Naiwnością jest obecne w mediach twierdzenie, że rząd musi ratować przedsiębiorców z powodu ich nieudolności czy braku właściwego zarządzania.
Oczywiście najtłumniej takie głosy płyną z lewicy. Tej samej lewicy, o której pisałem na przykład w artykule „Partia Razem ma w Sejmie sześcioro posłów. Łącznie mają niecałe 20 tys. złotych oszczędności„. Tradycyjnie zarzucano mi wówczas klasizm, rasizm, seksizm, symonię, nepotyzm, handlowanie odpustami i mięsożerstwo, zupełnie rozmijając się z istotą tekstu. Nie chodziło bowiem o to, by ubogim zablokować dostęp do polityki, a o brutalną ocenę intelektualnych umiejętności odnalezienia się w gospodarce rynkowej. Do Sejmu dostały się osoby, które lekkomyślnie żyją „od pierwszego do pierwszego”, by jednocześnie decydować o losach kraju, swoimi decyzjami wywierając skutki na całe przyszłe dekady.
Dziś większość osób o podobnym podejściu (lub podobnie trudnej sytuacji materialnej – bo to przecież nie jest kwestia wyłącznie wyboru) ma na koncie kilkaset złotych, w perspektywie utratę pracy lub bankructwo pracodawcy, przy jednoczesnych problemach ze znalezieniem zatrudnienia i ograniczeniach związanych z polityką, którą określam mianem narodowej kwarantanny. Zamknięte są sklepy, wiele miejsc pracy jest zamkniętych, a część przymierza się do ogłoszenia bankructwa.
Ile dokładnie osób może stracić pracę? Tego nie wiem, szacunki zostawiam doświadczonym ekonomistom. Kiedy jednak tak się stanie, rynek pogrążony w recesji może mieć problem ze znalezieniem dla nich zatrudnienia i to nawet pomimo znaczącego odpływu imigrantów zarobkowych z Ukrainy. Może być bardzo ciężko i to już nie tylko teatrologom, których Karol Marks powołał wyłącznie do dyskutowania o Netfliksie na Placu Zbawiciela, ale nawet ludzi z realnymi kompetencjami i zapałem do pracy.
Ci ludzie przestaną być problemem swoich pracodawców, a staną się problemem państwa jako instytucji oraz społeczeństwa. Państwa, ponieważ nagle trzeba będzie pomóc w utrzymaniu setek tysięcy osób. Społeczeństwa, ponieważ państwo nie jest na to ani trochę gotowe, osłabione swoim pięćsetplusowym socjalizmem i marnotrawieniem publicznych środków, co bezlitośnie krytykujemy na łamach Bezprawnika od lat. To z kolei doprowadzi do wzrostu przestępczości, a w skrajnych scenariuszach nawet anarchii. Świat, który znaliśmy, przestanie obowiązywać, gdy na ulicę wybiegną głodni ludzie. I trudno ich będzie za to winić.
Rząd robi łaskę
Tymczasem rząd robi łaskę przedsiębiorcom, a Sejm pod pejczem Jarosława Kaczyńskiego zamienia tarczę antykryzysową w cyrk, wpychając do niej na przykład przepisy dotyczące trybu przeprowadzania wyborów prezydenckich.
- Koniecznie czytaj też: Pan życia i śmierci
Zaproponowana pomoc nie jest realna, to rozdrabnianie się dla stosunkowo licznych jednoosobowych działalności gospodarczych w kryteria likwidacji składek ZUS czy zwolnień podatkowych dla małych przedsiębiorców. Ci są oczywiście ważni, ale ulgi dotyczą głównie najbiedniejszych, a to za mało, by ratować gospodarkę. To pożądana pomoc socjalna, a nie pakiet antykryzysowy. Ponieważ nie jesteśmy państwem przesadnie zamożnym (częściowo na własne życzenie), trzeba szukać pomysłów na siebie w postaci upraszczania procedur i drastycznego obniżania kosztów pracy.
