Kolejne obniżenie wieku emerytalnego znajduje się gdzieś na końcu listy rzeczy, których Polska potrzebuje. Wydawać by się mogło, że taki właśnie jest sens emerytur stażowych forsowanych nie tylko przez „Solidarność”, ale i przez Lewicę. Co jednak, jeśli okazałoby się, że sama koncepcja wcale nie jest taka zła? Pomysł można uratować w bardzo prosty sposób.
Sens emerytur stażowych tkwi w stworzeniu pracownikom o szczególnie długim stażu pracy dodatkowej możliwości
Emerytury stażowe budzą sporo kontrowersji. Sam pomysł jest stosunkowo prosty. Uprawnienia do przejścia na emeryturę uzyskiwałoby się nie tylko po osiągnięciu wyznaczonego wieku, ale także po przepracowaniu określonej liczby lat. Pracownicy z wieloletnim stażem z pewnością byliby zachwyceni tym pomysłem. Osoby zdające sobie sprawę z tego, że system emerytalny już teraz trzeszczy pod ciężarem demografii zwykle wykazują dużo mniejszy entuzjazm.
Ja sam na łamach Bezprawnika wielokrotnie emerytury stażowe krytykowałem. Możliwe jednak, że oceniam dążenia „Solidarności” i Lewicy do ich wprowadzenia w Polsce zbyt surowo. W końcu wystarczy chwilę się zastanowić i pomysł wydaje się do odratowania. Kluczem do sukcesu jest tutaj sam sens emerytur stażowych.
Po co właściwie mielibyśmy takie rozwiązanie wprowadzić? Chodzi o to, żeby osoby, które pracowały dostatecznie długo i sumiennie odprowadzały składkę na ubezpieczenie emerytalne, na samym końcu swojej aktywności zawodowej mogą już zwyczajnie nie mieć siły na kolejnych kilka lat. Skoro zaś włożyły do systemu tyle, ile od nich oczekiwano, to nie ma sensu wymagać od nich dalszego poświęcenia. Rzecz jasna problem nie istnieje w sytuacji, gdy pracownik chce i może dalej pracować. Takie przypadki jak najbardziej powinniśmy w naszych rozważaniach pominąć.
Tak naprawdę sens emerytur stażowych klaruje się w momencie, gdy odpowiemy sobie na ważne pytanie. Brzmi ono: właściwie ile lat pracownik powinien przepracować? Na pierwszy rzut oka wskazówką może być tutaj minimalna emerytura. Żeby uzyskać do niej prawo, pomimo nieuzbierania dostatecznej kwoty składek, kobieta musi przepracować 20 lat a mężczyzna 25.
Mało, nieprawdaż? Patrząc na problem pod tym kątem, wychodzi na to, że propozycja „Solidarności” jest naprawdę zdroworozsądkowa. Zakłada ona, że mężczyźni musieliby przepracować 40 lat, by móc przejść na emeryturę. Siłą rzeczy w polskich warunkach należy być realistą i nawet nie myśleć o podwyższeniu wieku emerytalnego przy okazji, albo o podobnych kombinacjach. Wyżej więc nie będzie.
Tak naprawdę mało który mężczyzna w dzisiejszej Polsce zdąży uzyskać 40 lat stażu pracy przed 65 urodzinami
Przywołana wyżej liczba stanowi znakomity punkt wyjścia. Ile bowiem lat Polak w ogóle może przepracować lat? Zakładając teoretyczny start w wieku 18 lat, wychodzi nam 47 lat do osiągnięcia wieku emerytalnego. Tyle tylko, że w dzisiejszych realiach wielu młodych ludzi najpierw idzie na studia. Od lat ok. 40 proc. wieku od 25 do 34 lat uzyskało wyższe wykształcenie. Można śmiało do tego dodać osoby, które próbują je zdobyć, ale na którymś etapie rezygnują albo uczelnia rezygnuje z nich. To daje nam kolejnych 5 lat z życiorysu. Tym samym zostają nam zaledwie 2 lata zapasu. Tylko czy aby na pewno?
