Rekordowe (jak co roku) składki ZUS 2020 sprawiły, że po stronie przedsiębiorców zaangażował się nawet Rzecznik Małych i Średnich Przedsiębiorców. Ostatnie dni wywołały prawdziwą panikę wśród tychże, ponieważ w mediach pojawiły się zapowiedzi składek ZUS uzależnionych od dochodu.
To oczywiście bardzo zły pomysł, choć gwoli sprawiedliwości trzeba przyznać, że tak właśnie funkcjonują pracownicy etatowi. Przedsiębiorcy dotąd mieli przywilej składek ryczałtowych, jednak i te stały się pewnego rodzaju problemem, ponieważ z roku na rok rosną (i akurat wzrost składek ZUS nie jest winą ani ZUS-u, ani PiS-u, tylko ustawy z automatu wiążącej je z przeciętnym wynagrodzeniem).
Kiedy okazało się, że składki ZUS 2020 niebezpiecznie zbliżają się do pułapu 1500 złotych, na przedsiębiorców padł blady strach. To spora kwota, a już szczególnie dla osób, które prowadzą małą lub niewydajną firmę i zarabiają za mało. Nagle może się okazać, że większość ich miesięcznego przychodu staje się tak naprawdę składką ZUS.
PiS mówi o ZUS od dochodu
PiS kilkukrotnie wspominał o uzależnieniu składek ZUS od dochodu. Rzecz w tym, że jest to bardzo krzywdzący mechanizm dla każdego przedsiębiorcy, który zarabia już nawet 3000 złotych. Fajną grafikę w tej materii przygotowali redaktorzy Money.pl pokazując, że takie rozwiązanie generalnie szkodzi każdemu prócz działalności, których sens istnienia stoi pod znakiem zapytania.
Jest natomiast formą kary dla tych najbardziej przedsiębiorczych, bo przy składkach ZUS uzależnionych od dochodu przedsiębiorca zarabiający miesięcznie 20 000 złotych netto (a więc już po odprowadzeniu 23% VAT), do ręki dostawałby 10 000 zł z groszami. Przedsiębiorca zarabiający miesięcznie 50 000 złotych netto (a więc już po odprowadzeniu 23% VAT) do ręki dostawałby mniej, niż 30 000 złotych. Rozumiem, że to dla wielu osób wciąż astronomiczne kwoty, jednak trzeba się tutaj wznieść ponad własny portfel i obiektywnie przyznać, że zabieranie komuś kto korzysta z tych samych dróg, tego samego wojska, tej samej służby zdrowia (chyba, że zapłaci z własnych pieniędzy) dziesiątek tysięcy złotych jest absurdalne.
Piszę o tym w swoim felietonie pt. „Nie uważam, że program PiS jest adresowany do nieudaczników życiowych, ale naprawdę karze on za każdy przejaw inicjatywy„. PiS w kilku wypowiedziach klarownie mówił o wprowadzeniu „ZUS od dochodu” co wywołało panikę wśród przedsiębiorców.
Składki ZUS od dochodu – skrót myślowy czy kampania wyborcza?
Rząd PiS postanowił sprostować informacje powtórzone w kolejnych dniach przez media prawnicze, biznesowe i informacyjne. Choć media akurat nie kłamały i jeśli ktoś wyrażał się nieprecyzyjnie, to właśnie rządzący.
„To nie tak, my chcieliśmy zrobić wam przysługę” powiedziała minister Emilewicz, która zresztą jest osobą przychylną przedsiębiorcom, ale… nie ma za wiele do powiedzenia w obliczu woli partii. A wolą partii jest wygrać wybory, a następnie utwierdzić swój elektorat w tym, że to była dobra decyzja. Elektorat z kolei jest elektoratem prostym: nie rozumie zjawisk gospodarczych i mechanizmów rynkowych, interesują go natomiast transfery socjalne. O ile w pierwszej kadencji PiS pozyskał sporą część pieniędzy dociskając oszustów podatkowych – za co wielki szacunek – tak obawiam się, że wciąż rosnący program socjalny będzie wymagał w coraz większym stopniu dociskania nieoszustów podatkowych. A podatki płacą przedsiębiorcy, to oni robią przelewy.
