Podatek katastralny w formie znanej z innych państw kojarzy się nam słusznie z ostatecznym instrumentem podatkowej opresji. Jego wprowadzenie oznaczałoby nad Wisłą faktyczne wywłaszczenie wielu właścicieli nieruchomości, których nie byłoby stać na uiszczanie co miesiąc daniny. Czy jednak powszechny podatek katastralny dałoby się wprowadzić bez wylewania dziecka z kąpielą? Teoretycznie tak.
Jeżeli prawie cały świat zachodni stosuje kataster, to dlaczego Polska miałaby tego nie robić?
Jeżeli miałbym wskazać jedna daninę, która w Polsce budzi większą niechęć niż abonament RTV, to będzie nią z pewnością podatek katastralny. To o tyle interesujący fenomen, że nikt takiego podatku jeszcze w naszym kraju nie wprowadził. Mało tego: wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że podatku katastralnego nigdy nie będzie w Polsce. Nie zmienią tego ani utyskiwania przedstawicieli OECD, ani sytuacja na rynku nieruchomości, ani nawet wola programowa ze strony niektórych polityków. Opór społeczny przed skutkami ustanowienia takiej daniny byłby po prostu zbyt wielki.
Prawdę mówiąc, jeszcze nie dawno wydawało mi się, że deklaracja chęci wprowadzenia podatku katastralnego to polityczne samobójstwo. Rządzący za każdym razem, kiedy temat przewinie się w debacie publicznej, gorączkowo zapewniają, że absolutnie nie mają takich planów, nigdy nie mieli i nigdy mieć nie będą. Tymczasem Partia Razem w swoim programie wprost deklaruje chęć jego wprowadzenia, aczkolwiek dopiero od drugiego mieszkania.
Dlaczego powszechny podatek katastralny wywołuje takie emocje i taką niechęć? Przecież w Unii Europejskiej czy Stanach Zjednoczonych to właściwie standard. Dość dobrze ujął do swego czasu Jarosław Kaczyński.
To jest instytucja co prawda znana w różnych krajach i mająca swoją historię, ale instytucja, która w polskich warunkach – gdyby ją wprowadzić na poważnie, a nie ma sensu jej wprowadzać nie na poważnie – doprowadziłaby po prostu do wywłaszczenia z wszelkiego rodzaju własności odnoszącej się do nieruchomości ogromnej części Polaków
Czy prezes Prawa i Sprawiedliwości miał tutaj rację? Jak najbardziej. Powszechny podatek katastralny skonstruowany według europejskich standardów wynosiłby zaledwie 1 proc. To wystarczyłoby do porażającego wręcz zwiększenia opodatkowania z tytułu posiadania nieruchomości. Jak bardzo? Według niektórych szacunków w grę wchodzi podatek wyższy nawet 50 razy. Wszystko oczywiście zależy od wartości nieruchomości i jej powierzchni. Bezpieczniej byłoby jednak przyjąć, że powszechny podatek katastralny sprawiłby, że większość Polaków zapłaciłaby co najmniej 10 razy więcej.
Powszechny podatek katastralny i domiar naliczany od drugiego mieszkania to dwa zupełnie różne podatki
Podatek katastralny w Polsce oczywiście da się wprowadzić w taki sposób, żeby nie skończyło się to narodową tragedią. Koncepcje „mądrego podatku katastralnego” opisywaliśmy na łamach Bezprawnika wielokrotnie. Możliwości są właściwie dwie. Pierwszą poniekąd podsuwa nam Partia Razem.
Opodatkowanie w ten sposób już drugiej nieruchomości zupełnie zmienia charakter tej daniny. Zamiast zastępstwa dla podatku od nieruchomości uzyskujemy współczesny domiar, którego celem jest ukarać bogatych za to, takowe posiadają. Dlatego, jeśli już rozważać wykorzystanie podatku katastralnego jako instrumentu do regulowania struktury rynku nieruchomości, to powinniśmy poprzeczkę postawić na dużo rozsądniejszym poziomie.
