadczeniem. Ale udało się dotrwać do końca, w końcu to tylko 45 minut.
Seria Sędzia Anna Maria Wesołowska vs rzeczywistość
Zestawienie serialu, który w założeniu miał przybliżać widzom polskie postępowanie sądowe z rzeczywistością jest problematyczne. Balansuje on na pograniczu teatru i przepisów procedury. Całość trąci sztucznością. Zwroty akcji są nieprawdopodobne, bohaterowie nienaturalni, a sprawy dość schematyczne. Z drugiej strony to właśnie ten serial pokazał Polakom, że w polskim sądzie nie ma ławy przysięgłych.
Pomijając rażącą po oczach nienaturalną scenografię, kodeksy znajdujące się na sali, wodę dla oskarżonego, dziwną część dla publiczności i rekwizyty, które uczestnicy wyjmują z reklamówek, serial dość sprawnie (i w dużym uproszczeniu) oddaje postępowanie, odbywające się w polskim sądzie. Może tylko na jedno warto zwrócić uwagę – gdzie jest godło? Bo w oglądanych odcinkach zamiast niego widzimy okno.
Serial Sędzia Anna Maria Wesołowska
Co do samej procedury, to chyba najbardziej rażący dla prawników jest ogólny sposób prowadzenia rozprawy. Oczywiście całość opiera się na obowiązujących przepisach procedury. Rzucają się jednak w oczy drobnostki. Jak choćby ważna rola ochroniarza, który wywołuje sprawę, woła na salę świadków i ogólnie jest takim „przynieś, podaj, pozamiataj”. Brakuje mi też odbierania przyrzeczenia od świadków oraz prezentowany sposób ich zachowania. Wyzwiska, krzyki, wzajemne oskarżenia. A to wszystko uchodzi im płazem, bez kar porządkowych.
Zwykle na rozprawach sąd dość mocno zwraca również uwagę na zwracanie się bezpośrednio do niego. Co tutaj zostało kompletnie pominięte. W efekcie świadkowie i uczestnicy procesu prowadzą swobodne rozmowy między sobą, zupełnie pomijając skład orzekający. Bardzo rażąca jest też forma zadawania pytań, które sugerują odpowiedzi oraz forowanie wyroków przez świadków.
Niedopuszczalne jest również to, że świadkowie nie zostają wylegitymowani. Przed przystąpienie do przesłuchania sąd żąda przedłożenia dowodu tożsamości, na podstawie którego stwierdza dane osobowe. Dość zabawnie wygląda również to, że sąd na wstępie zna te dane, sytuację materialną oskarżonego, wykształcenie i wykonywany zawód. Śmieszy również mocno uproszczony akt oskarżenia odczytywany na początku.
Serial versus rzeczywistość
Serial Sędzia Anna Maria Wesołowska w bardzo ogólnym rozrachunku nie wypada źle. Zachowane są najważniejsze elementu procedury, okraszone telewizyjnymi zwrotami akcji. Umówmy się, przedstawienie rozprawy w taki sposób, w jaki odbywa się rzeczywiście, byłoby niemożliwe do przyjęcia dla przeciętnego widza. Do tego nawet te najbardziej spektakularne procesy, pod względem procedury są po prostu nudne.