Jeżeli wyborcze obietnice Jarosława Kaczyńskiego wejdą w życie, to już niedługo rodzina zarabiająca 7 tysięcy złotych netto będzie mogła śmiało ignorować wyroki sądów. Nie będzie bowiem żadnego sposobu, żeby od takich ludzi wyegzekwować nawet 100 zł mandatu. Czy przepisy o ochronie minimalnego wynagrodzenia od egzekucji mają jeszcze jakiś sens?
Jarosław Kaczyński, jak można było przewidzieć, tuż przed wyborami odpalił prawdziwą bombę. Program PiS na najbliższą kadencję to nawet nie jest kontynuowanie socjalnego rozdawnictwa, a jego poszerzanie do na niespotykaną dotąd skalę. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że pensja minimalna 2021 faktycznie wyniesie 3000 zł, a z czasem i 4000 zł. Cztery lata temu z takim samym oburzeniem spotkały się zapowiedzi wprowadzenia 500 plus. Czas pokazał, że co jak co, ale PiS swoje obietnice spełnia. To oczywiście samo w sobie nie jest złe. Złe jest to, co rządząca partia obiecuje i jakie tego mogą być konsekwencje.
Propozycję błyskawicznego podniesienia płacy minimalnej do poziomu 4000 zł poddano powszechnej krytyce. Dziwi mnie, że do tej pory nie zwrócił uwagi na jeszcze jedną konsekwencję wprowadzenia takiego rozwiązania. Idealnie jednak wpisuje się w politykę społeczną, jaką forsuje obecny rząd. Minimalne wynagrodzenie na tak wysokim poziomie oznacza, że ogromna część długów tych osób praktycznie będzie nieściągalna. Wyobraźmy sobie modelową, czteroosobową rodzinę, w której oboje rodziców zarabia minimalne wynagrodzenie. Do tego wychowują dwójkę dzieci. Wynagrodzenie 4000 zł brutto oznacza pensję netto (a więc na rękę) w wysokości ok. 2850 zł. W domowym budżecie oznacza to kwotę 5700 zł netto. Do tego trzeba dodać 1000 zł miesięcznie jako świadczenie 500 plus na dwójkę dzieci. W sumie miesięczne wpływy do domowego budżetu wyniosą 6700 zł netto.
Minimalne wynagrodzenie 2021 – egzekucja całkowicie bezskuteczna
Komornik nie będzie mógł od nich wyegzekwować ani złotówki na poczet zadłużenia. Zgodnie z kodeksem pracy zajęciu nie podlega kwota minimalnego wynagrodzenia dłużnika. Oczywiście wyjątkiem jest egzekucja alimentów.
art. 87 1 § 1. Wolna od potrąceń jest kwota wynagrodzenia za pracę w wysokości:
1) minimalnego wynagrodzenia za pracę, ustalanego na podstawie odrębnych przepisów, przysługującego pracownikom zatrudnionym w pełnym wymiarze czasu pracy, po odliczeniu składek na ubezpieczenia społeczne, zaliczki na podatek dochodowy od osób fizycznych oraz wpłat dokonywanych do pracowniczego planu kapitałowego, jeżeli pracownik nie zrezygnował z ich dokonywania – przy potrącaniu sum egzekwowanych na mocy tytułów wykonawczych na pokrycie należności innych niż świadczenia alimentacyjne;
To oznacza, że rodzina zarabiająca prawie 7000 zł netto będzie nietykalna, jeżeli chodzi o wyegzekwowanie ich należności. Nie będzie miało najmniejszego znaczenia, czy komornik będzie dochodził należności 500 tysięcy złotych niespłaconego kredytu hipotecznego, czy 200 zł mandatu za jazdę bez biletu. Za każdym razem odpowiedź pracodawcy na zajęcie będzie taka sama. Wynagrodzenie dłużnika wynosi 4000 zł, a zatem nie można z niego dokonać żadnych potrąceń. To samo w sobie brzmi już absurdalnie. Oczywiście w dalszym ciągu komornik będzie mógł probować zajmować na przykład rzeczy w mieszkaniu dłużnika. Reforma komorników 2019 sprawiła jednak, że ten sposób egzekucji odchodzi do lamusa, a już na pewno w przypadku egzekucji drobnych należności. Skuteczność egzekucji z tego sposobu jest każdego roku coraz niższa.
W kontekście ciągłego wzrostu minimalnego wynagrodzenia warto moim zdaniem podnosić właśnie ten problem. Ustawodawca powinien zadać sobie pytanie, czy minimalne wynagrodzenie za pracę zasługuje na aż taką ochronę. Wkrótce bowiem doprowadzi to do sytuacji, że rodzina o dochodzie na poziomie 7000 zł netto, będzie mogła praktycznie bezkarnie zaciągać zobowiązania. Nikt nie będzie potem w stanie ich wyegzekwować. Nawet, jeżeli wierzycielowi uda się uzyskać w sądzie wyrok na swoją korzyść. Nie zapominajmy, że nowelizacja kpc 2019 wprowadza ogólną zasadę, która zniechęca do pozywania kogokolwiek.