Wypadek w drodze do pracy oznacza, że pracownikowi przysługuje prawo do otrzymania wynagrodzenia chorobowego oraz zasiłku. To samo dotyczy wypadków w drodze powrotnej. Tylko co w sytuacji, gdy nieco zboczymy z trasy, na przykład robiąc zakupy w sklepie? Ustawodawca nieco namieszał, tworząc obowiązujące przepisy. Na szczęście zdrowy rozsądek ostatecznie zwyciężył.
Użyte przez ustawodawcę sformułowanie „najkrótsza droga” jest dość niepraktyczne
Pracownicy są całkiem nieźle chronieni przed skutkami wypadków w pracy. Wypłacany wówczas przez ZUS zasiłek chorobowy przysługuje w wysokości 100 proc. podstawy wymiaru. W przypadku zwyczajnej choroby w grę wchodzi jedynie 80 proc. podstawy, w tym nawet za pobyt w szpitalu. Co szczególnie istotne: ta specjalna wyższa stawka dotyczy także wypadków w drodze do pracy lub z pracy. Tylko jak właściwie należy rozumieć to pojęcie?
Zazwyczaj na łamach Bezprawnika narzekam na ustawodawcę, że nie próbuje nawet tworzyć definicji kluczowych pojęć. Tym razem jest inaczej, bo mamy do czynienia z pojęciem jak najbardziej zdefiniowanym przez art. 57b ustawy o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Kluczowy w tym przypadku jest ust. 1:
1. Za wypadek w drodze do pracy lub z pracy uważa się nagłe zdarzenie wywołane przyczyną zewnętrzną, które nastąpiło w drodze do lub z miejsca wykonywania zatrudnienia lub innej działalności stanowiącej tytuł ubezpieczenia rentowego, jeżeli droga ta była najkrótsza i nie została przerwana. Jednakże uważa się, że wypadek nastąpił w drodze do pracy lub z pracy, mimo że droga została przerwana jeżeli przerwa była życiowo uzasadniona i jej czas nie przekraczał granic potrzeby, a także wówczas, gdy droga, nie będąc drogą najkrótszą, była dla ubezpieczonego, ze względów komunikacyjnych, najdogodniejsza.
Gdyby w omawianym przepisie znajdowało się tylko jedno zdanie, to pracownicy mieliby poważny problem. Za wypadek w drodze do pracy lub z pracy można by uznać wyłącznie pokonanie trasy w najkrótszy możliwy sposób i bez zbaczania z niej choćby na chwilę. Łatwo dostrzec absurd takiego rozumowania. Wystarczy sobie wyobrazić, że pracownik w drodze z pracy wszedłby do sklepu zrobić zakupy. Mógłby też iść nieco dłuższą trasą, ale po prostu wygodniejszą. Na szczęście mamy też drugie zdanie tego przepisu.
Wypadek w drodze do pracy to pojemne pojęcie, które nie obejmuje wyłącznie trasy pomiędzy naszym domem a pracą
Okazuje się, że jak najbardziej można zboczyć z trasy albo nawet zrobić sobie przerwę. W pierwszym przypadku w grę wchodzą względy natury komunikacyjnej. Nie jest to może najlepsze rozwiązanie, ale uwzględnia czas pokonania trasy, a nie tylko odległość. Uzasadniona życiowo przerwa obejmuje zaś różnego rodzaju sytuacje życia codziennego, jakie mogą się nam przytrafić w trakcie drogi pomiędzy pracą a naszym domem. Jak najbardziej możemy pójść do sklepu, możemy też odebrać dzieci ze szkoły.
Ustawodawca w ust. 2 wskazuje również konkretne sytuacje, które należy uznać za wypadek w drodze do pracy.
Za drogę do pracy lub z pracy uważa się oprócz drogi z domu do pracy lub z pracy do domu również drogę do miejsca lub z miejsca:
1) innego zatrudnienia lub innej działalności stanowiącej tytuł ubezpieczenia rentowego;
2) zwykłego wykonywania funkcji lub zadań zawodowych albo społecznych;
3) zwykłego spożywania posiłków;
4) odbywania nauki lub studiów.
W grę wchodzi więc droga od jednego naszego pracodawcy do drugiego. Zjedzenie czegoś w punkcie gastronomicznym po drodze również zasłużyło sobie na wzmiankę. Warto przy tym wspomnieć, że wypadek w drodze do pracy następuje także wtedy, gdy w takim miejscu napijemy się alkoholu. Poza pracą mamy do tego prawo.
Uwzględniono także drogę do szkoły albo na uczelnię z miejsca pracy, ewentualnie pokonanie trasy z miejsca nauki do pracy. Wreszcie: jeżeli tak się składa, że wykonujemy jakieś dodatkowe funkcje, zadania społeczne, albo nasze zadania zawodowe poza miejscem pracy, to i w tym przypadku wypadek na naszej trasie stanowi „wypadek w drodze do lub z pracy”.