Nie sposób nie zauważyć, że początki kariery zawodowej w Polsce nie zawsze są usłane różami. Wciąż można się spotkać z praktykami w rodzaju stosowania umów cywilnoprawnych jako „takiej fajniejszej dla pracodawcy umowy o pracę”. Obecnie częściej się chyba trafia wypychanie pracowników na samozatrudnienie. Za to z masowym stosowaniem tzw. umów śmieciowych musiały się mierzyć pokolenia rozpoczynające prace w poprzednich dekadach. Warto także wspomnieć, że młodzi ludzie nie zawsze myślą o swojej emeryturze świeżo po skończeniu edukacji, nawet gdy mają ku temu możliwość.
Tym samym możemy założyć, że przeciętnemu polskiemu pracownikowi te kolejne 2 lata mogą wypaść. Dodajmy do tego ewentualne przestoje w karierze zawodowej spowodowane różnymi wypadkami losowymi, jak na przykład okresy przeciągającego się bezrobocia. Szybko zauważymy, że z punktu widzenia typowego pracującego mężczyzny różnica może się okazać wręcz pomijalna. O ile oczywiście dana osoba w ogóle załapie się ze swoim stażem pracy na emeryturę stażową.
Tym samym obciążenie dla systemu wcale nie musi być tak duże, jak pierwotnie zakładano. Zresztą, poprzednia prezes ZUS prof. Gertruda Uścińska ostrzegała, że koszt wprowadzenia emerytur stażowych to 87 mld zł w ciągu następnych 10 lat. To raptem nieco więcej niż wydajemy na 800 Plus każdego roku.
Przy okazji można by za ich pomocą rozwiązać problem nierównego wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn
Czemu jednak pomijam w tych rozważaniach kobiety? Otóż na ich sytuację możemy patrzeć na dwa sposoby. Możemy przyjąć, jak „Solidarność”, że zachowujemy dotychczasowy status quo i panie korzystają z emerytur stażowych po przepracowaniu 35 lat. Możemy też skorzystać z okazji do naprawienia jednej z głównych bolączek systemu emerytalnego w Polsce.
Nierówny wiek emerytalny kobiet i mężczyzn to przykład rażącej dyskryminacji ze względu na płeć. Nie zmieni tego żadna argumentacyjna akrobatyka dowolnie wybranego składu Trybunału Konstytucyjnego. Tym samym pojawia się nam dodatkowy sens emerytur stażowych w postaci zatarcia tej nierówności. Wystarczy, że panie również nabywałyby to uprawnienie po przepracowaniu 40 lat.
Owszem, wychodzi nieco na styk, jeśli kobieta zaczęła karierę zawodową w wieku 18 lat. Mamy wówczas zaledwie 2 lata zapasu, bez uwzględnienia studiów, które są statystycznie bardziej popularne wśród pań. Należy jednak przypomnieć, że emerytury stażowe nie są sprytnym sposobem na obniżenie wieku emerytalnego. Chodzi o stworzenie drogi wyjścia dla szczególnie spracowanych osób ze szczególnie długim stażem pracy. Tak się składa, że na skutek wspomnianej wyżej nierówności będą to głównie mężczyźni. Kobiety zaś i tak mają obniżony o 5 lat powszechny wiek emerytalny, więc odrobina równości płci wobec prawa nie powinna stanowić dla nich żadnego problemu.
Jeśli wybieramy pierwotne rozwiązanie, to zamykamy się w tych ok. 9 mld zł rocznie. Nie jest to Przy emeryturach stażowych w wariancie „40 lat dla obydwu płci” prawdopodobnie udałoby się nam tę kwotę jeszcze zbić. Ku mojemu zaskoczeniu wychodzi na to, że nas stać. Byłoby to też rozwiązanie sprawiedliwe. Warunkiem jest to, by traktować deklarowany sens emerytur stażowych poważnie i nie próbować kombinować w kierunku cichego obniżania wieku emerytalnego dla możliwie dużej grupy pracowników.