Jednym z celów dyrektywy work-life balance było większe zaangażowanie mężczyzn w opiekę nad nowonarodzonymi dziećmi. Wprowadzone regulacje powoli zaczynają działać, gdy zgodnie z danymi ZUS ojcowie korzystają z urlopów rodzicielskich częściej niż przed zmianami. Teraz głównym zadaniem jest utrzymanie trendu rosnącej aktywności zawodowej kobiet.
Pierwsze dobre sygnały z rynku pracy. Ojcowie korzystają z urlopów rodzicielskich częściej niż wcześniej
Zeszłoroczne zmiany wprowadzone do kodeksu pracy odbiły się szerokim echem wśród niemal wszystkich uczestników rynku pracy. Nowych propracowniczych rozwiązań jest wiele, a to przekłada się na nawet 35 dni urlopu do wykorzystania w 2024 roku. Prawdziwa rewolucja dotknęła jednak przede wszystkim rodziców noworodków. Zgodnie z ubiegłorocznymi zmianami do wykorzystania jest bowiem dodatkowe 9 tygodni urlopu rodzicielskiego. Żeby jednak skorzystać z tego dobrodziejstwa wolne wziąć musi musi zarówno tata, jak i mama. Tym samym każdy z opiekunów ma pozostać z dzieckiem w domu przez co najmniej 9 tygodni.
Do tej pory prawie 2/3 ojców bało się iść na urlop rodzicielski w obawie przed reakcją własnego szefa. Takie nastawienie w najbliższych latach powinno ewoluować, a pierwsze tego symptomy widzimy już dziś. Zgodnie z danymi zebranymi przez ZUS i opracowanymi przez Polski Instytut Ekonomiczny, w pierwszym pełnym kwartale po wprowadzeniu zmian liczba ojców korzystających z urlopu rodzicielskiego znacznie wzrosła.
W III kwartale 2023 roku na urlopie rodzicielskim przebywało ponad 8,4 tysięcy mężczyzn. To ponad pięć razy więcej niż rok wcześniej, gdy z tego rodzaju urlopu skorzystało zaledwie 1,6 tysięcy ojców. Wzrost jest zatem zauważalny, jednak do ideału daleko. Jak podaje PIE nadal na każde 100 kobiet przebywających na urlopie macierzyńskim we wskazanych trzech miesiącach 2023 roku przypadało zaledwie 5 mężczyzn.
Skoro ojcowie chętniej zostają w domu, to czas wypychać z nich mamy
Aktywizacja zawodowa kobiet powinna być kolejnym, po zachęceniu ojców do urlopów rodzicielskich, krokiem mogącym ożywić rynek pracy. Od dawna eksperci wskazują bowiem, że lepsze wykorzystanie potencjału zawodowego może przynieść gospodarce miliardy złotych. Tymczasem przez lata wskaźnik aktywności zawodowej wśród Polek znacznie odbiegał od średniej unijnej. Powody były zawsze takie same – gorsza sytuacja finansowa kobiet, wypracowany model rodziny oraz brak wsparci w opiece nad potomstwem.
Sytuacja zmienia się w ostatnim czasie i należy skupić się na utrzymaniu tego trendu. Według danych Eurostatu, na które powołało się swego czasu Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej aktywność zawodowa kobiet w Polsce rośnie szybciej niż aktywność mężczyzn, a dynamika wzrostu przewyższa średnią w całej Unii Europejskiej. Obecnie wskaźnik utrzymuje się na poziomie mniej więcej 65%.
Zdaniem ekspertów liczby nie wynikają jednak z działań podejmowanych przez państwo. Głównym czynnikiem mobilizującym kobiety do powrotu do pracy jest w tej chwili drożyzna, a więc i zmniejszenie wartości transferów socjalnych. Kluczem będzie zatem to, jak aktywność zawodowa kobiet będzie wyglądała w nieco spokojniejszych czasach.
Dodatkowym bodźcem do powrotu na rynek pracy z pewnością będzie tzw. „babciowe”, którego wprowadzenie już w 2024 roku obiecał rząd Donalda Tuska. Wreszcie bowiem środki skierowane będą nie do wszystkich, a jedynie tych matek, które zdecydują się na powrót do pracy po urlopie macierzyńskim. Państwo zainwestuje zatem spore pieniądze, ale korzyści wynikające z ich wypłacania mają zwrócić się z wysoką nawiązką.