Wiele osób jest przekonanych, że w idealnym świecie obowiązkowy ZUS nie istnieje, a Polacy sami decydują, w jaki sposób odkładają na emeryturę. Tyle, że jestem przekonana, że w tym samym świecie większość obywateli skończyłaby – koniec końców – jak wielu artystów, którzy po kilkudziesięciu latach są mocno zdziwieni, że na emeryturę trzeba jednak odkładać.
Likwidacja obowiązkowego ZUS-u to nie jedyny pomysł Konfederacji. I chociaż teoretycznie kuszący, to jednocześnie – bardzo niebezpieczny
Konfederacja, która chce w nadchodzących wyborach parlamentarnych 2019 wprowadzić swoich kandydatów do parlamentu, słynie z kontrowersyjnych pomysłów. Pomijając ideę zniesienia PIT-u, wielu osobom może spodobać się likwidacja obowiązkowego ZUS-u, którą postulują kandydaci. Dzięki temu każdy miałby decydować o swojej emeryturze w sposób całkowicie autonomiczny – kto chciałby, mógłby teoretycznie nadal wpłacać składki do ZUS, kto nie – odkładałby pieniądze na lokacie lub w jakikolwiek inny sposób. Dlaczego teoretycznie nadal można byłoby wpłacać składki do ZUS? Bo można się spodziewać, że wielu Polaków automatycznie wycofałoby się z tego pomysłu, a sam Zakład stałby się instytucją całkowicie nierentowną. Zwłaszcza, że np. zdaniem Konrada Borkowicza, kandydata Konfederacji, kto wcześniej wpłacałby do ZUS (przed reformą) musieliby otrzymać emerytury. Niestety, łatwo przewidzieć, jak to by się skończyło.
Dlaczego jednak likwidacja obowiązkowego ZUS-u miałaby być niebezpieczna? Bo analizując zwyczaje Polaków łatwo można dojść do wniosku, że już za kilkanaście-kilkadziesiąt lat wielu obywateli – ze zdziwieniem takim samym jak obecnie u części artystów – odkryłoby, że nie są w stanie przeżyć na emeryturze nawet kilku lat. I o ile dobrowolność składek ZUS dla przedsiębiorców jest pomysłem wartym przedyskutowania, o tyle w kontekście wszystkich Polaków nie jest to już najlepsze rozwiązanie.
Polacy zadłużają się i nie potrafią oszczędzać. I już lepszym rozwiązaniem jest PPK, niż likwidacja obowiązkowego ZUS-u
Z wielu badań i ankiet wynika, że Polacy się zadłużają, a przyczyny tego zadłużania nie zawsze są logiczne i zrozumiałe (delikatnie mówiąc). Dodatkowo Polacy niespecjalnie lubią i chcą też oszczędzać i właściwie nie mają pojęcia o finansach. Wiara w to, że nagle większość obywateli (bo można założyć, że przy ZUS pozostało bo niewielu), nagle stała się na tyle świadoma, by jak najszybciej planować swoją emeryturę i natychmiast odkładać potrzebne środki. Trudno w to wierzyć zwłaszcza w momencie, gdy do mediów coraz częściej przebijają się wypowiedzi „zdziwionych” artystów, którzy nie potrafią uwierzyć, że ich emerytura praktycznie nie istnieje. Nic dziwnego – skoro nie płacili składek, to nie istnieje. Problem dotyczy zresztą nie tylko artystów, ale także np. pracowników szarej strefy, którzy pracują bez umowy, a składki nie są za nich odprowadzane.
Czytaj też: Skandal! Po 20 latach kariery, na moim koncie w banku są tylko niecałe 2 złote
Trudno zatem uwierzyć w to, że likwidacja obowiązkowego ZUS-u pozytywnie wpłynęłaby na emerytalną przyszłość przeciętnego Kowalskiego. System emerytalny w Polsce wymaga jeszcze wielu zmian, by mógł sprawniej funkcjonować i faktycznie zapewnić Polakom godną przyszłość, jednak nie uważam, by likwidacja obowiązkowego ZUS dla wszystkich (nie tylko dla przedsiębiorców, którzy mają zazwyczaj wyższą świadomość finansową) miałaby w tym pomóc.
Paradoksalnie lepszym rozwiązaniem na ten moment wydają się już Pracownicze Plany Kapitałowe – wprawdzie nie do końca można mieć pewność, że historia rodem z OFE się nie powtórzy, jednak na ten moment jest to rozsądniejsze wyjście niż pozwolenie, by większość społeczeństwa nagle zaczęła samodzielnie dbać o swoją emeryturę. Zanim byłoby to możliwe, konieczna byłaby wieloletnia edukacja finansowa i – przede wszystkim – nie tylko wzrost świadomości finansowej, ale także świadomość wszystkich możliwych rozwiązań, ich wad i zalet. Na razie jednak Polacy nie wydają się być na to gotowi.