Trudno byłoby jednak powiedzieć, ile miałoby to być mieszkań. Pięć? Osiem? Dziesięć? Zawsze można opodatkować w ten sposób tylko mieszkania wykorzystywane przez przedsiębiorców świadczących usługi najmu krótkoterminowego i rzeczywiście moglibyśmy mieć z takiego podatku jakiś pożytek. Ja jednak nie jestem entuzjastą takiego rozwiązania.
Można jednak wprowadzić powszechny podatek katastralny, zakładając z góry, że obciążenia właścicieli nieruchomości powinny pozostać w miarę możliwości niezmienione. Oznaczałoby to ustalenie stawki na bardzo niskim poziomie, być może w okolicach jednego promila. Niektóre europejskie państwa stosują nieco wyższe stawki, ale reprezentujące podobny rząd wielkości. Na przykład w Irlandii dla nieruchomości wartych poniżej miliona euro wynosi ona 0,18 proc. Dopiero te droższe opodatkowane są stawką 0,25 proc.
Podatek naliczany od wartości nieruchomości w polskich warunkach byłby katastrofą
Tego typu rozwiązanie ma swoje wady. Przede wszystkim, właściciele wartościowych nieruchomości o względnie niewielkim metrażu i tak zapłaciliby więcej. Kolejny problem to mechanizm wyliczania wartości nieruchomości na potrzeby ustalenia podstawy opodatkowania. Kto miałby to robić? Jak często? Za czyje pieniądze? Tutaj chyba nie ma dobrych odpowiedzi. Możemy sobie co najwyżej wybrać jakieś mniejsze zło.
Przede wszystkim jednak powszechny podatek katastralny w Polsce nie może funkcjonować w sytuacji, gdy opodatkowujemy z równą zaciekłością właściwie wszystkie aspekty życia. Mamy już dość mocno progresywny podatek dochodowy. W połączeniu z nową wersją składki zdrowotnej skutecznie drenuje Polakom dochody z pracy. Z opodatkowania konsumpcji nasze państwo żyje. VAT i akcyza to najważniejsze źródła dochodów budżetowych. Przy wysokiej podstawowej stawce VAT wynoszącej 23 proc. i przekombinowanej konstrukcji podatku wręcz nie może być inaczej.
Wspominałem wyżej o „utyskiwaniach OECD”. Tak naprawdę nie chodziło o domaganie się od Polski, by ta wprowadziła powszechny podatek katastralny. Nie do końca. Jej przedstawiciele zwrócili uwagę na to, że nasze państwo skupia się na opodatkowaniu pracy i konsumpcji zamiast opodatkowaniu majątku. Co najlepiej byłoby zrobić za pomocą… powszechnego podatku katastralnego.
Szanuj podatki swoje, bo jeszcze ktoś ci wprowadzi powszechny podatek katastralny
Jaka jest różnica pomiędzy Polską a państwami stosującymi ten podatek? Ogromne przywiązanie do posiadania mieszkania czy domu na własność oraz do samej nieruchomości jako takiej. Wciąż raczej chcemy mieć, niż wynajmować i znosić kaprysy „landlorda”. Nawet ekonomiści OECD zdają sobie sprawę z tego, co pisałem na samym początku: opór społeczny przed zamachem na jedną z największych świętości Polaków byłby przeogromny.
Przy odrobinie zawziętości i dużej dozie legislacyjnej finezji można skonstruować powszechny podatek katastralny na polskie warunki. Warunkiem niezbędnym wydaje się nie tylko wybór dostatecznie niskiej stawki, ale też złagodzenie podatkowej opresji wszędzie indziej.
Czy warto? Nie wydaje mi się. Opodatkowanie pracy i konsumpcji ma tę zaletę, że w tych przypadkach mamy pewność, że obywatel ma jakieś pieniądze na pokrycie zobowiązania. W obydwu przypadkach najczęściej odbywa się to w pełni automatycznie. Równocześnie podatnik nie musi mozolnie odpracowywać wartości już posiadanej nieruchomości. To właśnie przez tą ostatnią kwestię uważam podatki majątkowe za niemoralne na wskroś.
Wniosek z powyższych rozważań nasuwa się sam. Może i narzekamy na polski system podatkowy na każdym kroku, ale jego istota wydaje się skonstruowana rozsądnie. W najgorszym przypadku: lepiej wpisuje się w lokalne uwarunkowania niż zagraniczne alternatywy.