Lewica zaczęła panikować, bo okazało się, że Tuskowi tez do władzy nie jest w ogóle potrzebna

Państwo Społeczeństwo Dołącz do dyskusji (1462)
Lewica zaczęła panikować, bo okazało się, że Tuskowi tez do władzy nie jest w ogóle potrzebna

Nie był to łatwy tydzień dla baterii mojego smartfona, po tym jak ten był cały czas bombardowany powiadomieniami oburzonej lewicy.

Oto bowiem popełniłem na lewicy grzech niewybaczalny i napisałem jak naprawdę wygląda świat, a nie jak chciałaby go widzieć jakaś 19-latka o kolorowych włosach. Ale zacznijmy od początku. Wszystkie moje problemy zaczęły się od oczu. Od tych cholernych, wilczych oczu…

Donald Tusk powrócił do polskiej polityki, powiedział kilka ładnych bon motów, które miały ręce i nogi, a to wystarczyło, by zdobyć serca Polaków i pokazać nie tylko różnicę jakościową pomiędzy kaczyzmem, a polityką europejską, ale też między budkizmem, a polityką europejską. No i zaczęło się dzielenie tortu. Bo przecież Tusk jest jak Tom Cruise w amerykańskich filmach, mogą się zdarzyć przejściowe perypetie, ale zawsze na końcu wygrywa.

Zwłaszcza na Lewicy rozgorzała walka o to czy to będzie lewica lewicowa z potencjałem na samodzielną większość pewnie nigdy, czy jednak lewica arłukowiczowska, a więc takie względnie strawne przystawki do Platformy Obywatelskiej. Czyli nie mają nic do gadania, ale niech sobie już będą w tej polityce, nie muszą sobie szukać normalnej pracy.

Tylko, że Tusk tej lewicy tak za specjalnie nie chce

Przez 6 ostatnich lat Polki i Polacy słyszą ode mnie, że Lewicy jest naprawdę blisko do PiS-u. Tylko ja to diagnozowałem w formie nieoczywistej obelgi z pogardą, a na przykład Rafał Woś z podziwem i jako realny trop do zjednoczenia polskich socjalistów pod jednym wielkim kaczo-czerwonym sztandarem.

Kiedy Zjednoczona „Prawica” zaczęła się sypać, to właśnie Lewica wyciągnęła do Kaczyńskiego pomocną rękę. Bo ten Kaczyński od lat realizuje program gospodarczy lewicy, realizuje Polskę marzeń Partii Razem. Ale sympatyczny pan z Żoliborza klęka czasem w kościele, przymyka oko na „strefy wolne od LGBT” i na szczeblu konstytucyjno-formalnym wyprowadza Polskę nie tylko z Unii Europejskiej, ale i demokracji, więc lubi mu się – nie wiem czy słusznie – przypinać łatkę skrajnego prawicowca.

Lewica światopoglądowa w Polsce nigdy nie miała swoich ludzi u władzy. Pod tym względem mieliśmy jedynie prawicę umiarkowaną i prawicę szaloną. Ale to oczywiście wynika z potrzeb społeczeństwa, które lewicy światopoglądowej po prostu nie chciało. I chyba nadal nie chce, choć niewykluczone, że wychowane na Netfliksie pokolenie z czasem przyniesie zwrot w tej sprawie, domagając się rozwiązania miliona abstrakcyjnych społecznych tragedii, które targają świat zachodni, a dziś w Polsce znane są co najwyżej twitterowej bańce.

Nie dziwi zatem, że Lewica – społecznie absurdalna, gospodarczo pisowska – nie leży nowemu liderowi opozycji, który zstąpił z Brukseli odnowić oblicze ziemi. Tej ziemi.

Z kolei z Konfederacją można chociaż porozmawiać o finansach i podatkach. Ba, znaleźć nawet wspólne tony.

