Stało się. Pałac Kultury i Nauki przestał być najwyższym budynkiem Warszawy. Palmę pierwszeństwa przejmuje Varso Tower, drapacza chmur wysokiego na 310 m. To najlepszy moment na naprawienie wielkiej pomyłki władz Polski Ludowej. Czas wreszcie zburzyć PKiN.
Varso Tower jest obecnie najwyższym budynkiem Warszawy. To najlepszy moment by zastanowić się co zrobić z Pałacem Kultury
Jeśliby kogoś zapytać o najwyższy budynek w Warszawie, najpewniej wskazałby Pałac Kultury i Nauki. Od 21 lutego ta oczywista odpowiedź jest już błędna. Palmę pierwszeństwa przejął wysoki na 310 m. drapacz chmur Varso Tower. Co ważne: budynek będzie oferować trzy tarasy widokowe, z których będzie można podziwiać panoramę stolicy. Najwyższy z nich ma znajdować się na wysokości 230 m. PKiN może poszczycić się raptem 237 metrami wysokości. Tamtejszy taras widokowy ulokowano na wysokości 114 m.
To chyba najlepszy moment na kolejne rozważania nad tym, co z nim zrobić. Odpowiedź wydaje się oczywista jak nigdy: zburzyć PKiN. Byłoby to naprawienie historycznej pomyłki władz Polski Ludowej z początków lat pięćdziesiątych ubiegłego stulecia. Bolesław Bierut miał do wyboru jeden podarunek od Związku Radzieckiego: pałac albo metro. Wybrał budynek do dzisiaj nazywany pieszczotliwie „maczugą Stalina”.
Moskiewskie metro stanowi niemalże dzieło sztuki, wzorcowe osiągnięcie socrealizmu. Jego stacje stanowią elementy kulturowego dziedzictwa Rosji. Był to niewątpliwie wzorzec warty przeszczepienia na polski grunt. Zwłaszcza, że infrastruktura podziemna niespecjalnie rzuca się w oczy. Tymczasem PKiN może i pasowałby do moskiewskiej zabudowy, jednak w Warszawie od samego początku stanowił ciało obce. Dla niektórych wręcz materialny symbol radzieckiej dominacji nad Polską.
Za wyburzeniem PKiN przemawiają względy historyczne, estetyczne oraz czysto praktyczne
Współcześnie panoramę Warszawy tworzą liczne, nowoczesne wieżowce. PKiN wyróżnia się pośród nich raczej na minus. Nie chodzi nawet o zupełnie odmienny styl architektoniczny, lecz o jego kolor. Ten najlepiej byłoby chyba określić jako „brudny szary”. Z naciskiem na słowo „brudny” – dałby ktoś wiarę, że Pałac Kultury pierwotnie miał jasną fasadę?
Względy czysto estetyczne i polityka historyczna są oczywiście ważne. Najważniejszym argumentem za zburzeniem PKiN są jednak kwestie czysto praktyczne. „Maczuga Stalina” ma wyjątkowo niepraktyczny pokrój. W podstawie pałacu zmieścilibyśmy co najmniej kilka drapaczy chmur w rodzaju Varsco Tower. Nie byłoby to problemem, gdyby konstrukcja momentalnie się nie zwężała. W ten sposób otrzymujemy relatywnie niewielką powierzchnię użytkową zajmującą ogromną powierzchnię w samym centrum Warszawy.
Zburzenie PKiN mogłoby oznaczać uwolnienie tych wszystkich wyjątkowo cennych działek, potencjalnie pod budowę kolejnych nowoczesnych wieżowców. Na przykład. Możliwości są niemal nieograniczone, choć trzeba przyznać, że stworzenie na odzyskanym terenie parku mogłoby nie być najbardziej rozsądną decyzją dla władz stolicy.
Warto przy tym zauważyć, że rzeczywiście rozbiórka PKiN byłaby przedsięwzięciem stosunkowo drogim. To w końcu setki tysięcy ton gruzu, które trzeba by wywieźć ze stolicy i coś z nim zrobić. Do tego należałoby doliczyć tysiące ton stali. I potencjalne problemy z samą rozbiórką. Pałac Kultury to najprawdopodobniej całkiem solidna konstrukcja. Tyle tylko, że nawet jeśli coś jest trudne, to nie znaczy że nie da się tego zrobić. To, że coś jest drogie nie oznacza, że nie może okazać się opłacalne. Co więcej: to, że coś jest nieopłacalne nie oznacza, że nie warto tego robić.
Skoro już chcielibyśmy zburzyć Pałac Kultury, to warto się zastanowić, jak właściwie się za to zabrać. Pałac kultury należy do Miasta Stołecznego Warszawy. Budynek w 2007 r. uznano za zabytek. To komplikuje sprawę, bo zburzenie pałacu wymagałoby ścisłej współpracy ze strony zarówno władz stolicy, jak i ustawodawcy. Łatwo sobie w końcu wyobrazić sytuację, w której jedna strona blokowałaby posunięcia drugiej po prostu na złość.
Niestety, rozbiórka PKiN wymagałaby albo współpracy rządu i miasta, albo wywłaszczenia Warszawy przez Skarb Państwa
Jeżeli jednak Rafał Trzaskowski i Jarosław Kaczyński zgodnie doszliby do wniosku, że „Maczuga Stalina” musi zniknąć, potrzebowalibyśmy najprawdopodobniej specjalnej ustawy. W pierwszej kolejności należałoby umożliwić wykreślenie PKiN z rejestru zabytków, chociażby decyzją ministra właściwego do spraw kultury. Obecnie jest to możliwe w sytuacji, gdy zabytek jest zdewastowany w takim stopniu, że utracił wartość historyczną, artystyczną i naukową. Ta przesłanka w przypadku pałacu siłą rzeczy nie występuje.
Kolejnym elementem w specustawie powinno być określenie co dalej dzieje się z działką i w jaki sposób miasto z państwem partycypowałyby w kosztach całej operacji. Nie oszukujmy się, Warszawy najprawdopodobniej nie stać na samodzielne zburzenie PKiN. Jak wspomniano wyżej, byłoby to ogromne przedsięwzięcie logistyczne. Z perspektywy budżetu całego państwa koszt rozbiórki pałacu byłby już niemalże nieodczuwalny.
Państwo nie może jednak po prostu zabrać władzom stolicy potencjalnie jednej z najcenniejszych działek w całym mieście. A może jednak? Warto pamiętać, że przejęcie miejskich gruntów przez Skarb Państwa to żadna abstrakcja. Przykładem takiego działania było przejęcie Westerplatte z rąk władz Gdańska za pomocą specjalnej ustawy. Dobrze byłoby także pomyśleć w takim przypadku o ustawowym nadpisaniu miejskiego planu zagospodarowania przestrzennego. Ot, na wszelki wypadek.
Po uchwaleniu stosownych zmian w prawie i odebraniu PKiN statusu zabytku można przejść do znalezienia wykonawcy rozbiórki. Po rozstrzygnięciu przetargu nie pozostaje nic innego jak wyburzać. Sama inwestycja najprawdopodobniej potrwałaby dobrych kilka lat. Do tego należy doliczyć postawienie nowych budynków na miejsce pałacu. Warto być jednak optymistą: to z pewnością mniej, niż pozostało do wybudowania polskiej elektrowni atomowej.