Przeżywające teraz swoje własne problemy Tax Care, we wrześniu 2018 roku raportowało, że liczba zarejestrowanych jednoosobowych działalności gospodarczych w Polsce utrzymuje się na poziomie 3 milionów.
Inny z raportów wskazywał, że w okresie styczeń-luty 2019 r. w Polsce przybywało średnio 916 jednoosobowych firm dziennie. I choć do danych wskazujących na 3 miliony przedsiębiorców podchodziłbym z ograniczonym zaufaniem (martwe dusze, zawieszone lub zamknięte działalności), to jednak należy się spodziewać, że polska przedsiębiorczość jednoosobowa może liczyć na przynajmniej 2,5 miliona przedstawicieli.
Przybywa nas, a dzieje się tak z trzech zasadniczych powodów:
- coraz częściej współpracujemy z klientami zagranicznymi, z którymi najłatwiej operować na zasadach B2B
- rynek pracy się zmienił i obecnie uzależnianie się od jednego pracodawcy/klienta jest bardzo ryzykowne, własna działalność gospodarcza pozwala nam na komfort dywersyfikacji źródeł przychodu
- jesteśmy zmuszani do pozorowania działalności gospodarczych ze względu na barbarzyński system podatkowy, który przestał działać w interesie społeczeństwa, a stanowi system redystrybucji majątku – co i rusz spogląda sobie na zachód Europy w skali obciążeń, ale odwraca wzrok na widok tego, co powinien dawać w zamian
2,5 miliona przedsiębiorców to już całkiem mocna partia
Gdybyśmy tak założyli swoją własną partię polityczną, to w jej zasięgu byłoby – w zależności od stopnia elastyczności programu – przejęcie samodzielnej władzy w Polsce. W 2015 roku 5,7 mln głosów otrzymało Prawo i Sprawiedliwość, zaś 3,7 mln Platforma Obywatelska, ale uplasowalibyśmy się na trzecim miejscu – i to tylko przy założeniu pełnej dyscypliny polskich przedsiębiorców, bez ich rodzin (małżonków, rodziców, dzieci) czy nieprzedsiębiorczych sympatyków.
Wyprzedzilibyśmy też wyborczy wynik Kukiz ’15 (1,3 mln) i .Nowoczesnej (1,1 mln). A przecież pomijam tutaj kompletnie fakt, że przedsiębiorcy w tamtych wyborach też głosowali. I to głosowali najtłumniej na Prawo i Sprawiedliwość oraz Platformę Obywatelską właśnie.
Prawo i Sprawiedliwość wybrało otwartą konfrontację z polskim biznesem
Kiedy przeglądam ostatnie 4 lata rządów Prawa i Sprawiedliwości, mam pewien problem z dostrzeżeniem tego, co konkretnie zrobił dla mnie rząd? Split payment? Biała lista podatników VAT? Nie wygłupiajmy się nawet rozpoczynaniem dyskusji o Konstytucji dla biznesu.
Co gorsza, zapowiedzi przedwyborcze PiS wskazują, że partia przyjęła już linię kupowania głosów najprostszego elektoratu portfelami przedsiębiorców. Premier Morawiecki już nawet nie próbuje pudrować tej rzeczywistości. Ma 2,5 miliona Polaków w całkowitym poważaniu i w zasadzie publicznie deklaruje, że z naszych pieniędzy pokryje Polakom podwyżki zarobków – pensja minimalna 4000 złotych w okolicy 2023 to wspaniała obietnica rządu, ale w całości zasponsoruje to przedsiębiorca. Rząd nie wyda na to ani złotówki. Po prostu powie pewnym Polakom ile mają teraz dawać innym Polakom.
I oczywiście fajnie się z tego cieszyć, gdy ma się 10 lat i wierzy, że przedsiębiorca siedzi z cygarem na plantacji niewolników. Ale taki, bo tacy oczywiście też są, już dawno rozlicza się gdzieś na archipelagu Tutli Putli.
