W Wielkiej Brytanii już mogą podawać chorym tabletkę na Covid-19. Nowy lek to zwiastun przełomu w pandemii?

Zagranica Zdrowie Dołącz do dyskusji (103)
W Wielkiej Brytanii już mogą podawać chorym tabletkę na Covid-19. Nowy lek to zwiastun przełomu w pandemii?

Tabletka na Covid-19 została właśnie zaakceptowana przez brytyjską agencję leków – podaje BBC. Lek nazywa się Molnupiravir i jest pierwszym na świecie medykamentem na tę chorobę tak łatwym do podania. Do tej pory używano preparatów podawanych w ramach leczenia szpitalnego. Tymczasem lek w postaci tabletki może sprawić, że Covid-19 uda się sprawnie zwalczać w domowych warunkach.

Tabletka na Covid-19

Na początku jednak usystematyzujmy wiedzę. Już w maju pisaliśmy, że jest skuteczny lek na Covid-19, zatwierdzony w USA. Sotrovimabie można jednak podawać tylko dożylnie i we wczesnym stadium choroby. Podobnie jest z Remdesivirem, stosowanym w polskich szpitalach, ale nie przynoszącym spektakularnych efektów. Równolegle znany nam wszystkim koncern Pfizer testuje lek na Covid, który będzie stosowany doustnie. Nie dopuszczono go jednak jeszcze do użycia, bo trwają jego testy kliniczne. Dlatego informacja, jakie dotarła do nas z Wielkiej Brytanii, może mieć przełomowy charakter.

Mamy bowiem do czynienia z lekarstwem w najprostszej postaci – zwykłej tabletki. Dopuszczony właśnie w UK Molnupiravir ma być zażywany przez pacjenta dwa razy dziennie. Ważne jest, by terapia zaczęła się jak najszybciej – najlepiej od razu po pojawieniu się symptomów choroby (stąd konieczność jak najszybszego wykonania testu na koronawirusa). W Wielkiej Brytanii póki co będzie podawany osobom z obciążeniami – w postaci wieku, otyłości, cukrzycy czy chorób serca. Badania kliniczne wykazały, że tabletka na Covid-19 redukuje ryzyko hospitalizacji i zgonu o połowę. Nie jest to więc preparat-cud, który pozwoli szybko zakończyć pandemię. Ale jego pojawienie się na rynku może być krokiem przełomowym.

Leki przekonają sceptyków?

Do tej pory główne narzędzia walki z koronawirusem były dwa: obostrzenia sanitarne i szczepionki. Tych pierwszych większość państw stara się już unikać, mimo sporej ilości zakażeń w czwartej fali pandemii, bo gospodarek już naprawdę na nie nie stać. Widać to chociażby po naszym kraju, gdzie właśnie zaczynamy odczuwać skutki długotrwałego zamknięcia biznesów i dodrukowywania pieniędzy. Rzadkością są ruchy takie jak lockdown na Łotwie. Szczepionki z kolei stłumiły epidemię w państwach, w których przekonało się do nich wystarczająco dużo obywateli. Dlatego nawet jeśli w Europie Zachodniej dochodzi wciąż do sporej ilości zakażeń, to hospitalizacji jest tam radykalnie mniej niż choćby wiosną ubiegłego roku.

W Polsce czwarta fala dopiero się rozkręca, ale wszystko wskazuje na to, że po części podzielimy los Rumunii czy Bułgarii – innych szczepionkosceptycznych krajów UE (choć podkreślmy, że stopień wyszczepienia jest u nas i tak lepszy). Tam służba zdrowia jest już przeciążona, bo niezaszczepieni chorują ciężko i szybko zapełniają szpitale. Ziarno antyszczepionkowych nastrojów, zasiane przecież już kilka lat temu, zakwitło podczas pandemii. Pytanie brzmi: czy lekarstwa na Covid-19 wzbudzą u tych ludzi podobne wątpliwości? Ciężko powiedzieć, bo po prostu trudno logicznie wytłumaczyć co dzieje się w głowach szczepionkosceptyków. Miejmy jednak nadzieję, że w ich zagmatwanej ideologii jest myśl mówiąca o tym, że chipy czy inne cuda niewidy dostają się przez igły, a nie tabletki.