Wybory korespondencyjne same w sobie nie są złym pomysłem. Co innego to, w jaki sposób do realizacji tej koncepcji zabiera się obecnie rząd. Ponieważ właściwa ustawa czeka na rozpatrzenie przez Senat, i sobie jeszcze poczeka, władze postanowiły działać już teraz. W efekcie organizują sobie wybory bez podstawy prawnej.
Konflikt o wybory powoli staje się sporem pomiędzy koncepcjami państwa prawa i arbitralnej władzy
Problem z wyborami prezydenckimi tak naprawdę stał się konfliktem pomiędzy dwiema wręcz filozoficznymi wartościami. Z jednej strony mamy koncepcję państwa prawa. Zgodnie z nią to prawo ma pozycję nadrzędną względem chociażby woli poszczególnych osób sprawujących urzędy państwowe. Nawet najważniejsi urzędnicy, czy władcy, muszą w jej myśl prawa przestrzegać. To właśnie prymat prawa nad urzędniczą wolą stanowi dla obywateli gwarancję sprawiedliwego traktowania przez państwo.
Jego przeciwieństwo stanowi koncepcja władzy arbitralnej. W tym przypadku wola władców danego kraju jest ważniejsza, niż jakieś tam przepisy prawa. Te stanowią co najwyżej kolejny instrument sprawowania władzy i narzucania tejże obywatelom. Najwyraźniej wyznawcą tej drugiej koncepcji jest partia o jakże ironicznej nazwie „Prawo i Sprawiedliwość„.
Przejawem arbitralności sprawowania władzy przez obecnych rządzących są organizowane właśnie korespondencyjne wybory bez podstawy prawnej.
Prawo i Sprawiedliwość jest gotowe zrobić wszystko, by przeprowadzić wybory po swojemu. Żadne prawo nie będzie stać Partii na drodze
Jak to możliwe, skoro przebieg wyborów prezydenckich – czy jakichkolwiek innych – jest drobiazgowo regulowany przepisami prawa? Niby tak, ale Prawo i Sprawiedliwość zdążyło te przepisy wywrócić do góry nogami. W drugiej wersji tarczy antykryzysowej rządzący postanowili praktycznie odebrać Państwowej Komisji Wyborczej większość funkcji związanych z przeprowadzeniem wyborów. PKW nie może chociażby drukować kart do głosowania, czy nadzorować jego przebiegu.
Zastąpić tą składającą się z sędziów instytucję ma Minister Aktywów Państwowych, Jacek Sasin. Ten podjął decyzję, by już teraz rozpocząć przygotowania do przeprowadzenia powszechnych wyborów korespondencyjnych. Problem w tym, że z formalnego punktu widzenia nie obowiązuje ustawa, która ustanawia ten szczególny tryb dla tegorocznych wyborów prezydenckich.
Projekt ustawy wciąż znajduje się na drodze legislacyjnej. Obecnie zajmuje się nim Senat. Wszystko wskazuje na to, że izba wyższa parlamentu wcale nie będzie się spieszyć z jej podjęciem w tej sprawie decyzji. Nie musi – nie istnieje bowiem żaden przepis, który by Senat zobowiązywał do organizowania swojej pracy pod rządowe widzi-mi-się. Projekt stanie się obowiązującą umową dopiero z momentem złożenia pod nią prezydenckiego podpisu. Kwestię vacatio legis można w tym wypadku pominąć.
Wybory bez podstawy prawnej mają swoje prawne konsekwencje – w postaci braku konsekwencji za niszczenie „pakietów wyborczych”
Trzeba przyznać, bez cienia ironii, że sam zamysł Jacka Sasina jest bardzo sprytny. Rządzący zdają sobie sprawę z tego, że najprawdopodobniej prędzej czy później przeforsują swoją wolę – Senat może spowolnić prace legislacyjne, ale nie jest w stanie ich przerwać. O ile oczywiście nie dojdzie do jakiejś kolejnej wolty ze strony na przykład Jarosława Gowina. Wiedzą również, że do 10 maja pozostało naprawdę niewiele czasu. Całkiem rozsądne nowe uprawnienia Marszałek Sejmu do przesunięcia głosowania w konstytucyjnych ramach mają przy tym swoje ograniczenia.
