Nie można po dobroci, to trzeba użyć siły. Taka dewiza firmuje pomysły Komisji Europejskiej, aby już od 2020 roku w nowych samochodach obowiązkowo montować systemy uniemożliwiająca (albo przynajmniej utrudniające) przekraczanie prędkości przez kierowców. Koniec wyścigów idiotów za kierownicą? Jestem na tak.
Niedostosowanie prędkości do panujących na drodze warunków, jak również zwyczajne przekraczanie prędkości to najczęstsza przyczyna wypadków samochodowych. Pomijając skrajnie rzadko występujące zjawiska (np. niewidoczna warstwa lodu na drodze) oznacza to, że za większość wypadków drogowych, również śmiertelnych, odpowiadają kierowcy. Często zresztą w ślad za nadmierną prędkością idą kolejne, równie mądre zachowania, jak szaleńcze wyprzedzanie i wymuszanie pierwszeństwa. Co doskonale widać na kompilacjach wypadków z polskich dróg:
Co zatem można zrobić, aby bezpieczeństwo na drogach poprawić, a dbających o bezpieczeństwo użytkowników dróg ochronić przed idiotami za kierownicą? Ze zrozumiałych względów takie rozwiązania jak fotoradary czy policyjne kontrole prędkości nie dają zadowalających rezultatów. Wynika to choćby z tak oczywistych ograniczeń jak skończona wielkość zasobów ludzkich w Policji czy trudność w realizacji idei „jedno skrzyżowanie – jeden fotoradar”.
Inteligentny tempomat ochroni nas przed zabójcami za kierownicą?
Europejska Rada Bezpieczeństwa Transportu – ciało doradcze Komisji Europejskiej – ma na to wszystko plan. Rozwiązanie jest właściwie gotowe, technologie – wdrożone, wystarczy jedynie zielone światło ze strony polityków, aby już od 2020 roku na drogach było bezpieczniej. W jaki sposób?
Rozwiązaniem tym ma być obowiązkowo instalowany w nowych samochodach (jak obecnie ABS czy ESP) system ISA (Intelligent Speed Assistance), czyli inteligentny tempomat. To kombinacja kilku rozwiązań technicznych (głównie kamer oraz GPS), które pozwalają oprogramowaniu pojazdu ocenić, jaka jest dopuszczalna prędkość na danej drodze. Cel: nie pozwolić kierowcy tej granicy przekroczyć. A raczej, to jedna z możliwych opcji, ISA też może być skonfigurowana w kilku wariantach: od hardkorowej, w której prędkości po prostu nie da się przekroczyć, bo pedał gazu nie będzie reagował na komendy kierowcy, po wersję podobną do tej, jaką pełnią czujniki zapięcia pasów bezpieczeństwa (tj. wydawanie irytujących dźwięków). Niektóre wdrożenia ISA pozwalają np. na czasowe ominięcie blokady, np. przy wyprzedzaniu TIR-ów.
Idea jest zatem taka, aby od 2020 roku każdy nowy samochód sprzedawany w UE był obowiązkowo wyposażony w system ISA. To doskonały pomysł – choć nie mam wątpliwości co do tego, że będzie znienawidzony przez wielu kierowców. Wielu naszych rodzimych wyścigowców, traktujących drogi jak lokalną wersję Nürburgringu (znanego toru wyścigowego), z pewnością będzie protestować przeciwko takim pomysłom. Z pewnością padną hasła o „lewackim ograniczaniu swobód obywatelskich” albo pouczające historie o tym, jak mąż musiał, łamiąc ograniczenia prędkości, zawieźć rodzącą małżonkę na porodówkę.
Tak, to prawda: czasami przekroczenie prędkości jest konieczne. Jak choćby wtedy, gdy trzeba wykonać manewr ratujący nas przed szaleńcem pędzącym dwu-trzykrotnie szybciej niż dopuszczalna prędkość. Dlatego koncepcja ISA pozwalająca na chwilowe złamanie ograniczeń wydaje się być sensownym kompromisem między ideami a rzeczywistością.
Jedyny minus tego rozwiązania jest taki, że dopiero za kilkadziesiąt lat (prawie) wszystkie pojazdy w Polsce będą takie systemy posiadały, a inteligentny tempomat będzie oczywistością. A w międzyczasie trzeba zacisnąć zęby i z godnością walczyć o życie na polskich drogach.