Wszystkie błędy rektora WUM, czyli jak prof. Zbigniew Gaciong rzucił się pod topór

Zdrowie Dołącz do dyskusji (149)
Wszystkie błędy rektora WUM, czyli jak prof. Zbigniew Gaciong rzucił się pod topór

Najlepiej jest myśleć, zanim zrobi się coś głupiego. Ale gdy już popełniło się błąd, warto zacząć podejmować dobre decyzje, a nie kontynuować głupie gierki. 

Patryk Słowik – dwukrotny laureat nagrody Grand Press, prawnik, dziennikarz Dziennika Gazety Prawnej, felietonista Bezprawnika

Profesor Zbigniew Gaciong, rektor Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, musi mieć fatalny czas. Człowiek dopiero co, obejmując funkcję rektora największej uczelni medycznej w Polsce, myślał, że złapał Pana Boga za nogi. Chwilę później postanowił pokazać się przed znanymi i lubianymi. A tu bach – społeczeństwo nie zrozumiało. I nawet Krystyna Janda, której Gaciong umożliwił zaszczepienie połowy rodziny, wystąpiła w telewizji przeciwko niemu.

Oczywiście najlepiej prof. Gaciong by zrobił – i dla siebie, i dla innych – gdyby nigdy nie wpadł na pomysł zaszczepienia aktorów poza kolejnością. Ale skoro już mleko się rozlało, można było je zetrzeć (abstrahuję od tego, czy byłoby to etyczne; tu skupiamy się na skuteczności). Tymczasem rektor postanowił podlewać benzyną palący się po nim stos.

NIE KŁAM

Największy, absolutnie niewybaczalny błąd prof. Zbigniew Gaciong popełnił, gdy po swoim oświadczeniu dla mediów postanowił odpowiadać na pytania dziennikarzy. Mógł powiedzieć, że nie będzie się wypowiadał do czasu podjęcia ustaleń przez powołaną przez niego uczelnianą komisję. Gaciong jednak chciał być miły i zaczął odpowiadać. Szkopuł w tym, że nie chciał być szczery. W ten sposób rektor został już przyłapany na kilku kłamstwach. Dopiero co, przed telewizyjnymi kamerami, w zasadzie nie wiedział, kogo zaszczepiono w jednostce podległej Warszawskiemu Uniwersytetowi Medycznemu. I narracja ta może miałaby jakikolwiek sens, gdyby nie fakt, że raptem po kilku dniach opublikowano zdjęcie rektora ściskającego dłoń jednego z zaszczepionych aktorów, który przybył na szczepienie, a Krystyna Janda powiedziała publicznie, że listę osób do zaszczepienia przekazała właśnie Gaciongowi.

Profesor Gaciong nie jest ani pierwszy, ani ostatni, który postanowił publicznie okłamać ludzi. I za każdym razem zastanawiam się, po co osoby publiczne to sobie robią. Najczęściej kłamstwa wychodzą błyskawicznie. A wtedy już każde jedno zdanie, choćby najprawdziwsze, będzie odbierane przez ludzi jako ściema.

PRZEPRASZAJ

Jeśli dziennikarz spytałby rektora WUM, czy przeprosi Polaków za globalne ocieplenie, to powinien, k… mać, przeprosić. Naprawdę, lepiej przeprosić na wyrost, choćby i za zamach na JFK bądź papieża, niżeli wyjść na gbura, który uważa, że wszystko zrobił idealnie.

Zbigniew Gaciong zaś uznał, że nie ma za co przepraszać. To, jak działa magia przeprosin, pokazała aktorka Maria Seweryn. Naopowiadała ogrom bzdur, w które nie uwierzyłoby średnio rozgarnięte dziecko i publicznie nakłamała, by po chwili przeprosić. I ludzie to docenili. Mało kto skupiał się na jej kłamstwach; większość – na fakcie, że przeprosiła.

Dodatkowa porada gratis: „przepraszam, jeśli ktoś poczuł się urażony” to nie są przeprosiny. Podobnie jak „jeśli ktoś poczuł się urażony, to źle zrozumiał moją wypowiedź”. Wystarczy: „przepraszam:. Prawda jest taka, że nieważne za co i nieważne, że nieszczerze.

ZRZUCAJ ODPOWIEDZIALNOŚĆ, ALE UMIEJĘTNIE

Pomysł powołania niezależnej od rektora WUM komisji był niezły. Kłopot w tym, że komisja ustaliła wszystko w dwa dni i w zasadzie prof. Zbigniewowi Gaciongowi wystawiła laurkę. A dwie godziny po opublikowaniu stanowiska komisji Krystyna Janda – która przecież nie miała żadnego powodu, aby dyskredytować rektora WUM – zaprzeczyła kluczowemu fragmentowi („Komisja ustaliła, że Rektorowi nie zostały przedstawione listy zgłaszanych do szczepień osób (…)”).

Z sań zrzucono prezes spółki zajmującej się szczepieniami. Szkopuł w tym, że 100 proc. udziałów w tejże spółce posiada WUM, a za nadzór nad nią odpowiada rektor.

Trzeba było powołać komisją, na której czele powinien stanąć zasłużony i mało przychylny obecnemu rektorowi pracownik uniwersytetu. Można by mu dać gabinet, vouchery na taksówki i powiedzieć, że raport powinien być wyczerpujący – poniżej 400 stron nie wchodzi w rachubę. Bądź co bądź, sprawa poważna. A wyszło mało poważnie.

SCHOWAJ SIĘ NA KILKA MIESIĘCY

Zbigniew Gaciong stoi teraz przed wyborem, którego nie ma większość osób po popełnieniu fatalnej gafy: czy ma zrezygnować ze stanowiska, czy trwać. Z etycznego punktu widzenia oczywiście najlepiej by zrobił, gdyby zrezygnował. Ale powiedzmy sobie szczerze – czy ktokolwiek w Polsce pomyśli o nim wówczas, że to poczciwy chłopina, który wiedział, jak się zachować? Oczywiście nie. Z punktu widzenia profesora zatem lepiej byłoby się teraz schować na kilka miesięcy. I nie, „schować się” nie oznacza udzielenia dwóch wywiadów, w których – jak się wydaje niemal każdemu „aferzyście” – uda się przekonać opinię publiczną do swoich racji. Informuję, że nie uda się, a można jedynie jeszcze bardziej się pogrążyć.

Nic tak dobrze w życiu publicznym nie leczy ran jak czas. Mamy na to tuzin dowodów, które po kilku(nastu) miesiącach kwarantanny znów zajmują istotne stanowiska, chodzą do mediów i co najwyżej raz na jakiś czas ktoś przypomni zamierzchłe czasy.