Ten weekend był stosunkowo ciepły. To wystarczyło, by spragnione świeżego powietrza tłumy ruszyły ze swoich domów do parków i na imprezy masowe. Tych w weekend nie brakowało, pomimo wprowadzonego nie tak dawno lockdownu. Mamy więc powtórkę z Zakopanego. Polacy masowo łamią obostrzenia – przede wszystkim te dotyczące zachowania dystansu społecznego.
Temperatura w okolicach 20 stopni Celsjusza bardzo sprzyjała wyjściu na świeże powietrze
Wszyscy mamy już chyba dość pandemii i ciągłej dezorganizacji życia, która się z nią wiąże. Wystarczyło nieco złagodzić obostrzenia zimą, by tłumy spragnionych rozrywki Polaków zaczęło je ostentacyjnie wręcz lekceważyć. Symbolem tamtych dni byli bawiący się w Zakopanem, jednak w praktyce zjawisko było dużo szersze. Skutek był stosunkowo łatwy do przewidzenia: w połączeniu z szeregiem innych czynników, mamy teraz w Polsce trzecią falę koronawirusa.
Myślałby ktoś, że czegoś to nauczy jeśli nie społeczeństwo, to przynajmniej rządzących. Nic bardziej mylnego. Polacy łamią obostrzenia – wystarczył ciepły, kwietniowy weekend. Temperatura w niedzielę oscylowała w granicach 20 stopni Celsjusza. Od razu zapełniły się wszelkiej maści parki w chyba każdym większym mieście. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie dwa dość istotne szczegóły.
Warto przypomnieć, że przepisy obowiązującego rozporządzenia zakładają, że osoby przebywające „na terenie lasu, parku, zieleńca, ogrodu botanicznego, ogrodu zabytkowego, rodzinnego ogródka działkowego albo plaży” nie muszą nosić maseczki. Tyle tylko, że w miejsca wyłączone spod obowiązywania zakazów trzeba jeszcze jakoś dotrzeć. Na ulicach nakaz zasłaniania ust i nosa jak najbardziej obowiązuje. To właśnie na ulicach można było się przekonać, jak często Polacy łamią obostrzenia.
Istną plagę cały czas stanowią osoby, które co prawda maseczkę założą, ale wyłącznie na usta. Tymczasem odsłonięty nos w zupełności wystarczy do zarażania innych. Dlatego nie powinno nikogo dziwić, że kara za brak maseczki obejmuje także osoby noszące ją w ewidentnie nieprawidłowy sposób.
Nie wszystkie weekendowe imprezy masowe spotkały się ze stanowczą reakcją ze strony organów ścigania
Polacy łamią obostrzenia również nie przestrzegając obowiązującego praktycznie wszędzie nakazu zachowania dystansu społecznego. W jakimś tam stopniu można było dostrzec ten problem w parkach i na ulicach. Najgorsza jednak sytuacja miała miejsce w trakcie wszelkiej maści weekendowych zgromadzeń.
Teoretycznie samo organizowanie zgromadzeń w tym momencie jest zakazane, pomijając kilka wyjątków wskazanych w rozporządzeniu Rady Ministrów. Przekonali się o tym chociażby uczestnicy smoleńskich protestów przedsiębiorców chcących w ten sposób zablokować obchody rocznicy katastrofy smoleńskiej w Warszawie. Reakcja policji była stanowcza.
Także w innych częściach Polski służby porządkowe były bardzo aktywne. W internecie można znaleźć chociażby film z kolejnego protestu przeciwko obostrzeniom, tym razem w Głogowie. Na nagraniu można dostrzec policjanta używającego służbowej pałki wobec jednej z uczestniczek protestu. W innych częściach Polski funkcjonariusze „rozbijali” nielegalne wesela, czy przeprowadzali zmasowane kontrole wciąż otwartych siłowni.
Ta sama policja była także obecna w trakcie zlotu motocyklistów na Jasnej Górze. Jedna z policjantek nawet miała okazję powitać zebranych i stwierdzić, że jest jej „niezmiernie miło, że pomimo sytuacji jaką mamy w kraju spotykamy się w tak licznym gronie”. Zaraz potem przypomniała oczywiście o obowiązku zasłaniania ust, nosa i zachowania wymaganego dystansu.
Nie zmienia to jednak faktu, że uczestników zlotu mogło być nawet 10 tysięcy osób. Według relacji medialnych, problem z dystansem społecznym zaczął się już na etapie mszy świętej. Wszystko wskazuje na to, że gdyby nawet policja chciała traktować uczestników surowo, to funkcjonariuszy było stanowczo zbyt mało. Warto pamiętać, że zgromadzenia masowe może i są zakazane – ale zakaz nie dotyczy sprawowania kultu religijnego na świeżym powietrzu. Zlot motocyklistów jest więc w pełni legalny, dopóki jest połączony z nabożeństwem.
Polacy łamią obostrzenia także dlatego, że zawsze znajdą się „równiejsi”, którzy nie muszą ich przestrzegać
Kolejny przykład łamania obostrzeń, który – dość przypadkowo – obiegł cały kraj to pogrzeb Krzysztofa Krawczyka. W trakcie transmisji w Telewizji Polskiej można było zobaczyć ujęcia z góry. Widać na nich jak na dłoni, że żałobnicy również tutaj nie zachowywali wymaganego przepisami dystansu społecznego. Pomimo tego, że tereny cmentarza były na tyle rozległe, że w zasadzie nic nie stało na przeszkodzie. Co więcej, inne ujęcia wielokrotnie pokazywały osoby z odsłoniętym nosem.
Samo to, że Polacy łamią obostrzenia na skalę masową właściwie nie powinien nikogo dziwić. Nie jest to może najrozsądniejsze postępowanie w okolicach szczytu kolejnej fali epidemii i być może za jakiś czas będziemy świadkami konsekwencji ciepłego weekendu. A może nie będziemy. Już jesienią zeszłego roku zastanawialiśmy się na łamach Bezprawnika, czy demonstracje roznoszą covid-19. Rzecz w tym, że odpowiedź już wtedy była właściwie negatywna.
Zgromadzone od tego czasu dane przeczą narracji o związku pomiędzy naprawdę masowymi demonstracjami a jakimś drastycznym wzrostem liczby zakażeń. Właściwa wentylacja jest kluczowym aspektem przeciwdziałania zakażeniu koronawirusem. Na świeżym powietrzu nie stanowi ona najmniejszego problemu. Oczywiście, pod warunkiem zachowania podstawowych środków ostrożności. Dlatego warto zwrócić uwagę na osoby gromadzące się w zbity tłum i równocześnie odsłaniających nos, albo w ogóle rezygnujących z maseczki.
Prawdziwy problem stanowi coś zupełnie innego. Wybiórczość organów naszego państwa w traktowaniu, zdawałoby się, identycznych sytuacji. Dlaczego antyrządowe protesty w Warszawie miałyby być „nielegalnymi zgromadzeniami”, które musi rozbijać policja, a zlot motocyklistów na 10 tysięcy osób jest czymś zupełnie normalnym? Trudno oczekiwać poważnego traktowania wprowadzonych restrykcji, skoro za każdym razem znajdą się „równiejsi”, którzy nie muszą się im podporządkowywać.