Dlatego też podobno program PiS – zdaniem rządu – zakłada uzależnienie wysokości składek ZUS od dochodu u najmniejszych przedsiębiorców. Tak, żeby ktoś zarabiający 2000 złotych nie musiał nagle płacić 1500 złotych składek. To oczywiście dobry pomysł, bo takie rozwiązania (podobnie jak mały ZUS czy ulga na start) sprzyjają polskiej przedsiębiorczości. Komentatorzy są jednak bardzo nieufni wobec deklaracji rządu, że składki dla reszty przedsiębiorców pozostaną ryczałtowe. Gigantyczna medialna histeria sprawiła, że rząd zrobił krok w tył, ale realizacja wyborczych obietnic będzie potrzebowała tego typu działań.
Rzecznik przedsiębiorców chwali składki ZUS od dochodu
Pesymizmu nie podziela Rzecznik Małych i Średnich Przedsiębiorców. W liście rzecznika przedsiębiorców do premiera czytamy:
Panie Premierze, Przez lata mali przedsiębiorcy mieli poczucie, że Polska jest rajem dla dużych, silnych firm, a małe biznesy są pozostawione samym sobie. Mieli poczucie, że prawo umożliwia korporacjom pomnażanie swoich zysków ich kosztem. Mieli poczucie, że ulgi podatkowe i inwestycyjne są zarezerwowane wyłącznie dla silnych. Konstytucja Biznesu wraz z pakietem ustaw zmieniających otoczenie gospodarcze MŚP, podniesienie jednorazowej amortyzacji z 3 tys. zł do 10 tys., zł a dla maszyn i urządzeń do 100 tys. zł, ustanowienie całego terytorium Polski specjalną strefą ekonomiczną, obniżenie CIT dla małych spółek, wprowadzenie dla poczatkujących tzw. „pasa startowego”, umożliwiającego przez 6 miesięcy sprawdzenie pomysłu na biznes bez obciążeń na ZUS, wprowadzenie działalności incydentalnej bez ZUS i inne pozytywne zmiany, dokonane w ostatnich latach, dały poczucie, że to się zmienia, że dla rządu sektor MŚP staje się bardzo ważnym elementem naszej gospodarki.
Usunięcie ryczałtowego ZUS, który jest największą barierą dla mikro- i małych firm, przypieczętuje ten kierunek, dając ogromny impuls dla rozwoju gospodarki oraz poczucie bezpieczeństwa prowadzenia działalności gospodarczej dla tych Polaków, którzy chcą utrzymywać siebie i rodziny pracą na własny rachunek.
Jestem pewny, że zapowiadana likwidacja ryczałtowego ZUS w obecnej formie i zastąpienie go systemem umożliwiającym każdemu zapłacenie składki – systemem, który obowiązuje obecnie we wszystkich państwach UE oprócz Polski – uda się i będzie początkiem nowego, historycznego otwarcia funkcjonowania sektora MŚP w naszym kraju.
Tak jak Rzecznik MŚP był obok UOKiK chyba najbardziej chwalonym urzędem na łamach Bezprawnika, tak ten nieco nieprzyzwoicie pochwalny list budzi mój niepokój. Od Rzecznika nie tylko najmniejszych, ale też małych i średnich przedsiębiorców, oczekiwałbym uzyskania gwarancji, że reforma ma na celu pomoc raczkującym i niewydajnym firmom, a nie stanowi zagrożenia dla firm, które nadal są na początku swojej drogi. Bo – jak wynika z infografiki Money.pl, którą przytaczam powyżej – wcale nie trzeba być krezusem, by zmiana przytłoczyła polski biznes i okazała się docelowo niekorzystna, może nawet zabijając lub zmuszając do emigracji tysiące polskich firm.
Jest jeszcze jedna kwestia, ale pozwolę sobie do niej powrócić w osobnym artykule. Przedsiębiorcy to zwykle najbardziej odpowiedzialna i kompetentna część obywateli. Jestem przekonany, że są w stanie zabezpieczyć swoją przyszłość lepiej, niż proponuje to oferta publiczna – lub przynajmniej są sami w stanie ocenić swoją zdolność w tym zakresie i ponieść ewentualne konsekwencje.