Nissan rezygnuje z diesli, nowe Volvo nie będzie miało diesla, Hamburg zakazuje diesli… To tylko nagłówki z ostatnich tygodni. Można by tak cytować dłużej, ale to się chyba mija z celem. Koniec diesla jest bliski. Jak masz Passata TDI to lepiej sprzedaj go już teraz, za chwilę nikt go nie kupi.
Hamburg już w maju ograniczy poruszanie się dieslami. Nie, nie chodzi o całe miasto, ale o dwie główne arterie. Inne miasta niemieckie myślą, żeby pójść drogą portowej metropolii. Może to o tyle zaskakiwać, że Rudolf Diesel w końcu był Niemcem, a niemieckie koncerny, z VW na czele w dużej mierze żyją z tego typu silników.
Cóż, widocznie w Niemczech argument „co nasze to dobre” nie do końca działa, a tamtejsi giganci motoryzacyjni mogliby się wiele nauczyć od naszych górniczych związkowców. Ale żarty na bok, sprawa jest poważna.
Koniec diesla. Koncerny chcą aut elektrycznych jeszcze bardziej niż Morawiecki
Pierwsza rezygnację z diesli zapowiedziała Toyota, ostatnio zrobił to Nissan. Nawet Volvo stara się być bardziej zielone i nowy model S60 zadebiutuje bez silników wysokoprężnych. Obostrzenia wprowadzają dla diesli wprowadzają też coraz to nowe miasta. Niebawem zakazy dla diesli będą obowiązywać częściowo na przykład w Londynie i Paryżu.
To jednak nie dziwi tak bardzo, jak ofensywa przeciwko motorom wysokoprężnym ze strony włodarzy niemieckich miast. Szefowie motogigantów, a przede wszystkim VW, muszą na to reagować w stylu’ „I ty Brutusie przeciwko mnie?”. Ale sami są sobie winni.
Koniec diesla. Wojna motoryzacyjna z ekologią w tle
W całej awanturze o diesle styka się mnóstwo wielkich idei, ale też interesów i interesików. To, że diesle są szkodliwe dla środowiska, to oczywiście nie jest tajemnica przynajmniej od czasu wielkiej afery Volkswagena.
No właśnie – bo choć diesel to dość stara konstrukcja, to jej nowoczesna interpretacja była idée fixe władz koncernu VW, a przede wszystkim legendarnego (lub jak kto woli – niesławnego) jej prezesa Ferdinanda Piëcha. Kto chce wiedzieć więcej na ten temat, to polecam doskonałą książkę „Szybciej, wyżej, dalej. Skandale Volkswagena” Jacka Ewinga. Gdybym miał ją podsumować w kilku zdaniach, to bym napisał, że różnymi trickami przez lata koncern VW promował diesle. Tricki te były równie nieczyste, jak same silniki diesla, ale wszystko to przez lata udało się ukrywać.
W efekcie udało się przekonać i najważniejsze rządy, i klientów, że diesle są super – najczystsze, najbardziej wydajne i do tego zapewniające całkiem niezłe emocje za kierownicą. Przekonano do tego głównie za pomocą sfałszowanych badań, bo oczywiście diesle tak naprawdę zanieczyszczały jak mało co.
Koniec diesla. Wykańczają go Japończycy
A VW na tym korzystał. Stał się w pewnym momencie największym koncernem motoryzacyjnym świata, wyprzedził na przykład Toyotę, która od dawna inwestowała w „zielone” napędy (na ile są one naprawdę zielone, to oczywiście inna historia). Toyota i inne firmy, jak przynajmniej wynika z relacji Ewinga, długo zastanawiali się jakim cudem VW robi tak wydajne silniki, które jednocześnie są tak oszczędne i korzystne dla środowiska.
Cóż, okazało się, że wielka niemiecka firma może stosować sztuczki, które znamy dobrze z polskiego podwórka. Z czasem wyszło, że diesle wcale nie są ekologiczne, a tak naprawdę są dużo gorsze dla środowiska niż standardowe napędy. No i wybuchła potem cała Dieselgate.
Wielkie koncerny japońskie więc po prostu odgrywają się na VW. Ich wycofywanie się z diesli ma przynieść efekty biznesowe, ale też podkreślić, jak bardzo złe są te napędy, czytaj: jak złe są napędy Volkswagena.
Swoją drogą, wśród miast w Niemczech, które chcą zakazać diesli, są Stuttgart i Monachium. W tym pierwszym swoje główne siedziby ma Mercedes i Porsche, w drugim – BMW. Skoro więc niemieckie aglomeracje, żyjące w dużej mierze ze sprzedaży aut z dieslami, wypowiadają im wojnę, to można mieć pewność – koniec diesla jest naprawdę bliski. Warto wystawić na sprzedaż Passata w TDI. Będzie już tylko tracił na wartości.