Rafał Woś na łamach „SE” przedstawił iście szaleńczą propozycję. Płatny miesięczny urlop w sierpniu dla każdego pracującego, niezależnie od formy zatrudnienia. Jej realizacja oznaczałaby właściwie zamrożenie gospodarki na cały sierpień. Czy ma rację bytu? Nie. Czy jest poważna? Prawdopodobnie też nie. Za to zwraca uwagę na problem prawa do wypoczynku.
Sierpień jako miesiąc wolny dla wszystkich to skrzyżowanie lockdownu z zakazem handlu w niedzielę
Felietonista „SE” Rafał Woś przedstawił we wtorek bardzo niecodzienną propozycję. A gdyby tak dać każdemu pracującemu Polakowi płatny miesięczny urlop w sierpniu? Brzmi wręcz szaleńczo. Zresztą sam Woś już na wstępie przedstawił spodziewane kontrargumenty.
Jednocześnie gdy człowiek domaga się wolności zwykłej, takiej tu i teraz – na przykład prawa do odpoczynku i niepracowania w wakacje – zaczyna się popłoch. I słyszymy, że to się tak nie da, że gospodarka się zawali i że zbyt długie wakacje to niechybny spadek produktywności, bieda i ogólne narodowe rozprężenie
Nie da się ukryć, że posłanie niemalże wszystkich Polaków na urlop trwający przez cały sierpień tak właśnie by się skończyło. Wyobraźmy sobie skutki całomiesięcznego zamrożenia gospodarki. Właściwie, nawet nie musimy sobie ich wyobrażać. Wystarczy sobie przypomnieć pierwsze pandemiczne miesiące. Bardzo twardy lockdown skrzyżowany z miesięcznym zakazem handlu w niedzielę – i tak rok do roku.
Oczywiście, to nie tak, że nie istnieją argumenty na „tak”. Publicysta przekonuje na przykład, że istnieją liczne badania dowodzące, że wakacje dłuższe, niż jeden weekend znacząco redukują poziom stresu, problemy układu krążenia i w sprzyjają wydłużeniu spodziewanej długości życia.
Miesięczny urlop dla każdego Polaka trudno traktować jako poważną propozycję. Na szczęście zapewne nią nie jest
Można by oczywiście się spierać, czy miesięczny urlop na każdego powinien przypadać w sierpniu, czy może we wrześniu, albo w lipcu. Można także sugerować jakieś usprawnienia, na przykład zakładając, że jedna trzecia Polaków będzie odpoczywać w tym miesiącu, następna w tamtym. Nie w tym jednak rzecz. Za propozycją Rafała Wosia kryje się całkiem poważny problem.
Wydaje mi się, że płatny miesięczny urlop dla każdego to bardziej pretekst niż poważna propozycja. Chodzi raczej o punkt wyjścia rozważań nad pomijanym w debacie publicznej prawem do wypoczynku. Woś zwraca bowiem uwagę na wiele bardzo daleko posuniętych naruszeń tego prawa w praktyce polskiego stosunku pracy i wszelkich stosunków pokrewnych.
Oczywiście taki urlop musi być płatny. To znaczy nie może się wiązać z redukcją faktycznych dochodów pracownika. Co niestety staje się plagą w czasach upowszechnionego śmieciowego samozatrudnienia czy dorywczych umów skonstruowanych wedle logiki akordu (ile wypracujesz, tyle zarobisz). Problem dotyka także (o czym rzadko się mówi) ludzi na mitycznym etacie
Poszatkowanie przysługującego pracownikowi urlopu wypoczynkowego wydaje się w tym wypadku problemem drugorzędnym. Sierpień jako „miesiąc urlopu” stanowi tutaj bardziej wzięcie w obronę prawa pracownika do realizacji swoich praw do dłuższego, nieprzerwanego wypoczynku.
W pogoni za wyższym PKB i wzrostem gospodarczym zgubiliśmy gdzieś konstytucyjne prawo do wypoczynku
Prawo to nie jest zresztą jakimś tam wyrazem łaski ustawodawcy wciśniętą gdzieś do kodeksu pracy w ramach jednorazowego aktu dobroci. Wynika wprost z art. 69 Konstytucji RP. Zgodnie z tym przepisem, obywatele naszego kraju mają prawo do wypoczynku. Warto podkreślić: nie tylko ci zatrudnieni na etacie. Na szczególną uwagę zastępuje również ustęp drugi:
Prawo do wypoczynku zapewniają pracownikom: ustawowe skrócenie czasu pracy przez urzeczywistnienie ośmiogodzinnego dnia pracy oraz krótszego czasu pracy w przypadkach przewidzianych ustawami, ustawowo określone dni wolne od pracy, coroczne płatne urlopy
Jak widać w toku dążenia do uelastycznienia rynku pracy, coraz wyższego PKB i wzrostu gospodarczego coś zgubiliśmy. I akurat tym razem nie chodzi o powszechne prawo do ochrony zdrowia. Uzależnienie oczywistych przywilejów obywatelskich od pracy na etacie jest sprzeczne z zasadami wytyczonymi w ustawie zasadniczej. Stąd zresztą takie pomysły, jak chociażby rozszerzenie definicji pracownika.
Nie byłoby właściwie większego problemu, gdyby wszystkie instytucje prawa pracy i prawa cywilnego były stosowane zgodnie z ich przeznaczeniem. Niestety, przez długie lata naginaliśmy je pod doraźne korzyści. Trochę, jak ten pracownik na etacie w jednym z przytoczonych przez Rafała Wosia przykładów. Kiedyś sobie odbijemy te wszystkie kompromisy i wyrzeczenia ostatnich dekad. Odbijemy, prawda?