Od soboty obowiązywać będzie zakaz noszenia przyłbic, szalików czy kominów. A dokładniej zakaz stosowania ich jako substytutu dla maseczki. Rządzący zachowali się tak, jakby ostatnie 10 miesięcy spędzili w śpiączce. O nieprzydatności osłon na twarz mówią dziś z dokładnie takim przekonaniem jak to, z jakim w kwietniu zachęcali nas do ich noszenia. Po co zatem to robili?
Zakaz noszenia przyłbic
Ogłoszone dzisiaj przez ministra zdrowia nowe zasady walki z pandemią regulują między innymi to jakie maseczki można nosić. A dokładniej: legalną zasłoną ust i nosa będą za parę dni już tylko maseczki. Na razie dowolnego rodzaju, ale kto wie czy i to się wkrótce nie zmieni. Teoretycznie jeśli będziemy w weekend chodzili na przykład w kominie, to może nas spotkać kara od sanepidu za brak maseczki. Śmiem twierdzić, że te nowe zasady przynajmniej na początku nie będą tak surowo egzekwowane. Ale cóż, słowo ministra stało się ciałem, a w sobotę stanie się rozporządzeniem.
I tak sobie pomyślałem: czy skoro lada moment za noszenie przyłbicy czeka nas kara, to czy rząd czasem nie zmuszał nas do noszenia na głowach czegoś zupełnie nieprzydatnego? Przypomnę, że obowiązek zakrywania twarzy został wprowadzony 16 kwietnia i mówił on o użyciu do tego „części odzieży, maski albo maseczki”. Zresztą ówczesny minister zdrowia Łukasz Szumowski wprost mówił, że nie ma znaczenia czy zakrywamy się maseczką chirurgiczną, szalikiem czy chustą. Ważne, żeby zasłaniając się czymkolwiek utrudnić transmisję wirusa drogą kropelkową.
Ta zasada została z nami na 10 miesięcy. Praktycznie nienaruszona, choć latem miała ona wakacje, bo w lipcu i sierpniu praktycznie nie była ona stosowana. Teraz, gdy jesteśmy – jak twierdzi rząd – na początku trzeciej fali pandemii, nagle okazuje się że przedmioty traktowane przez nas do tej pory jako ochrona, są o kant nie powiem czego rozbić. Minister Niedzielski mówi wręcz, cytując profesora Simona, że „z przyłbicami to na Grunwald”. To teraz wam coś przypomnę – wiecie że w sierpniu Ministerstwo Zdrowia chciało wprowadzić wręcz obowiązek noszenia przyłbic? A chodziło o osoby, które unikały zasłaniania twarzy tłumacząc się schorzeniami oddechowymi. Znajdźcie mi tu proszę choć gram logiki, bo ja nie widzę.
Dziurawy komin niczym odkrycie Ameryki
Oglądałem sobie dzisiaj TVN24, w którym pan w laboratorium pokazywał jak bardzo służący do zasłaniania twarzy komin przepuszcza płyny. Chyba nikogo nie zdziwiło, że spryskany cieczą przepuścił ją niemal w całości na drugą stronę. Taki eksperyment każdy mógłby wykonać u siebie w domu, naprawdę, nawet 10-latek. A rząd takiego eksperymentu najwidoczniej nie wykonał i przez 10 miesięcy wmawiał nam, że noszenie komina to właściwie to samo co noszenie maseczki chirurgicznej.
Mało tego, dziś słyszymy że nawet owe maseczki chirurgiczne powinniśmy poddać cenzurze. Bo najpopularniejsze maseczki FFP1, które można kupić w każdym sklepie i których zapas każdy z nas ma w swoim domu, okazują się… również niewystarczające. Rządowi urzędnicy przekonują, że trzeba zaopatrzyć się w droższe i trudniej dostępne maseczki FFP2 czy KN95. Dlaczego im nie wierzę? Ano dlatego że jako dziennikarz od wielu miesięcy spotkam się z wieloma lekarzami i jakoś niemal wszyscy, również ci specjalizujący się w chorobach zakaźnych, mieli na sobie maseczki albo FFP1 albo bawełniane. I co, że niby to oni się mylą? Dobre sobie.
Niestety, po raz kolejny odnoszę wrażenie że rząd podejmuje ruchy pozorowane, żeby pokazać że coś robi. Obostrzenia od 27 lutego będą w dużej mierze tylko na papierze, bo wiele osób nie wierzy ministerstwu, które jeszcze rok temu mówiło że maseczki nic nie dają. Próbuję się wczuć w naszych decydentów i znajduję dwa uzasadnienia dla tego ruchu. Po pierwsze – podobne regulacje maseczkowe wprowadzane są za granicą (nawet bardziej restrykcyjne, w czym przodują Czechy). Po drugie – zakaz noszenia przyłbic ma być związany z tym że łatwiej przez nie zarazić się będącą już w Polsce brytyjską mutacją koronawirusa. To Wam, czytelnikom, zostawiam jednak ocenę tego czy te argumenty zmywają z rządu winę za to, że najwidoczniej przez 10 miesięcy kazał Polakom nosić na głowach przyłbice. Które ponoć nadają się tylko na Grunwald.