Napisałem, że Konfederacja ma ciekawe obserwacje dot. funkcjonowania państwa i podatków

Bardzo mi się za to dostało. Internetowe bojówki lewicy (które są bardzo zawzięte i – jak to na bezrobociu – mają dużo czasu) zaczęły mnie więc grillować, że jak śmiem pisać coś takiego, gdy politykom tej partii zdarzają się wypowiedzi anty-LGBT i antysemickie.

Ale to jest oczywiście prawda. Jestem przedsiębiorcą z klasy średniej (niezależnie od jej definicji) i kiedy słucham wypowiedzi polityków Konfederacji na tematy gospodarcze, mam poczucie, że ktoś dostrzega moje codzienne problemy i niepokoje. Proszę bardzo, otwieram książkę „Filozofia XD” Sławomira Mentzena, którą dla żartu kupili mi na urodziny redaktorzy Bezprawnika. I przytaczam trzy pierwsze z brzegu obserwacje:

  1. Wynajmuję mieszkania. Czy jestem przedsiębiorcą? Mentzen przytacza tu absurd indywidualnych interpretacji podatkowych, które za przedsiębiorcę uważają wynajmującego od 10 mieszkań w Bydgoszczy. Ale już od 30 w Warszawie. A przepisy są takie same.
  2. Handluję kryptowalutami lub mam kanał na YouTubie. Nie wiem jak rozliczyć przychody z tego tytułu, jakimi stawkami operować, co jest kosztem, a czego nie mogę odliczyć. Chaos prawny i interpretacyjny po stronie polskich urzędów.
  3. Prowadzę całkowicie legalny biznes, płacę wysokie podatki, niezbyt mi się to podoba, ale takie jest prawo. Nagle zostaję wciągnięty – przypadkiem i w ramach mojej działalności – w karuzelę VAT. O niczym nie wiem, jednak cała sytuacja może mnie kosztować bardzo wiele. Jak przytacza Mentzen – 80% przedsiębiorców przegrywa przed organami podatkowymi starając się dowieść swojej niewinność i fakt nieuczestniczenia w karuzeli vatowskiej, której sami są ofiarami.

Czy te – jak również wiele innych – obserwacje są homofobiczne? Czy te obserwacje są antysemickie? Czy ktoś mógłby stracić, gdyby ustawodawca zajął się ich rozwiązywaniem, tworząc przejrzysty i prosty system podatkowy, który służy obywatelom? Przecież to leży w interesie wszystkich – od skrajnej prawicy do skrajnej lewicy.

Powiem więcej, gdyby Lewica chciała, to by się nawet dogadała z takim konfederatą. Bo wysokość podatków to jedno, ale państwo po prostu nie wydaje tych pieniędzy efektywnie, gubiąc i marnotrawiąc je po drodze, bo dziaduje na przykład tam, gdzie akurat wyjątkowo nie powinno – na zarządzaniu. Lewicowiec mógłby mówić na co mają iść pieniądze, a konfederata je optymalizować i w bajkowej utopii żylibyśmy w państwie radykalnego dobrobytu. Ale lewicowcy nie chcą się porozumieć nawet na takiej płaszczyźnie. Jeśli kapitał jest, to trzeba go zagrabić. Tam nie ma zrozumienia i – co gorsza – nie ma woli zrozumienia skąd kapitał się bierze. Dlatego zawsze będzie im go brakowało.

Co gorsza, tego typu – jak przytoczone wyżej – spostrzeżenia w debacie publicznej, wśród liczących się sił politycznych (czyli takich, które według sondaży mają szansę na dostanie się do Sejmu) są domeną niemal wyłącznie polityków i osób blisko Konfederacji. PiS o tym nie myśli, PO rozanielona czyta teksty Tomasza Lisa, PSL to już w ogóle nie wiadomo co robi, Hołownia ciągle siedzi w samochodzie bawiąc się w Kuźniara, a Lewica?