Skoro tak, to po prostu przygotują wszystko co potrzebne do przeprowadzenia wyborów już teraz, „bez żadnego trybu”. Roześlą wyborcom wydrukowane pakiety wyborcze, które po prostu poczekają sobie do momentu uprawomocnienia się wyborów korespondencyjnych – a więc wejścia w życie właściwej ustawy. W ten sposób „koperta z ulotkami” stanie się pakietem wyborczym i wszystko będzie grało.
Jest oczywiście jeden, drobny problem. Do momentu, w którym ustawa o głosowaniu korespondencyjnym wejdzie w życie, rozesłane pakiety wyborcze pozostają „kopertą z ulotkami”. Ot, świstkami papieru niekorzystającymi z żadnej szczególnej ochrony prawnej. Takiej jak na przykład ta wynikająca z art. 248 kodeksu karnego. W końcu dopóki pakiety wyborcze nie staną się dokumentami wyborczymi, dopóty ich „niszczenie, uszkadzanie, ukrywanie, przerabianie lub podrabianie” będzie zupełnie legalne.
W praktyce nie sposób nie określić przygotowań do wyborów prezydenckich mianem fuszerki. Wybory bez podstawy prawnej siłą rzeczy organizowane są byle jak, byle już, byle szybko. Ignorowanie form prawnych i uparte dążenie do realizacji celu siłą rzeczy sprawia, że cierpi na tym jakość wykonania. Dlatego słuszna koncepcja głosowania korespondencyjnego stała się już swoją własną parodią.
Wymarzone państwo Prawa i Sprawiedliwości jest podporządkowane arbitralnej władzy, której nie wiąże żadne prawo i żadne zasady
Nie da się przy tym nie zauważyć, że to jedynie jedna z wielu nieprawidłowości związanych z tegorocznymi wyborami prezydenckimi. Warto podkreślić: nieprawidłowości wynikających nie z błędu ludzkiego, lecz świadomych decyzji rządzących naszym państwem. Wybory bez podstawy prawnej to przecież także chociażby decyzja, w myśl której Poczta Polska dostanie nasze dane osobowe od gmin. Również „bez żadnego trybu”, w oparciu o nakaz wydany przez wojewodów.
Wbrew pozorom, przeprowadzenie wyborów w konstytucyjnym terminie stanowi wartość samą w sobie. Wpisuje się także w zasadę państwa prawa, będącą integralną częścią ustroju Rzeczypospolitej Polskiej ujętą w art. 2 Konstytucji. Nie wspominając chociażby o art. 2 Traktatu o Unii Europejskiej i wartościach przyświecające tej wspólnocie. Jeśli jest możliwość, by wybory prezydenckie odbyły się w terminie, to powinniśmy z niej skorzystać.
Niestety, Prawo i Sprawiedliwość przyzwyczaiło nas już do lekceważenia i ignorowania wszystkich możliwych form prawnych. Od spraw wielkich – takich jak reforma wymiaru sprawiedliwości – po te małe w rodzaju przestrzegania własnych ograniczeń dotyczących zgromadzeń. Państwo prawa i konstytucyjny termin przeprowadzenia wyborów prezydenckich stanowią tutaj jedynie pretekst. Wspomniany wcześniej instrument do sprawowania władzy i narzucania jej obywatelom.
Najważniejsze dla rządzących jest to, by wszystko odbyło się zgodnie z ich wolą. Prawo prawem, ale ma być tak, jak my sobie zażyczymy. Organizowane w tym momencie korespondencyjne wybory bez podstawy prawnej stanowią kolejny mały krok w stronę państwa arbitralnego. Oby nie był to krok ostatni i zarazem nieodwracalny.