Jednak nie będzie prac społecznych dla emeryta za… kradzież cukierka. Ale kara go nie ominie

Na wesoło Prawo Zbrodnia i kara Dołącz do dyskusji (411)
Jednak nie będzie prac społecznych dla emeryta za… kradzież cukierka. Ale kara go nie ominie

Jest sądowy finał głośnej sprawy o kradzież cukierka. Roman Wawrzyniak ze Szczecina wywalczył w sądzie w Kołobrzegu łagodniejszą karę od tej absurdalnie wysokiej, jaka spotkała go w pierwszej instancji. Początkowo sąd bowiem nakazał emerytowi… wykonywać przez 20 godzin prace społeczne. Za zjedzenie wartej 40 groszy śliwki w czekoladzie.

Wyrok za kradzież cukierka

To historia zabawna, ale też gorzka, bo pokazująca jakimi sprawami bywają obarczone polskie sądy i jak dziwne wyroki potrafią wydawać. Pan Roman spędzał ubiegłoroczne wakacje w Kołobrzegu i, będąc na zakupach w sklepie, zjadł cukierka na wagę. Jak tłumaczył, „na próbę, ale że mu zasmakował, to poszedł dalej”. Zauważył to ochroniarz, który postanowił wykazać się i podjął interwencję, która skończyła się najpierw na policji, a potem w sądzie (bo emeryt na miejscu mandatu przyjąć nie chciał). Czy pan Roman zrobił coś nie tak? Obiektywnie rzecz biorąc: oczywiście. Gdyby tak każdy podjadał sobie produkty z półek, właściciele sklepów w końcu odczuliby to w swoich kieszeniach. Czy pan Roman powinien ponieść za to karę ograniczenia wolności? Wątpliwe. Tak jednak uznał sąd pierwszej instancji, ale na szczęście inne zdanie w tej sprawie miał i prokurator, i sędzia wydający wyrok w drugiej instancji.

Nie ma prac społecznych, ale kara jest

Dziś kołobrzeski sąd nałożył na Wawrzyniaka najniższą możliwą grzywnę, czyli 20 złotych. I dodatkowo obciążył go kosztami sądowymi w wysokości 100 złotych. Co prawda i prokurator, i obrońca nie chcieli żadnej kary, ale sędzia uznała że jakaś nauczka dla emeryta ze Szczecina się należy. Bo nie da się ukryć, że gdyby zapłacił te nieszczęsne 40 groszy za śliwkę w czekoladzie, nie musiałby być bohaterem mediów i nie musiałby brać udziału w tej farsie. Bądź co bądź było to pewnego rodzaju oszukanie sklepu. Trochę był to jego wybór, tym bardziej że pierwszy – tak budzący kontrowersje wyrok – zapadł na rozprawie, na którą się nie pofatygował.

A żeby było śmieszniej, to na dzisiejszej rozprawie sąd przesłuchał nie tylko obwinionego emeryta, ale też aż… czterech świadków. Był więc i ochroniarz, i kasjer, i dwóch policjantów wezwanych tego dnia do sklepu. Śmiech na sali, niestety sądowej. A potem dziwimy się, że tak długo czekamy na koniec procesu czy wyznaczenie terminu rozprawy. Niestety, czasami to zwykła ludzka nadgorliwość i upartość bywają przyczyną zupełnie niepotrzebnego angażowania państwa w absurdalne sprawy. Warto się zastanowić czy reformowania wymiaru sprawiedliwości nie zacząć po prostu od siebie. Tak, mówię to również do was, panie emerycie i panie ochroniarzu!