Rządzący mogą niedługo zdecydować się na ponowne zamknięcie stoków i wyciągów narciarskich. Na pierwszy rzut oka wygląda to na naturalną konsekwencję weekendowych incydenów w Zakopanem i odnotowanego wzrostu zakażeń. Rzeczywistość może jednak być nieco bardziej złożona.
Po co było luzować obostrzenia na dwa tygodnie, skoro teraz czeka nas kolejne zamknięcie stoków i wyciągów?
Od 12 lutego rząd postanowił w końcu zluzować część covidowych obostrzeń. Otwarto nawet więcej, niż pierwotnie sygnalizowało to Ministerstwo Zdrowia. Polacy złaknieni jakiejś rozrywki i odpoczynku od niekończącego się pełzającego lockdownu postanowili skorzystać z okazji. Ludzie bawiący się w Zakopanem na ulicach w sposób absolutnie nieodpowiedzialny wszystko popsuli – przynajmniej na pierwszy rzut oka.
W końcu minister Adam Niedzielski z góry zapowiadał, że luzowanie ma charakter próby. Jeżeli liczba zachorowań będzie rosła po znoszeniu obostrzeń, to w następnym rozporządzeniu restrykcje wrócą. Jak się łatwo domyślić, spadkowy trend ostatnich tygodni niemal natychmiast się odwrócił i teraz przyrost nowych przypadków zakażeń koronawirusem rośnie. W czwartek było to 8694 nowych zakażonych. Ministerstwo Zdrowia próg alarmowy ustawiało w okolicy 10 tysięcy przypadków dziennie.
Teraz, jak podaje Dziennik Gazeta Prawna, rządzący rzeczywiście rozważają powrót obostrzeń obowiązujących w styczniu. W pierwszej kolejności oznacza to zamknięcie stoków i wyciągów narciarskich. Wszystko właśnie przez ogromny napływ turystów do górskich miejscowości połączony z lekceważeniem wszystkich możliwych wymogów sanitarnych. Brak maseczek, spontaniczne tańce na ulicach Zakopanego. Jako społeczeństwo najwyraźniej test odpowiedzialności obywatelskiej popisowo oblaliśmy.
Wszystko wskazuje na to, że Ministerstwo Zdrowia spodziewało się drastycznego wzrostu liczby zakażeń w wyniku poluzowaniu obostrzeń
Są jednak kwestie, które nie do końca wpisują się w ten dość prosty scenariusz. Otóż tak naprawdę jeszcze nie wiemy ile dokładnie przypadków koronawirusa to skutek otworzenia górskich kurortów. Eksperci obecne wzrosty zachorowań wiążą raczej z wcześniejszym otwarciem galerii handlowych.
Warto także pamiętać, że Adam Niedzielski był raczej sceptyczny względem luzowania obostrzeń. Nie była to decyzja podyktowana jakąś drastyczną poprawą sytuacji epidemiologicznej kraju, lecz czysto polityczna reakcja na rosnące pokłady społecznego niezadowolenia. Teraz Minister Zdrowia zapewne może powiedzieć swoim rządowym kolegom gorzkie „a nie mówiłem?”.
To w końcu nie tak, że wzrostu zachorowań nie można było przewidzieć. Podobnie do przewidzenia było nieodpowiedzialne zachowanie turystów wygłodniałych imprezy. Jakby nie patrzeć, epidemia koronawirusa nie zaczęła się wczoraj. Wiele scenariuszy zdążyliśmy już przerobić w Polsce, w pozostałych przypadkach można zazwyczaj czerpać z doświadczeń innych państw.
Rządzący potrafią też w razie potrzeby radzić sobie zarówno z tłumem, jak i z przedsiębiorcami nieprzestrzegającymi wprowadzonych obostrzeń. Mam tutaj na myśli zarówno manifestacje aborcyjne i antyrządowe ostatnich miesięcy, jak i pacyfikację akcji „otwieraMY się” za pomocą policji, Sanepidu i organów podatkowych. Sama liczba interwencji w samym Zakonapem pokazuje, że jakaś forma przygotowań do nieuniknionego miała miejsce.
Zamknięcie stoków w tym momencie jest powiedzeniem „a nie mówiliśmy?” całemu społeczeństwu
Skoro rządzący wiedzieli jak się to skończy, to po co w ogóle zaprzątali sobie głowę luzowaniem obostrzeń? Kluczem do rozwiązania zagadki jest narodowy program szczepień. W skali Europy radzimy sobie całkiem dobrze. Problem w tym, że Europa radzi sobie bardzo źle względem swoich realnych potrzeb. Wszystko przez ustawiczne problemy z dostępnością samych szczepionek. W Izraelu zaszczepienie populacji przyniosło spektakularny wręcz rezultat. Warto wspomnieć: przy raptem kilku poważniejszych przypadkach niepożądanego odczynu poszczepiennego.
Ministerstwo Zdrowia zdaje sobie sprawę z tego, że lockdown i obostrzenia to tylko półśrodki. Nie są w stanie opanować pandemii, zwłaszcza biorąc poprawkę na pojawianie się nowych szczepów koronawirusa. Najprawdopodobniej wcale już nie próbują. Czym innym jest jednak próba jej spowolnienia i minimalizowania skutków spodziewanej na marzec trzeciej fali koronawirusa. To logiczne posunięcie w sytuacji, gdy nie ma szans zdążyć z zaszczepieniem populacji – nie z winy rządu, lecz niesumiennych dostawców szczepionek.
Nawet rząd Zjednoczonej Prawicy nie jest w stanie zupełnie ignorować społecznego niezadowolenia. Dlatego poluzowano obostrzenia w momencie, kiedy było jeszcze jako-tako bezpiecznie. Zamknięcie stoków i wyciągów narciarskich oraz powrót do pełzającego lockdownu jest więc powiedzeniem „a nie mówiliśmy?” całemu społeczeństwu. Na poparcie swoich słów mają dodatkowo fakt, że pozostałe państwa Europy też bardziej się zamykają, niż otwierają. Skądinąd z dokładnie tych samych powodów.
Czy to pomoże? Trudno powiedzieć. Zaufanie do poczynań rządu w sprawie ekonomii poważnie tąpnęło. Przyczyny nie należy upatrywać w samych decyzjach, lecz przede wszystkim ich formie. Niedopracowane przepisy o wątpliwej podstawie prawnej to przecież norma ostatniego roku. Do tego jaki sens ma zamknięcie stoków, jeśli zaraz później miałby na nich szusować kolejny znany polityk obozu rządzącego?