Choć dla większości z nas święta to czas odpoczynku (i obżarstwa), to dla wielu jest to okres ciężkiej pracy. Na przykład: dla rabusiów, dla niepoznaki wtapiających się w tłum dzięki pomysłowemu przebraniu św. Mikołaja. Ale czasami coś idzie nie tak, i zwykły napad na bank okazuje się spektakularną klapą…
Podobno czasami od pomysłu ważniejsze jest wykonanie. Planowanie czy tworzenie wizji jest bowiem stosunkowo proste. Ale nie każdy pomysł na, na przykład, popularny samochód elektryczny wypalił – udało się to dopiero Elonowi Muskowi i jego Tesli. Podobnie rzecz ma się z pozornie genialnymi pomysłami na napad na bank czy inne miejsce pełne kosztowności. Wiedzą o tym doskonale fani tzw. con movie – filmów portretujących niezwykle skomplikowane włamania, takich jak Ocean’s Eleven.
Jednym z popularnych, filmowych klisz jest napad na bank w mniej lub bardziej wymyślnym przebraniu. W jednym z Batmanów ekipa Jokera nosi w takiej sytuacji maski Richarda Nixona. W rzeczywistym świecie stosunkowo „popularnym” rozwiązaniem jest przebranie się za św. Mikołaja. Nie powinno to nikogo dziwić, w okresie świątecznym taki strój gwarantuje niejaką anonimowość, a do tego nie wyróżnia się w tłumie. Pomysł na zbrodnię doskonałą? No cóż…
Napad na bank w stroju świętego Mikołaja? Doskonały pomysł zakończony krzesłem elektrycznym
Dzień przed Wigilią 1927 roku mieszkańcy Cisco w Teksasie byli świadkami niecodziennego zdarzenia. Czterech złoczyńców: przebrany za św. Mikołaja Marshall Ratliff oraz jego pomocnicy Henry Helms, Robert Hill i Louis Davis dokonali zuchwałego napadu na bank, kradnąc 12 400 dolarów w gotówce oraz kolejne 150 000 dolarów w papierach oszczędnościowych. W tamtych czasach to była całkiem spora suma pieniędzy, za te 12 tysięcy dolarów można było kupić na przykład 34 Fordy T (wtedy już nieco przestarzałe, to fakt).
Między napastnikami a mieszkańcami miasta (w końcu to Teksas, w którym wtedy broni nie nosiły chyba tylko brzdące do lat trzech) i funkcjonariuszami biura szeryfa wywiązała się strzelanina, w czasie której oddano kilkaset strzałów. Niestety, dwa z nich doprowadziły do śmierci szeryfa i jego zastępcy – obaj, jak ustalono potem w czasie śledztwa, zginęli z rąk ubranego w czerwony kubraczek herszta bandy. Ale sprawiedliwości stało się zadość, bo – choć dla trzech z czterech złoczyńców ten napad nie był pierwszym złamaniem prawa – misterny plan ucieczki z miejsca zdarzenia nie wypalił, bo… bandyci zapomnieli zatankować samochód, który miał posłuży do bezpiecznego opuszczenia Cisco.
Pogoń trwała w sumie kilka dni, w międzyczasie udało się dopaść Louisa Davisa, który zginął, śmiertelnie postrzelony przez funkcjonariuszy. A to, jak się okazało, był jego pierwszy konflikt z prawem. Marshall Ratliff i Henry Helmes zostali skazani na śmierć na krześle elektrycznym. Robert Hill został skazany na 99 lat więzienia, ale mury zakładu karnego opuścił w połowie lat 40-tych i po zmianie nazwiska wiódł żywot przykładnego obywatela.
A być może uniknęliby tego wszystkiego, gdyby nie pusty bak paliwa…
Dzień dobry, tu święty Mikołaj, to napad, bo potrzebuję pieniędzy, aby zapłacić elfom
Z kolei w Nashville w stanie Tennesee w 2009 roku pewien przebrany za św. Mikołaja mężczyzna (dodatkowo noszący okulary przeciwsłoneczne) napadł na bank. Po wyjęciu z czerwonej sakiewki pistoletu kazał kasjerowi wyjąć wszystkie pieniądze i wrzucić je do worka, bo – jak oznajmił jowialnym głosem – „św. Mikołaj musi zapłacić elfom”. Czy faktycznie musiał zapłacić swoim pomocnikom – tego się już nie dowiemy. Rok później ten sam mężczyzna dokonał bowiem napadu w dzień św. Patryka, przebrany za, a jakżeby inaczej, zielonego irlandzkiego skrzata. W czasie policyjnego pościgu napastnik, zidentyfikowany później jako David Cotton, popełnił samobójstwo. W jego przypadku kolor zielony zdecydowanie nie okazał się zatem być kolorem nadziei.
Bo warto mieć marzenia, doczekać ich spełnienia…
Jeffrey Stenner miał marzenie: popełnić zbrodnię doskonałą. Tak przynajmniej napisał w klasowym roczniku w szkole średniej. Rzeczywistość okazała się jednak być zgoła bardziej skomplikowana. Stenner wiódł bowiem życie restauratora, któremu nie bardzo wychodził biznes. Nie mógł jednak liczyć na pomoc Magdy Gessler czy Gordona Ramsaya, więc postanowił wziąć sprawy w swoje ręce, i dokonał zuchwałej kradzieży opancerzonego auta w grudniu 1998 roku – oczywiście, w przebraniu św. Mikołaja. Nie dość jednak, że szybko trafił za kratki za tę kradzież, to okazało się, że to nie jeden grzeszek na jego sumieniu – i zdecydowanie nie największy. Jak się bowiem okazało (już w czasie, gdy odsiadywał 8-letni wyrok za kradzież), zlecił on zabójstwo swojego… partnera przy kradzieży samochodu, Roberta Schmidta. Po udowodnieniu winy został on skazany na 60 lat więzienia, z możliwością opuszczenia zakładu karnego nie wcześniej niż po 35 latach.
Wychodzi zatem na to, że jednak zwykła praca na etacie ma całkiem sporo zalet. Dobrze wykonywana nie prowadzi na krzesło elektryczne, można już zakończyć już w wieku 60/65 lat, no i nie trzeba zlecać zabójstwa współpracowników.