Lewica dla ludzi takich jak ja ma tylko jedną propozycję, jasno komunikowaną w przestrzeni publicznej, którą można streścić słowami „zamknij mordę libku, kup sobie coś na Zalando złodzieju, bogaczu, nikogo nie obchodzą twoje problemy„. No więc dlaczego klasa średnia miałaby się w ogóle oglądać na polską Lewicę? To my pchamy ten kraj do przodu, bo jesteśmy przedsiębiorczy i kreatywni, my zarabiamy na programy socjalne, to na nas spoczywa obowiązek obsługi urzędów skarbowych, my tworzymy miejsca pracy, my budujemy dobrobyt. Ale Lewica i tak nas nienawidzi. Podłożenie nogi jednemu miliarderowi, który wyprowadza pieniądze do raju podatkowego to kusząca perspektywa. Ale to miś ponad nasze lewicowe możliwości, lepiej i łatwiej zgnoić podatkowo tysiące zajeżdżających się lekarzy.

Chrzanić Lewicę i całe to jej otoczenie.

Premier Tusk, wicepremier Mentzen

Napisałem też na Twitterze, że jak po wyborach parlamentarnych Tuskowi i Hołowni będzie brakowało głosów do zawiązania koalicji, to nikt nie będzie patrzył na wypowiedzi posłów Konfederacji o Żydach. Pewna błyskotliwa w lewicowy sposób posłanka SLD zarzucała mi nawet ocieplanie antysemityzmu, ale na szczęście twitterowicze wyjaśnili jej sens tego zdania. Polityka jest bowiem brutalna. Jak trzeba było obalić Netanjahu, to w końcu dogadali się w Izraelu wszyscy – od skrajnej izraelskiej prawicy, po partię arabską. Czemu więc Tusk nie miałby się dogadać z Konfederacją, gdyby wymagała tego sytuacja?

Absolutnie najważniejszą postacią Konfederacji jest dziś Sławomir Mentzen, który steruje partią – co ciekawe – spoza parlamentu. Te wszystkie Bosaki, Sośnierze itd. w całej swojej prawicowości są już chyba na tyle dojrzałe, by zrozumieć koncepcję samca alfa i korzyści wynikające z płynięcia z jego nurtem. To Mentzen nadaje intelektualny ton Konfederacji i wydaje się jej głównym strategiem z wizją przyszłości. Nie kryje się te przesadnie z instrumentalnym podejściem do kwestii ideowych, a nawet jeśli jakieś idee posiada, to mam wrażenie, że Krzysztof Stanowski ostatnio solidnie go z nich wyleczył. Mentzen przyszedł do programu, który dziś ma zasięg ogólnopolski, ale jego corem jest zerojedynkowy, raczej prymitywny kibic, który powinien być trzonem elektoratu, w który ceruje Konfederacja. A jednak dziennikarzowi de facto sportowemu udało się tę zerojedynkowość ośmieszyć.

Czy potrafię sobie wyobrazić pakt koalicyjny klasycznej centrowej opozycji z Konfederacją? Ja nawet słyszę tę konferencję w mojej głowie. Wilcze oczy mrużą się w delikatnym uśmiechu tłumacząc dziennikarzom:

„Bardzo wyraźnie powiedzieliśmy przewodniczącemu Bosakowi jaki język nie będzie tolerowany, jak chcemy rozmawiać o Polsce, o tym co nas różni, ale przede wszystkim łączy. Bo potrafi nas łączyć troska o interes narodowy i polskich przedsiębiorców”.

Chłopięcy głos wtóruje:

„Premier Tusk zapewnił nas, że interes Rzeczpospolitej będzie priorytetem tego rządu, a my będziemy stali na straży realizacji tego interesu – także w stosunkach dyplomatycznych z państwami Bliskiego Wschodu. W sprawach światopoglądowych jesteśmy zgodni – wyznacznikiem norm społecznych jest obowiązujące prawo na czele z Konstytucją RP.”

Co nie znaczy, że tak będzie. Moim zdaniem jest to mniej, niż bardziej prawdopodobne. Mimo wszystko Konfederacja jest partią radykalną. To byłby bardzo trudny wizerunkowo mariaż – zarówno dla polityków Platformy Obywatelskiej, jak i Konfederacji. No i patrząc na wczorajsze sondaże – Tusk, Hołownia i PSL mają władzę bez sięgania po pomoc Konfederatów.

