Jednym z największych problemów w Polsce jest brak dostępnych w rozsądnych cenach mieszkań. Z drugiej strony – mamy niemal 2 mln pustych mieszkań, co wskazał ostatni spis powszechny. Kwadratura koła? Dane pokazują, że puste mieszkania w Polsce – na tle Europy – wcale nie są takim dużym problemem. Zatem – co zrobić z pustymi mieszkaniami?
W Polsce jest ok. 1,8 mln pustych mieszkań, tak przynajmniej wskazują dane GUS. A to daje ponad 12 proc. wszystkich lokali mieszkalnych w kraju. Brzmi to dość przerażająco – w kraju, w którym ludzie mają coraz większy problem z kupieniem lokum tyle mieszkań się marnuje?
Analitycy Rynku Pierwotnego porównali jednak te dane z innymi krajami Europy i świata.
Okazuje się, że według OECD udział pustostanów w ogólnej liczbie mieszkań w polskich terenach miejskich nie jest bardzo duży i utrzymuje się na poziomie poniżej 10 proc. To porównywalny wynik np. do tego niemieckiego. Znacznie więcej miejskich pustostanów jest na przykład w Czechach, USA czy Australii. Najgorzej pod tym względem jest w Grecji, Hiszpanii czy Rumunii.
Polskie pustostany na tle innych krajów
Dużo więcej mamy pustostanów na terenach wiejskich. Choć i tak nasza sytuacja jest tu lepsza niż w Czechach, gdzie odsetek takich pustych mieszkań dobija tam do 25 proc.
Co zrobić z pustymi mieszkaniami? I tu jest problem
Skoro mamy stosunkowo nie tak dużo pustych „miejskich” pustostanów, można przyjąć, że nie mamy jeszcze masowego problemu inwestorów, którzy skupują mieszkania i nawet ich nie wynajmują. Taka sytuacja jest bardzo groźna dla rynku mieszkań. Z jednej strony „podbija” to bowiem cenę lokali (kupują je bogaci inwestorzy). Z drugiej strony z rynku „wypadają” mieszkania, które nie zostają zagospodarowane.
Analitycy Rynku Pierwotnego sugerują jednak, że problem pustych mieszkań skorelowany jest przede wszystkim ze zmianami społecznymi. Ludzie przeprowadzają się do metropolii, a ich stare mieszkania (często leciwe i kiepsko zlokalizowane) po prostu pozostają puste. A w metropoliach problem z dostępnością lokali przez to jeszcze bardziej się pogłębia…
Czy można sobie z tym jakoś poradzić? Pewne nadzieje dawał zwrot ku pracy zdalnej. Skoro można pracować z dowolnego miejsca, to po co kupować mieszkanie w Warszawie? Może lepiej wyremontować stary dom dziadka w Kutnie i dojeżdżać do stolicy raz w tygodniu na spotkania? Przecież to się opłaci nawet przy obecnych cenach benzyny. Były nadzieje, że taki trend się utrzyma po pandemii, ale na razie można mieć wrażenie, że Polacy ciągną jednak do dużych miast. A domy w tych mniejszych pozostają pustostanami.