Gdyby ktoś powiedział mi na początku roku, że będę pisał taki tekst, uznałbym że sobie żartuje. Ale rzeczywistość szybko dogoniła wyobraźnię. W Polsce dziś posypały się pierwsze mandaty za… mycie samochodu w myjni. Weekend z obostrzeniami związanymi z koronawirusem przyniósł więcej takich zaskoczeń. Spróbujemy zatem je skompilować i odpowiedzieć na pytanie: czego nie można robić w czasie epidemii?
Czego nie można robić w czasie epidemii? Katalog jest długi
Przypomnijmy zatem podstawowe zasady, jakie obowiązują nas od kilku tygodni. Zaczęło się od odwołanych lekcji i zajęć na studiach, potem przyszedł czas na zamknięcie granic. Wraz z nim przyszło zatrzymanie ruchu lotniczego i ograniczenie działalności galerii handlowych. Potem przyszedł czas na ograniczenia w poruszaniu się. Sukcesywnie zaczęły zapadać decyzje o zamykaniu kolejnych przestrzeni publicznych. Najpierw były to parki narodowe czy grodzone parki miejskie. W ostatnich dniach doszły do tego między innymi plaże, lasy należące do Lasów Państwowych czy turystyczne deptaki. Można więc wychodzić z domu, ale tylko by załatwiać tak zwane „pierwsze potrzeby”. Czyli iść do pracy, do sklepu, do apteki, z psem albo przejść się, ale – przynajmniej w teorii – tylko w bezpośredniej bliskości swojego domu.
Wszystko jasne? No to przejdźmy do omówienia kilku przykładów z weekendu 4-5 kwietnia.
Czy można myć samochód na myjni?
Nie, nie można. Przekonało się o tym dobre kilkadziesiąt osób, które w weekend dostały za to mandat. „Mężczyźni mieli świadomość obowiązujących ograniczeń, które zlekceważyli”, tak policjant z Olsztyna uzasadniał Informacyjnej Agencji Radiowej ukaranie mandatem trzech mężczyzn korzystających z myjni samoobsługowej. Za co dostali mandat? Bo wyjść z domu można tylko w najważniejszych potrzebach życiowych, a nie należy do nich mycie auta.
Zachodzę w głowę w takim razie jakim cudem panowie, którzy dostali mandat mogli w ogóle skorzystać z tej myjni. Jak rozumiem wszystkie urządzenia działały, zapłacili za usługę, a automat wydał im wodę i środki czyszczące. Czyli zapłacili oni za usługę, za korzystanie z której dostali mandat. To może w takim razie policja powinna też ukarać właściciela myjni za to, że działa? Patrząc na tok myślenia, jakim ostatnio kierują się nasze władze, na to by właśnie wyglądało.
Czy można pojechać nad morze?
Nad morze? Broń Boże! Tylko w ten weekend policja wystawiła kilkanaście mandatów za próbę „wtargnięcia” na Mierzeję Wiślaną. Podobnie było z próbami dojazdu na Półwysep Helski. Na szczęście policjanci nie karali każdej osoby na obcych blachach, która poruszała się drogą nad morze. Kontrolowali oni po prostu auta i pytali o cel podróży. Jeśli celem był spacer, auto było zawracane. Po mandat w wysokości 500 złotych policjanci sięgali dopiero wtedy, gdy amator nadmorskich spacerów był wyjątkowo uparty i nie chciał zawrócić.
Podstawą do wystawienia mandatu również jest tu opisywany już zakaz wychodzenia w potrzebach innych niż podstawowe potrzeby życiowe. Potrzeby turystyczne są tu szczególnie na celowniku, dlatego trzeba zapomnieć nawet o „potajemnym” wynajmie kwatery nad morzem. Obce rejestracje bardzo szybko wpadną w oczy miejscowym i mandat gotowy.
Czy mogę wejść do sklepu podczas godzin dla seniorów?
Wyobraźcie sobie, że nie. I nie chodzi tu tylko o Lidla czy Biedronkę, w których godziny dla seniorów faktycznie były niezbędne. Nie możesz też wejść między 10:00 a 12:00 do swojej piekarni. Nawet jeśli nikogo w niej nie ma! No chyba że sprzedawczyni przymknie oko i cię obsłuży, ryzykując jednak mandat, jeśli zrobiłaby to na oczach przechodzącego patrolu. Serio, naprawdę to tak działa. Nie pytajcie dlaczego. Jeśli przepis powstaje na kolanie w parę godzin, to nie ma sensu prowadzić rozważań co do jego celowości. To po prostu prawny babol.
Tak samo warto uważać wychodząc na ulicę podczas godzin dla seniorów. Bo gdyby zatrzymał nas patrol, zapytał o cel podróży a my – zakładając że jesteśmy młodsi niż 65 lat – powiedzielibyśmy, że idziemy do sklepu, to teoretycznie moglibyśmy dostać mandat. I to kto wie czy nie podwójny! Za chodzenie bez potrzeby (bo co to za potrzeba skoro w sklepie i tak nas nie obsłużą) i w dodatku okłamaliśmy pana władzę! Strach się bać!
Inne obostrzenia
To oczywiście nie koniec dziwnych i kuriozalnych sytuacji, o jakich w ostatnich dniach pisaliśmy. Oto tylko kilka przykładów:
- Nowe ograniczenia w przemieszczaniu się. Bez rękawiczek nie wejdziesz już do sklepu, a do żony lepiej nie podchodź na ulicy.
- Zakaz wstępu do lasu. Rząd wprowadzając go dotarł w swoich obostrzeniach na skraj absurdu.
- Kara za bieganie w czasie kwarantanny. Bo bieganie nie musi być zaspokojeniem niezbędnych potrzeb.
- Godziny dla seniorów w sklepach to dla nich niestety godziny stania na zimnie. Nowe rozwiązanie ma dużo wad.
Znikąd pomocy
Zwykle za złamanie obostrzeń policja nakłada mandat w wysokości 500 złotych. Można go nie przyjąć, ale wtedy sprawa trafia do sądu. Jeśli jednak doszło do poważnego złamania przepisów, na przykład do naruszenia zasad kwarantanny, to twój przypadek trafi do… Sanepidu. Ten już karze ostro – od 5 do 30 tysięcy złotych to możliwa kara administracyjna. I raczej nie ma tu zbyt dużej przestrzeni do rozmowy. W takim obecnie reżimie prawnym żyjemy. Być może w przyszłości ktoś pomyśli nad formą odwołania się od tych najbardziej absurdalnych decyzji o mandatach. Na razie jednak, obywatelu, płacz i płać!