Jakby tego było mało, mówi się też o składkach ZUS uzależnionych od dochodu. Nie znajduje to racjonalnego uzasadnienia, by na przykład odnoszący sukcesy przedsiębiorca płacił nagle 22 000 złotych składek ZUS, choć nadal będzie stał w tych samych kolejkach, do tej samej niewydajnej służby zdrowia.
Wyobraźcie sobie, że Partia Przedsiębiorców zdobywa władzę
I jednocześnie postanawiamy zachować się dokładnie jak PiS. Kontynuujemy podział na klasy, kontynuujemy zasadę, że zwycięzcy biorą wszystko kosztem reszty społeczeństwa. Wprowadzamy podatek pogłówny w wysokości 2000 złotych, rezygnujemy ze składek ZUS, likwidujemy pensję minimalną, zaś osoby zatrudniane w naszych działalnościach gospodarczych (wyłącznie w oparciu o nieozusowaną umowę zlecenie) nakłaniamy, by w ramach obowiązków spełniały też świadczenie wdzięcznościowe dla hojnych pracodawców – a to dobremu szefowi skoszą trawnik, a to odbiorą dzieci ze szkoły. Radykalne skrzydło Partii Przedsiębiorców zacznie coś przebąkiwać o Podręcznych i prawie pierwszej nocy wobec wydawanej za mąż córki pracownika, ale szybko zarzucimy TVN24 kłamstwa w interesie obozu wroga, a pomysłodawców zamkniemy w zarządzie jakiejś państwowej spółki.
Ja wiem, że to może brzmieć absurdalnie, radykalnie, niestosownie. Ale tak właśnie – może bez tych Podręcznych – wygląda program PiS na drugą kadencję. Tylko, że w drugą stronę.
Nie możemy ciągle oglądać się tylko i wyłącznie na to, czy przedsiębiorcy będą w stanie wypłacać te pensje, skoro wiemy, że przedsiębiorcy mają bardzo wysokie obroty.
– Sebastian Kaleta, wiceminister sprawiedliwości w rządzie PiS
2,5 miliona przedsiębiorców i nikogo dla nas
Najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że jak dotąd nie powstała partia, która by ten 2,5-milionowy elektorat spróbowała zagospodarować. Wprawdzie był skompromitowany projekt Petru, czy nieudany pomysł Gwiazdowskiego, jednak obie inicjatywy odwoływały się do doktrynalnych wartości liberalnych, a nie prostego przekazu „jesteśmy partią ludzi na działalności i zrobimy wasze życie pięknym, będziemy wyszarpywali wam pieniądze i standard życia, tak jak PiS wyszarpuje go mieszkańcom wsi”.
Wydaje mi się, że przy ogólnym braku pomysłu na opozycję, która już zresztą dała się wciągnąć w licytowanie na socjalizm i durne pomysły, takie jak darmowy internet dla młodzieży do 24 roku życia, ugrupowanie lobbujące ws. interesów przedsiębiorców mogłoby spotkać się z interesującą odpowiedzią ze strony społeczeństwa. Nawet jeśli nie taką, która daje władzę (co moim zdaniem samo w sobie byłoby dość niebezpieczne), to taką, bez której tej władzy w Polsce nie da się sprawować.
Niestety, na horyzoncie nie widać ludzi, którzy byliby w stanie taką koncepcję realizować. Dzieli się nas, bo jedni bardziej lubią homoseksualistów, a drudzy księży. Dlatego tyle się o tym mówi. Jest nas 2,5 miliona, a jakby nas nie było i teraz zabierają nam kawałek po kawałku. Będziemy pracować jeszcze dłużej, na jeszcze większym ryzyku, z racji split payment przy jeszcze większych zatorach, dostając z tego do ręki jeszcze mniej.
Od 4 lat cały kraj zastanawia się czym są „kukle” z pewnej popularnej przepowiedni. Popytajcie polskich przedsiębiorców, bo już zaczynają się domyślać.