Wraz z początkiem akcji masowych szczepień wraca dyskusja o budzącym kontrowersje pomyśle, jakim są paszporty zdrowotne. Chodzi o zaświadczenia o szczepieniu bądź negatywnym wyniku testu, na mocy których linie lotnicze decydowałyby o wpuszczeniu pasażerów na pokład samolotu. Choć to rozwiązanie wydaje się logiczne, to jest na tyle dziurawe, że trudno sobie wyobrazić, by weszło masowo do użytku.
Paszporty zdrowotne
Dziś latanie odbywa się na skomplikowanych zasadach, które często odstraszają wielu potencjalnych podróżnych. Noszenie maseczki przez całą podróż jest tu najmniejszym problemem. O wiele większym jest to, że po przylocie do danego kraju najpewniej czeka nas 10- albo 14-dniowa kwarantanna. Niektóre państwa zwalniają z niej po okazaniu negatywnego wyniku testu na koronawirusa, ale nie jest to powszechna praktyka. Zresztą dziś podróżowanie nie ma zbyt dużego sensu, bo mnóstwo krajów wprowadziło na tyle surowe restrykcje (jak ostatni lockdown w Wielkiej Brytanii), że wypoczynek turystyczny traci w nich po prostu sens.
Ale sytuacja wkrótce się zmieni. Z dnia na dzień zaszczepionych jest coraz więcej osób. W dodatku za kilka miesięcy będzie wiosna, podczas której tempo epidemii prawdopodobnie zmaleje, tak jak to było w 2020 roku. I podróż samolotem znów stanie się pożądanym towarem. Linie lotnicze staną w tym momencie przed dylematem – czy decydować się na rozwiązanie, jakim jest covidowy paszport czy nie. Z bardzo wielu powodów, o jakich napiszę poniżej, uważam że większość przewoźników takiej decyzji nie podejmie.
Więcej wad niż zalet
Paszporty zdrowotne proponuje wprowadzić Międzynarodowe Zrzeszenia Przewoźników Powietrznych IATA. Nazywałyby się IATA Travel Pass i byłyby jednolite dla wszystkich linii lotniczych. Taki paszport zawierałby informacje o tym czy dany pasażer jest zaszczepiony albo kiedy ostatnio miał negatywny wynik testu na koronawirusa. To dawałoby gwarancję wpuszczenia na pokład samolotu i podróży w bezpiecznych warunkach. Brzmi jak sielanka, ale wcale taką sielanką nie jest.
Zacznijmy od sprawy najprostszej – w większości krajów priorytety szczepionkowe ustawione są podobnie. Na przykład pierwsze szczepienia w Polsce objęły medyków, a kolejne obejmą seniorów i potrwają najpewniej długie miesiące, bo jest ich u nas niecałe 10 milionów. Co to oznacza? Że ludzie w wieku poniżej 65 lat na zaszczepienie będą musieli poczekać jeszcze – w najbardziej optymistycznym wariancie – minimum pół roku. Czy zatem linie lotnicze będą mogły pozwolić sobie na wpuszczanie praktycznie tylko medyków, seniorów i ewentualnie kolegów Krystyny Jandy? No raczej nie.
Do tego dochodzą inne okoliczności. Paszporty zdrowotne mają w założeniu nie zawierać informacji o tym czy ktoś przeszedł Covid-19 i kiedy. A to oznacza, że odporny na chorobę ozdrowieniec miesiąc po jej pokonaniu nie mógłby nigdzie podróżować, mimo że posiada przeciwciała i nie ma szans na to, by był roznosicielem wirusa. Jeszcze inną grupą są osoby, których stan zdrowia nie pozwala na przyjęcie szczepionki. Czy oznaczałoby to uniemożliwienie im latania już na zawsze? No i nie zapominajmy o zwykłych szczepionkowych sceptykach – czy przewoźników stać na pozbycie się dziesiątek milionów klientów? Oczywiście że nie.
Paszporty legalne, ale mało moralne
Rodzą się też pytania o legalność takich paszportów zdrowotnych. Wydaje się, że tu akurat nie powinno być wątpliwości. Linie lotnicze mają przecież już dziś mnóstwo wymagań, bez spełnienia których nie da się wejść na pokład. Dotyczy to chociażby przedmiotów zabronionych w bagażu podręcznym czy stanu trzeźwości danego pasażera. A od niedawna podróżować nie może nawet ten, u którego kamera termowizyjna wykryła podwyższoną temperaturę. Stąd potwierdzenie zaszczepienia mogłoby stać się kolejnym takim wymogiem. Ale się nie stanie.
Nie wierzę w powodzenie paszportów zdrowotnych. O tym gdzie można latać podczas pandemii będą decydowały takie okoliczności jak do tej pory. Czyli jeśli w danym kraju liczba zakażeń spadnie, to otworzy on w pełni swoje granice dla innych. To sensowniejsze, bardziej opłacalne i przede wszystkim moralne rozwiązanie, w przeciwieństwie do lotów „zaszczepieni only”. Przewiduję, że w wakacje latać będziemy już mogli w miarę swobodnie (choć oczywiście w maseczkach), a jesienią liczba zaszczepionych będzie już na tyle duża, że dylemat wokół covidowych paszportów przestanie istnieć.