Nadrzędnym zadaniem rządu jest obecnie utrzymanie przy życiu przedsiębiorców-pracodawców w taki sposób, by w jak najmniejszym stopniu redukowali zatrudnienie. Jak na ironię, najprostszym krokiem ku temu byłoby odwołanie większości koronnych reform PiS z ostatnich lat (gwoli sprawiedliwości: niektórych inspirowanych prawem europejskim). Likwidacja pakietów pomocy socjalnej dla wybranych, 500+, 13-te emerytury itd. pozwoliłyby państwu na zgromadzenie zasobów, które przydałyby się teraz bardziej w innych sektorach. Zaraz ludzie pracy będą cierpieli kosztem ludzi życia rozpłodowego.
W to miejsce trwałe zawieszenie niedzielnego zakazu handlu, zawieszenie split payment, który jak wskazywałem w przeszłości jest utrudnienim dla przedsiębiorców ograniczającym ich potencjał obrotowy, przyspieszenie zwrotu podatków ze strony organów skarbowych, a docelowo przesunięcie obowiązku opłacania podatków na chwilę opłacenia faktury. Musicie zrozumieć, żeby daleko nie szukać – mniej niż 10% faktur Bezprawnika jest opłacanych terminowo, a jednocześnie urząd skarbowy oczekuje wpłaty podatku VAT do 25. dnia każdego miesiąca. Oznacza to, że cały czas musimy utrzymywać na koncie sporą rezerwę, by „kredytować” niezapłacone faktury na rzecz państwa. To nas nie zabije – przynajmniej póki faktury te ostatecznie są płacone. Ale co z firmami, w których obrót towarami jest zdecydowanie większy i które generują gigantyczne koszty, a marża jest w zasadzie minimalna?
Może trzeba zaproponować biznesowi jakiś deal. Niech sam realnie oceni czy jest w stanie utrzymać produkcję i zatrudnienie. Jeżeli przychody przedsiębiorcy się zmniejszyły, ale utrzyma pełne zatrudnienie – zostaje zwolniony z podatków i składek, wypłaca tylko pensję netto. Jeśli musi zwolnić nie więcej, niż 25% ludzi – darujemy mu składki ZUS od pozostałych pracowników. Takie pakiety i tryby to relatywnie dobry model, ponieważ premiuje utrzymanie zatrudnienia, a przy tym jego stopniowanie umożliwia realną ocenę możliwości w zamian za oszczędności. Ktoś jednak musi usiąść, nad tym pomyśleć i to doszlifować. Tymczasem głównym zmartwieniem rządzącego PiS jest obecnie walka z Platformą Obywatelską, co jest bezsensowną stratą zasobów, ponieważ doskonale radzą sobie z tym na własną rękę jej politycy.
Tarcza antykryzysowa
Tarcza antykryzysowa w obecnym kształcie nie jest w stanie zapobiec powstaniu kryzysu, fali bankructw czy zwolnień. To medialna wydmuszka, która ma pokazać, że rząd złożony z teoretyków coś robi. Minister Jadwiga Emilewicz w swoim bardzo obszernym biogramie nie ma informacji o ani jednej działalności gospodarczej czy spółce, którą prowadziła. To tak, jakby dać resort spraw zagranicznych człowiekowi, który nie zna języka angielskiego. Choć oczywiście pani minister sama jest ofiarą swoich zdecydowanie bardziej cenionych w rządzie kolegów.
Tylko przedsiębiorcy/pracodawcy/biznes stoją dziś pomiędzy nami, a szabrownikami i zamieszkami (w dobie izolacji) na ulicach. Oni (i tylko oni) są w stanie uratować nas od katastrofy, ale nie zrobią tego przecież za wszelką cenę. Trzeba im pomóc, a przez „pomoc” – żeby przypadkiem jakiś socjalista niezdrowo się nie podekscytował – rozumiem mniejsze uciski i bardziej uczciwe traktowanie ze strony państwa. To jeszcze nie gwarantuje, że się uda. Ale brak takich reakcji to gwarancja katastrofy.