Prawdopodobnie jutro premier ogłosi nowe obostrzenia. W grę ma wchodzić m.in. zamknięcie galerii handlowych. Tym samym spełniłby się scenariusz, o którym mówił wczoraj wicepremier Jarosław Gowin – czyli kolejne restrykcje dla handlu.
Zamknięcie galerii handlowych – nowy etap obostrzeń na terenie Polski?
Wczoraj wicepremier Gowin w rozmowie z money.pl przyznał, że rząd nie chce pełnego lockdownu. Możliwe są natomiast inne restrykcje – takie jak chociażby ograniczenia w przemieszczaniu się, na wzór tych wprowadzonych w innych krajach europejskich. Wicepremier zaznaczał też, że zamiast zamykania gospodarki, prawdopodobne są kolejne restrykcje dla handlu. To z kolei pokrywałoby się z dzisiejszymi ustaleniami dziennikarzy money.pl, którzy w dwóch źródłach rządowych potwierdzili, że rząd rozważa zamknięcie centrów i galerii handlowych. Czekałaby nas zatem powtórka z wiosny – w ramach pierwszego lockdownu wprowadzono identyczny zakaz. Już wtedy sklepy w galeriach zanotowały ogromne straty. Decyzja ma zapaść na dniach – być może premier ogłosi ją nawet jutro na jutrzejszej konferencji.
Jeśli rząd faktycznie zdecydowałby się na ten wariant (razem z zamknięciem np. wolnostojących sklepów budowlanych czy z produktami elektronicznymi), to konieczne byłoby stworzenie kolejnej tarczy branżowej. Pytanie brzmi jednak, czy państwo w ogóle na to stać.
I co z tego, że nie ma pełnego lockdownu?
Zamknięcie galerii handlowych i innych sklepów nadal nie byłoby realizacją scenariusza pełnego lockdownu, podczas którego zamknięte zostałyby również np. niektóre zakłady produkcyjne. Do chóru głosów o tym, że drugi lockdown jest odwlekany tak długo, jak to tylko możliwe, dołączył dziś szef KPRM Michał Dworczyk. Problem polega jednak na tym, że pełnego lockdownu wprawdzie nie ma, ale za to śmiało można mówić o pełzającym lockdownie – który dla gospodarki może być, wbrew pozorom, jeszcze gorszą katastrofą.
Po pierwsze – przedsiębiorcy nie mają pojęcia, na czym stoją. Na przykład dzisiaj restauratorzy dowiedzieli się, że lokale gastronomiczne są zamknięte do odwołania dla gości. Za chwilę w podobnej sytuacji mogą znaleźć się inne firmy.
Po drugie – częściowe obostrzenia wydłużają łączny czas trwania restrykcji dla gospodarki. Być może gdyby rząd od razu (po gwałtownym wzroście liczby zakażeń w październiku) zdecydowałby się na lockdown, sytuację udałoby się w miarę opanować. Na razie jednak mamy do czynienia z sytuacją, gdzie rządzący uniemożliwiają dużej części firm normalne działanie, a jednocześnie sami przyznają, że to może być dopiero początek ich dramatu.
A posiedzenie Sejmu dopiero 18-19 listopada
To z kolei może oznaczać, że jeżeli ziści się scenariusz o zamykaniu sklepów i galerii handlowych, to przedsiębiorcy z tych branż poczekają dłużej na pomoc. Sejm ma się zebrać dopiero 18-19 listopada – i prawdopodobnie dopiero wtedy można byłoby uchwalić przepisy gwarantujące jakąś formę pomocy dla poszkodowanych firm.
Przed rządzącymi zatem trudna decyzja – wydaje się, że każda decyzja może mieć w tym momencie katastrofalne skutki.