Czy demonstracje roznoszą Covid-19? Doświadczenia innych państw wskazują na to, że niekoniecznie

Gorące tematy Państwo Zdrowie Dołącz do dyskusji (358)
Czy demonstracje roznoszą Covid-19? Doświadczenia innych państw wskazują na to, że niekoniecznie

Od czwartku przez Polskę przetoczyły się wielotysięczne protesty przeciwko zaostrzeniu prawa aborcyjnego. Rządowi propagandziści już pracują w pocie czoła by zwalić na nie winę za nieuchronny wzrost liczby zakażeń koronawirusem. Tylko czy demonstracje roznoszą Covid-19? Doświadczenia innych państw nie wskazują na wielkie zagrożenie.

Skoro już władza zmusiła Polaków do wyjścia na ulicę, warto sobie zadać pytanie: czy demonstracje roznoszą Covid-19?

Czwartkowy wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji wyprowadził tysiące Polek i Polaków na ulice. W międzyczasie protestują także inne grupy – rolnicy z Agrounii, taksówkarze przeciwko Lex Uber, czy nawet przedsiębiorcy. Coraz więcej grup zawodowych wspiera zresztą protesty przeciwko zaostrzeniu prawa aborcyjnego.

Można się spodziewać, że rządzący wykorzystają wyrazy niezadowolenia społeczeństwa dla własnych celów. Będą wreszcie mieli na kogo zwalić winę za wzrost liczby zakażeń koronawirusem, który nieuchronnie nas czeka. Jeśli ktoś nie wierzy, że do tego się nie posuną, to najwyraźniej nie śledził ostatnio wypowiedzi medialnych klakierów partii rządzącej.

Warto się jednak zastanowić, czy demonstracje roznoszą covid-19 w takim stopniu, w jakim chce się nas teraz przekonać. Na pierwszy rzut oka: ogromny tłum ludzi maszerujący w ścisku to idealne warunki do roznoszenia koronawirusa. Tyle tylko, że doświadczenia innych państw z ostatnich miesięcy wcale nie potwierdzają tej konkluzji. Wręcz przeciwnie.

Protesty Black Lives Matter w USA nie przyczyniły się do drastycznego wzrostu liczby nowych zakażeń

Z pewnością niektórzy jeszcze pamiętają dylematy pierwszych miesięcy epidemii. Czy wychodzenie z domów jest groźne, czy nie? W chaosie początku pandemii pojawiały się w Polsce rozmaite pomysły. Takie jak na przykład zakaz wstępu do lasu, czy faktyczny lockdown – zakaz przemieszczania się bez naprawdę uzasadnionej potrzeby. Dzisiejszy zakaz wychodzenia z domu przez osoby starsze jest pewnym pokłosiem ówczesnego sposobu myślenia.

Już wówczas eksperci byli zgodni, że nie ma co przesadzać. Zachowanie elementarnych środków ostrożności na świeżym powietrzu – noszenie maseczki, trzymanie się reguł dystansu społecznego – zapewnia nam bezpieczeństwo. Co więcej, wychodzenie na świeże powietrze w warunkach epidemii jest korzystne dla naszego zdrowia, także tego psychicznego.

Tymczasem w maju trwały zamieszki w Stanach Zjednoczonych, protesty spod znaku Black Lives Matter. USA jest jednym z najbardziej dotkniętych przez epidemię państw na świecie. Pomimo to nie doszukano się związków pomiędzy protestami Black Lives Matter a zauważalnym wzrostem liczby zachorowań na koronawirusa. I to pomimo ich masowego charakteru, utrzymującego się nawet kilka tygodni.

Warto przy tym zauważyć, że na początku demonstracji naukowcy spodziewali się raczej niewielkiego wzrostu, rzędu 2-3% dziennie. Po czasie nie jednak stwierdzono żadnego statycznie istotnego wpływu.

Masowe demonstracje na świeżym powietrzu są dużo bezpieczniejsze niż nauka w szkole czy lans polityków

Podobne wnioski płyną z protestów na Białorusi przeciwko sfałszowanym wyborom i reżimowi prezydenta Aleksandra Łukaszenki. Do oficjalnych rządowych danych z tego kraju powinniśmy podchodzić z dużą dozą sceptycyzmu, jednak te nie odnotowały drastycznego wzrostu liczby zakażeń w okresie tuż po apogeum demonstracji. W drugiej połowie sierpnia dzienny przyrost zachorowań oscylował tam w granicach między 100 a 200 nowych przypadków.

Drastyczny wzrost mogliśmy zaobserwować dopiero pod koniec września, mniej-więcej w tym samym momencie, w którym załamała się sytuacja w Polsce. Teoretycznie może to wskazywać na podobną przyczynę co w naszym kraju: początek roku szkolnego. Trzeba przyznać jedno: jeżeli białoruski prezydent mógłby zwalić winę na protestujących, z pewnością by to zrobił.

Odpowiadając na pytanie czy demonstracje roznoszą covid-19 powinniśmy wziąć pod uwagę nie tylko same masowe protesty. Latem bowiem w różnych krajach wiele osób postanowiło skorzystać z ładnej pogody i wyjść na plażę. Również wtedy pomstowano na nieodpowiedzialność plażowiczów i spodziewano się znaczącego wzrostu liczby zachorowań. Okazało się jednak, że ograniczanie obywatelom dostępu do otwartych przestrzeni niczemu tak naprawdę nie służy.

To czy demonstracje roznoszą covid-19 zależy w dużej mierze od odpowiedzialnego zachowania ich uczestników

Skąd tak drastyczne rozbieżności pomiędzy „zdrowym rozsądkiem” a rzeczywistością? Koronawirusa covid-19 rozprzestrzenia się najłatwiej w zamkniętych, zatłoczonych przestrzeniach, najlepiej słabo wentylowanych. Mowa o takich miejscach i sytuacjach jak chociażby szkolne klasy, imprezy w klubach, sale weselne, czy lansujący się politycy. Na świeżym powietrzu nie utrzymuje się zbyt długo. Do tego promieniowanie UV w świetle słonecznym jest dla wirusa szkodliwe.

Nie oznacza to bynajmniej, że demonstracje są zupełnie bezpieczne. Jak już wspomniano: tłum i niestosowanie środków ostrożności w formie maseczki znacząco zwiększa ryzyko zakażenia koronawirusem. Przy czym z punktu widzenia rozprzestrzeniania choroby w społeczeństwie od samych masowych zgromadzeń większy problem stanowi dojazd na nie i to co ludzie robią przed i po demonstracji.

Czy demonstracje roznoszą covid-19? Tak, ale w stopniu dużo mniejszym niż inne przejawy ludzkiej aktywności. Dlatego należy demonstrować w sposób odpowiedzialny – zachowywać dystans, unikać największego ścisku i zasłaniać nos i usta maseczką ochronną. Jednocześnie nie warto wierzyć w narrację rządzących, którzy z przyjemnością skutki swoich błędów, zaniechań i nieodpowiedzialności zrzucić na politycznych przeciwników.