Rząd rozda mikroprzedsiębiorcom 5000 złotych w trybie tzw. bezzwrotnej pożyczki. Teraz prowadzący firmy w końcu będą mieli swój program 5000 plus.
Pomysł 5000 złotych dla mikroprzedsiębiorców opisała dziś rano na łamach firma.blog Edyta Wara-Wąsowska. Czekamy jeszcze na Senat i Prezydenta, ale zapewne nikt nie odważy się zablokować tak ciepło przyjmowanego rozdawnictwa. Kryteria wejścia nie będą zbyt wysokie – przedsiębiorca starający się o pożyczkę musi zatrudniać mniej niż 10 osób i uzyskać roczny obrót netto ze sprzedaży towarów i usług nieprzekraczający 2 mln euro, a ponadto musiał prowadzić działalność gospodarczą przed marcem 2020 roku.
Znowu ryba z krótkim terminem spożycia zamiast wędki
Czy mnie to cieszy? Owszem. Nie znam nikogo, kogo by nie ucieszyło darmowe 5000 złotych.
Czy to jest dobre? Oczywiście, że nie. Jest faktem, że polskie prawo tworzone jest w dużym pośpiechu. Legislatorzy piszą je w sposób bardzo chaotyczny, w ustawach można trafić nawet na literówki czy powtórzenia, podobnie niechlujnie jest niestety z ich sensem. Widzimy to najlepiej w kwestiach „społecznych”, kiedy nie możemy iść obok własnej żony na ulicy, nasze wolności obywatelskie zostały ograniczone w dość chaotyczny sposób, a policji odbija od przyznanych uprawnień, dzięki czemu od paru dni część funkcjonariuszy realizuje jakieś długo skrywane żądze. Na szczęście nie wszyscy.
Zwolnienie przedsiębiorców ze składek ZUS czy świadczenie postojowe były pierwszą inicjatywą państwa, by pomóc przedsiębiorcom. Spoglądałem na nią z politowaniem, bo oto informatyk zarabiający 15 500 złotych i mający 450 złotych kosztów firmowych mógł liczyć na wsparcie finansowe ze strony państwa, a piekarz zarabiający 16 000 złotych i mający 14 000 złotych rozmaitych kosztów związanych z prowadzeniem biznesu był już w świetle ustawy za bogaty.
5000 plus jest głupie, jak 500 plus i ma pokazać, że rząd robi coś dla firm
Przedsiębiorcy to grupa społeczna, która nie ma w Polsce łatwego życia. To na nich spoczywa odpowiedzialność za system podatkowy, gdyż odprowadzają podatki za siebie i swoich pracowników. Oni też w zdecydowanym stopniu pracują na nasze PKB. Cieszą się jednak relatywnie niewielką sympatią ze strony społeczeństwa, które powtarza PRL-owską narrację o podejrzanym charakterze każdego biznesu, w której podgrzewaniu lubuje się zresztą nowoczesna młoda lewica, lubująca się w chodzeniu na spektakle teatralne, piciu kawy z sojowym mlekiem i produkowaniu dla Krytyki Politycznej elaboratów o tym, jak w gospodarce rynkowej im ciężko.
Kiedy jednak utrzymuję narrację, że mikroprzedsiębiorca to taki pan Wiesiek z sąsiedztwa, nad którym nasze państwo na co dzień lubi się w szczególny sposób znęcać, tak teraz nie jestem przekonany do koncepcji pomocy.
Przede wszystkim – pan Mietek, który nie prowadzi działalności gospodarczej, a właśnie stracił pracę, nie może liczyć na aż takie wsparcie. Pan Wiesiek (ten od działalności gospodarczej) generalnie powinien być w stanie przetrwać kilka miesięcy, ponieważ mała firma rzadko kiedy wiąże się z koniecznością zatrudniania wielu pracowników i utrzymywania hal produkcyjnych. Zresztą, te 5000 złotych problemu z ewentualnym zatrudnieniem nie rozwiąże. To po prostu za mało.
5000 złotych to z jednej strony dużo jeśli świadczenie potraktujemy w charakterze prezentu i zarazem bardzo mało jako realna pomoc. Znajomi przedsiębiorcy już nazywają to świadczenie „makbukowym”, czyli rządowym dodatkiem na nowego laptopa. Oczywiście żyję w pewnej bańce prawników czy dziennikarzy, którzy mają specyficzny rodzaj działalności. Ale to z kolei prowadzi nas ku kolejnej wadzie nowego rozwiązania, które pisane na kolanie pomaga każdemu. PiS ma taką niepokojącą tendencję rozrzucania pieniędzy, jak dziesięciolatek, który już pierwszego dnia miesiąca wyda całe kieszonkowe na chipsy.
500 plus jest kompletnie nietrafionym pomysłem, nie przekłada się na wzrost dzietności, a więc zawiodło jako program demograficzny, zaś jako program socjalny wspiera nawet rodziców będących milionerami. Podobnie z 5000 plus dla przedsiębiorców, które nie skupia się na tych biznesach, które pomocy naprawdę potrzebują. Rozdaje – bez ładu i składu – każdemu. Oczywiście można tego pomysłu bronić, czasu jest mało, nie mamy jak sensownie weryfikować komu się pieniądze należą, nie można kogoś dyskryminować z racji bycia lepszym przedsiębiorcą (choć generalnie państwo od lat dyskryminuje bardziej obrotnych), jednak intuicyjnie wiemy, że rozrzucanie pieniędzy do wody z okna pędzącego i płonącego zarazem autobusu, to nie do końca jest rzecz, która uspokaja obserwatora.
5000 plus przed wyborami
Ja nie jestem pewien, czy to mikroprzedsiębiorcy są teraz grupą najpilniej potrzebującą takiej pomocy. Pewnie niektórym pomoże ona złapać oddech nad powierzchnią kryzysowego oceanu, ale wydaje mi się, że inne narzędzia pomocy byłyby bardziej adekwatne. Zarówno przedmiotowo, jak i podmiotowo, bo to duży biznes odpowiada za zatrudnienie, utrzymywanie miejsc pracy i ogólną kondycję zawodową naszego społeczeństwa.
Dlaczego więc rząd rozdaje tak hojnie pieniądze małym przedsiębiorcom? Bo 2 miliony właścicieli działalności gospodarczej to 2 miliony głosów w wyborach prezydenckich, zaś prezes CCC czy LPP ma tylko jeden głos. Znamy ten mechanizm bardzo dobrze.