YouTube nie musi utrzymywać filmów z żółtymi napisami. Treści antyszczepionkowe nie są bezwzględnie chronione wolnością słowa

Technologie Dołącz do dyskusji
YouTube nie musi utrzymywać filmów z żółtymi napisami. Treści antyszczepionkowe nie są bezwzględnie chronione wolnością słowa

YouTube nie musi utrzymywać treści szczepionkowych, jak orzekł jeden z sądów. Można z tego wywieść, że generalnie słynne filmiki z żółtymi napisami nie mieszczą się we współcześnie rozumianej wolności słowa. Ta przechodzi dzisiaj redefinicję, bo z jednej strony mamy wolność prywatnego przedsiębiorcy, z drugiej zaś fakt, że to właśnie w internecie odbywa się współczesne życie.

YouTube nie musi utrzymywać treści antyszczepionkowych

Portal ArsTechnica.com opisał historię pewnego procesu, w którym po jednej stronie znalazł się działacz antyszczepionkowy — Joseph Mercola — z drugiej zaś portal YouTube. Portal zablokował internaucie dostęp do opublikowanych przez niego filmów o tematyce (rzecz jasna) antyszczepionkowej, po uprzednim zablokowaniu jego konta. Powodem bana było naruszenie zasad społeczności. Mężczyzna wystąpił na drogę sądową.

Sąd nie stwierdził jednak żadnego naruszenia. Sędzia Laurel Beeler z sądu w amerykańskim San Francisco wskazała, że YouTube nie jest zobowiązany do dalszego utrzymywania filmu. Tym bardziej po przymusowej blokadzie konta z tytułu naruszenia wytycznych dla społeczności. Konkretnym powodem usunięcia kanału było sianie dezinformacji medycznych na temat COVID-19 i szczepionek jako takich.

Mercola prowadził dosyć duży kanał, miał ponad 300 000 subskrypcji, a filmy wygenerowały w sumie 50 milionów wyświetleń. Generalnie jego działalność on sam charakteryzuje jako promocję naturalnych metod leczenia, czy też wiadomości medycznych.

W największym uproszczeniu — ale zachowując istotę sprawy — sąd podszedł do sprawy bardzo formalnie. Nie dostrzegł naruszenia przez YouTube warunków umowy. Całość dotyczy także prawa amerykańskiego (kalifornijskiego), ale rozstrzygnięcie jest dosyć jednoznaczne — jeżeli YouTube zakazuje treści „X” i blokuje konto użytkownika, zastrzegając możliwość usunięcia filmów, a następnie je faktycznie usuwa, to sprawa jest zamknięta.

Wolność przedsiębiorcy czy wolność słowa?

Z tego można wyciągnąć jeszcze jeden wniosek. Skoro wolność słowa jest prawem człowieka, jednym z ważniejszych, a sąd w ogóle nie wziął go pod uwagę, skupiając się jedynie na zapisach umowy pomiędzy gigantem technologicznym a niewielkim twórcą, to nie dostrzegł w tej materii żadnego innego konfliktu. A może właśnie dostrzegł, ale go rozwiązał?

Zwolennicy teorii antyszczepionkowych — sprzecznych z głównym i powszechnie akceptowalnym przez autorytety nurtem — mogą to odebrać jako cenzurę. Wolność słowa jest jednak ograniczona — w demokratycznych społeczeństwach w sposób racjonalny, w innych — absurdalny. Prawa człowieka generalnie stanowią dosyć spleciony system. Ich obowiązywanie jest jednak niekwestionowane, tym bardziej że wynikają również z polskiej Konstytucji.

Sam Trybunał Konstytucyjny wielokrotnie wskazywał, że wolność wypowiedzi nie jest zero-jedynkowa. W zależności od kontekstu czy osoby może być obłożona mniejszymi lub większymi ograniczeniami. Dopuszczalne jest zatem odsiewanie, jako wydawca, treści nieprawdziwych i jednocześnie szkodliwych. Bo czym innym jest podanie nieprawdy, a czym innym wywoływanie poruszeń, które negatywnie wpływają na bezpieczeństwo nas wszystkich.