Ale warto pamiętać, że w razie potrzeby Konfederacja nie musi wcale wchodzić do rządu „Ratowania najświętszej Rzeczpospolitej przed szaleństwami pana Kaczyńskiego”. Już na starcie tej kadencji mówiono w tym otoczeniu wprost – „Mamy pakiet ustaw. Jeśli nam je przegłosujecie, my przyklepiemy wasz rząd.”

Nie wiem skąd to poczucie wyższości Lewicy nad Konfederacją

Wiem za to skąd wzięła się paniczna histeria środowisk lewicowych, kiedy tylko w mediach pojawiły się plotki o tym, że w ostateczności Tusk może się dogadać nawet z Konfederacją. Zrozumieli, że w dłuższej perspektywie tracą szansę na chociaż namiastkę władzy w Polsce. Wszystkim nam od zawsze wydawało im się, że są naturalnym koalicjantem przeciwko Kaczyńskiemu, prawda? Ale teraz nie jest to już takie oczywiste, stali się niegodni zaufania. Oburzali się na sprawy światopoglądowe i ograniczane prawa kobiet, by chwilę później dobijać polityczne deale. I wcale to nie dziwi, bo – powtarzam – Lewica od PiS-u daleko nie pada, jedni wolą panów w tęczowych sukienkach, inni w czarnych, ale generalnie jest to ten sam pomysł na kupowanie serc swojego elektoratu.

A handlowanie i sprzymierzanie się z diabłem to zresztą esencja polityki i nikogo nie powinno dziwić. Dziwi jednak – przypominam – samą Lewicę.

Bo oto Lewica może dealować z Kaczyńskim, którego koalicja odpowiada za strefy wolne od LGBT, germanofobię czy wieczne gadanie o rosyjskim zamachu, którego nie było. Ale kiedy głośno mówimy o flircie Tuska z Konfederacją, to już jest to obraza lewicowego majestatu. Jeśli ktoś ośmieli się wspomnieć, że taki scenariusz jest po prostu możliwy, momentalnie sam zdobywa na lewicy łatkę nacjonalisty, homofoba i antysemity.

Niekonsekwencja, jeśli weźmiemy pod uwagę, że Lewica sama nierzadko zresztą głosuje w Sejmie jak Konfederacja. Czyli co, wedle własnej narracji, są wtedy sojusznikami nacjonalistów? Przecież do tego się sprowadzają polityczne sojusze – wspólnych głosowań w Sejmie.

Hipokryzja, kiedy przypomnimy sobie, że SLD – byle się tylko do tego Sejmu dostać – weszło w sojusz z partią, której przedstawiciele biegali w koszulkach z (antysemitą) Marksem, a których sympatycy obwieszeni sierpami i młotami próbują w mediach społecznościowych zaprowadzać kolejną międzynarodówkę. Prawicowy radykalizm jest zły i ubolewam nad tym, że ma miejsce w polskim Parlamencie. Ale nie róbcie z siebie świętoszków, bo sami macie w swoim szeregu lewicowych radykałów. A to właśnie lewicowi radykałowie – może nie ci sami, ale z tym samym Marksem na ustach – wymordowali lub zagłodzili dziesiątki milionów osób w całym XX wieku.

Lewica nie ma zatem moralnego mandatu do mówienia, kto ma „status człowieka”, a z kim z racji poglądów nie wolno rozmawiać – co samo w sobie też jasno pokazuje segregacyjne zapędy tego środowiska. Bo gdyby przyjąć takie kryterium, to z Lewicą też nie wolno wdawać się w dyskusję.

Lewica generalnie nie ma wiele do powiedzenia i choć trudno być prorokiem we własnym państwie, są spore szanse, że jeszcze przez dłuższy czas ten stan rzeczy się nie zmieni.