Przed wyborami nasze społeczeństwo odkryło, że internetowe osobowości mogą jednak mieć brzydkie rzeczy za uszami. Tymczasem patologia w mediach cały czas ma się dobrze. Rządowa walka z nią sprawia wrażenie pozorowania działań. Wszystko to dzieje się w kraju, w którym byle reklama piwa wywołuje ogólnopolski skandal i natychmiastowe retorsje ze strony państwa.
Powinniśmy się już chyba przyzwyczaić, że patologia w mediach znowu przekracza jakąś granicę
Pamiętacie jeszcze słynne Pandora Gate, którym Polacy żyli przed wyborami parlamentarnymi? Internetowi celebryci znani z bycia osobami znanymi zostali oskarżeni przez innego internetowego celebrytę o różne naprawdę paskudne zachowania, z których niektóre mogą nawet stanowić przestępstwo. Jednego gagatka nawet aresztowano, tyle że w Wielkiej Brytanii. Może zostanie poddany ekstradycji do Polski, może nie. Czy całe zamieszanie coś zmieniło w naszym społeczeństwie? W żadnym wypadku.
Co do zasady może to lepiej, bo różnego rodzaju patologiczne zachowania garstki tak zwanych youtuberów mogły stanowić świetny pretekst dla polityków, żeby rzucić się na internet jako taki. Wprowadziliby zaraz jakieś mniej lub bardziej niepotrzebne ograniczenia, oczywiście w trosce o dobro dzieci. Zazwyczaj tego typu hasełka kwituję co najwyżej wzruszeniem ramion albo cynicznym uśmieszkiem. Choćby i dlatego, że moralizm w tworzeniu prawa jest dla mnie zwykle czymś niepożądanym. Niestety, nawet ja muszę przyznać, że jako społeczeństwa mamy pewien problem. Jest nim patologia w mediach jako taka.
Przykładem, o którym zrobiło się niedawno głośno, jest najnowszy pomysł organizowania walk w formule freak fight. Organizacja Clout MMA wymyśliła sobie, że w oktagonie zmierzą się była dziewczyna patostreamera Daniela Magicala z jego 50-letnią matką, także patostreamerką. Co będzie następne? Powiedziałbym, że pewnie średniowieczne walki karłów, ale nie oszukujmy się: ten pociąg już dawno odjechał.
Ktoś mógłby powiedzieć, że skoro ludzie chcą takie rzeczy oglądać, to nic mi do tego. Na dobrą sprawę mieliby rację, w końcu różni ludzie mają różne gusta. Skoro jest popyt na tego typu rozrywkę, to niewątpliwie są osoby, których takie walki bawią. Okazuje się jednak, że interes prawny w tej sprawie może mieć nasze państwo. Mam tutaj na myśli przepisy ustawy o radiofonii i telewizji.
Tak się składa, że serwisy VOD i YouTube nie są wolne od rygorów ustawy o radiofonii i telewizji
Zacznijmy od art. 1a przywołanego aktu prawnego. Dowiemy się z niego, że rygory ustawy stosuje się do dostawców usług medialnych oraz platform udostępniania wideo. Różnego rodzaju serwisy VOD wypełniają definicję legalną platformy udostępniania wideo. Tym samym możemy względem nich zastosować dwa zawarte w art. 18 ustawy.
1. Audycje lub inne przekazy nie mogą propagować działań sprzecznych z prawem, z polską racją stanu oraz postaw i poglądów sprzecznych z moralnością i dobrem społecznym, w szczególności nie mogą zawierać treści nawołujących do nienawiści lub przemocy lub dyskryminujących ze względu na płeć, rasę, kolor skóry, pochodzenie etniczne lub społeczne, cechy genetyczne, język, religię lub przekonania, poglądy polityczne lub wszelkie inne poglądy, przynależność państwową, przynależność do mniejszości narodowej, majątek, urodzenie, niepełnosprawność, wiek lub orientację seksualną lub nawołujących do popełnienia przestępstwa o charakterze terrorystycznym.
4. Zabronione jest rozpowszechnianie audycji lub innych przekazów zagrażających fizycznemu, psychicznemu lub moralnemu rozwojowi małoletnich, w szczególności zawierających treści pornograficzne lub w sposób nieuzasadniony eksponujących przemoc.
Jeżeli ktoś uważa, że freak fighty nie są sprzeczne z moralnością i dobrem społecznym, to najwyraźniej nie ogląda ich zbyt uważnie. Działalność patostreamerów wszelkiej maści z całą pewnością zagraża psychicznemu lub moralnemu rozwojowi małoletnich. W końcu ci mogą nie rozumieć, że patologia w mediach ma dawać odbiorcy możliwość popatrzenia na rozmaite indywidua z góry i tym samym poprawić sobie samopoczucie. Dzieci mogą obrać sobie takie osobowości za wzór do naśladowania. Przynajmniej dokładnie taki sposób rozumowania nasze państwo stosuje w bardzo zbliżonych sytuacjach.
Nasze państwo bardzo chętnie wtrąca się do treści publikowanych w mediach
Organy naszego państwa jakoś potrafią być zabójczo wręcz skuteczne, gdy tylko gdzieś w przestrzeni publicznej pojawi się reklama piwa. Nie tak dawno za reklamowanie alkoholu w internecie posypały się surowe kary dla między innymi znanych aktorek. Także w przypadku szeroko rozumianej erotyki w tradycyjnych mediach tam, gdzie jej nie powinno być, reakcja jest szybka i stanowcza. Dlaczego w takim razie bardziej dosłownie rozumiana patologia w mediach jest przez te same organy ignorowania?
Prawdę mówiąc, skala zjawiska jest dzisiaj bardzo szeroka. Patostreamy w internecie oraz gale freak fight to jedynie dwie jego części składowe. Zresztą odchodzący rząd bardzo się chwalił, jak to będzie wspomniane patostreamy zwalczać. Skończyło się na zapowiedziach i dość symbolicznych działaniach. Koniec końców władza nie była w stanie nawet trwale poradzić sobie z dwójką przedstawicieli gatunku, którzy poszli w politykę i otwarte nawoływanie do nienawiści na tle narodowościowym.
W międzyczasie nawet ogólnopolskie media nadają coś, co nazywam patostreamami dla bogatych. Mowa o popularnych i eksponowanych programach typu reality, którym do internetowej formuły wcale tak dużo nie brakuje. Próby wywołania szoku u odbiorców doborem obsady albo wyzwaniami stawianymi przed uczestnikami stały się właściwie codziennością. Co ciekawe, akurat Telewizja Polska pod tym względem ma najmniej na sumieniu. Przynajmniej jeśli nie liczymy jako patologii programów publicystycznych z przekrzykującymi się politykami oraz wyczyny „paskowego”.
Skoro uznajemy powszechnie, że państwo powinno w jakimś stopniu czuwać nad treściami publikowanymi w mediach, to powinniśmy domagać się, by robiło to skutecznie. Zwłaszcza że ustawodawca stworzył sobie ku temu podstawę prawną. Całkowicie dosłownie rozumiana patologia w mediach w żadnym wypadku nie zasługuje na większą tolerancję niż reklama Wyborowej na Facebooku.