Wojna o kotleta najwyraźniej trwa dalej. Kolejną propozycją Sylwii Spurek jest wyższa składka zdrowotna dla jedzących mięso. A to przecież niejedyny przykład zachowania, które mogłoby uzasadniać zastosowanie takiego środka. Czy państwo powinno w ogóle różnicować sytuację ubezpieczonych?
Władze publiczne powinny traktować wszystkich równo, ale tego przecież od lat nie robią
Specjalny podatek od mięsa to w tym momencie pieśń przyszłości, podobnie jak wyższy VAT na produkty pochodzenia zwierzęcego. Europosłanka Sylwia Spurek przedstawiła jednak na Twitterze kolejną propozycję mającą na celu zachęcenie obywateli do zmiany nawyków żywieniowych. Na wegańskie, ma się rozumieć.
A może osoby jedzące produkty odzwierzęce, świadomie narażające się na nowotwory, choroby serca czy cukrzycę typu 2, powinny płacić wyższą składkę na ubezpieczenie zdrowotne? Znając ryzyka i mając dostęp do innej żywności?
Negatywny wpływ jedzenia czerwonego mięsa na zdrowie człowieka jest faktem. Można się oczywiście spierać o jego skalę, jednak nie to w propozycji Spurek jest tak naprawdę najważniejsze. Załóżmy na chwilę, że europosłanka ma całkowitą rację. Czy taki stan rzeczy uzasadniałby wprowadzenie wyższej składki zdrowotnej dla jedzących mięso? Jeżeli zaś tak, to co w innych przypadkach, w których ubezpieczony świadomie naraża swoje zdrowie na szwank?
W pierwszej kolejności warto przyjrzeć się art. 32 Konstytucji. Przepis ten przywoływano już bowiem pod twittem Sylwii Spurek zawierającym propozycję. Zdaniem jednego z internautów, wyższa składka zdrowotna dla jedzących mięso kłóciłaby się z zasadą równego traktowania przez władze publiczne.
To jednak nie oznacza, że te same władze nie mogą w Polsce różnicować dostępu obywateli do opieki zdrowotnej w oparciu o arbitralne kryteria. W końcu jak najbardziej to robią. Przykładem może być chociażby pozostawienie poza nawias ubezpieczenia zdrowotnego osób, które nie pracują na umowie o pracę.
Pracownicy zatrudnieni na umowach cywilnoprawnych, oraz niezarejestrowani bezrobotni, mają do wyboru dobrowolne ubezpieczenie zdrowotne w NFZ. I to pomimo przepisów art. 68 ustawy zasadniczej, zapewniających rzekomo równy dostęp do świadczeń opieki zdrowotnej finansowanej ze środków publicznych.
Wyższa składka zdrowotna dla jedzących mięso to rozwiązanie tyleż niesprawiedliwe, co karkołomne w stosowaniu
Skoro więc wiemy już, że wyższa składka zdrowotna dla jedzących mięso jak najbardziej leży w zakresie możliwości naszego państwa, to powinniśmy się zastanowić, czy takie posunięcie miałoby sens. Warto przy tym zaznaczyć, że nie tylko mięsożercy narażają swoje zdrowie. Mamy przecież w Polsce także palaczy, koneserów napojów wyskokowych, antyszczepionkowców, czy nawet wyczynowych sportowców. Wszyscy oni przecież „znają ryzyko” i mogą po prostu zmienić swój sposób życia.
Akcyza na papierosy i alkohol stanowi dość dobre źródło przychodów budżetu państwa. Perspektywa jej podwyższenia wynika jednak z rzekomej troski rządzących o zdrowie Polaków. Z tego samego powodu wprowadzono przecież opłatę cukrową. W tym przypadku chodziło o zmniejszenie spożycia słodzonych napojów, oraz alkoholu sprzedawanego w małych butelkach. Na całym świecie obserwujemy presję, by niezaszczepionych na własne życzenie obłożyć dodatkowymi obostrzeniami. Pomimo tego, że szczepienia przeciw covid-19 są cały czas w pełni dobrowolne.
Wyższa składka zdrowotna dla jedzących mięso mieści się więc w logice dotychczasowego postępowania państwa. Owszem, obecna władza w „wojnie o kotleta” stoi raczej po stronie polskich tradycji kulinarnych, więc wprowadzenia takiego rozwiązania nie mamy się co spodziewać. Dlatego też dopuszczenie przez Parlamentu Europejskiego stosowania wyższej składki VAT na mięso nad Wisłą nie ma żadnego znaczenia. To w końcu raptem możliwość, nie obowiązek.
Właśnie dlatego równość wobec prawa jest wartością tak kluczową. Sytuacja prawna obywateli nie powinna zależeć od tego, jaka opcja ideologiczna akurat sprawuje władzę. Zwłaszcza w kwestiach tak kluczowych, jak ochrona zdrowia. Często także życia. Powinniśmy więc, jako państwo, odchodzić od stosowania w tym obszarze arbitralnych kryteriów – zamiast tworzyć nowe.
Od strony czysto praktycznej, wyższa składka zdrowotna dla jedzących mięso byłaby zresztą narzędziem nieefektywnym. Jak to bowiem sprawdzić? W oparciu o deklarację, czy może śledząc zakupy każdego obywatela? Podobnie byłoby z papierosami, czy alkoholem. Dlatego właśnie rządzący nowe daniny konstruują w taki sposób, by stanowiły część składową ceny. Pod tym względem podatek od mięsa był rozsądniejszym pomysłem.