Skala oderwania się naszych decydentów od rzeczywistości rośnie z dnia na dzień. Najnowszym tego przykładem jest seria spotów Polskiego Funduszu Rozwoju pod hasłem „Pomoc na czas”. Bohaterem jednego z nich jest restaurator, który pomoc z tarczy uzyskał. Nie dodano, że jako jeden z nielicznych. Niezawodny pozostaje też profesor Horban, który dziś powiedział że czuje się zażenowany tym, że polski biznes nie przebranżowił się na… szycie maseczek.
Pomoc na czas – spoty PFR dla nikogo
„Prowadzimy restaurację od kilku lat. Zatrudniamy 21 pracowników. Nie możemy działać jak dawniej, zapraszać naszych gości. Ale dzięki rządowym programom wsparcia utrzymaliśmy miejsca pracy i możemy nadal serwować pyszne jedzenie”, takimi słowami zwraca się do nas anonimowy restaurator. Bohater spotu „Pomoc na czas” nie pokazuje twarzy, nie ma ani imienia, ani nazwiska. Ba, podobnie jest z jego pracownikami, kamera uchwyciła bowiem tylko ich ręce przy pracy. Można by rzec, że taka była wizja twórcy tego spotu. Ale dla mnie to jest symbol tego jak bardzo jest on zły i szkodliwy. Wyobrażam sobie bowiem co, widząc go, czuje jeden z tysięcy restauratorów, który może i otrzymał od rządu pomoc, taką jak zwolnienie z ZUS czy mikrodotacja, ale była ona na tyle znikoma, że musiał albo zamknąć biznes albo utrzymać go z oszczędności całego życia.
Spot promuje najnowszą Tarczę Finansową, której operatorem jest Polski Fundusz Rozwoju. Tak, co do zasady jest to mechanizm realnej pomocy. Przedsiębiorca nie może jednak zwalniać swoich pracowników. Problem w tym, że pieniądze z subwencji z tarczy nie trafiają do każdej firmy, która się o nie zwróci. Przyczyn jest wiele – a to ktoś ma zbyt młody biznes, a to ma nieodpowiedni kod PKD, a to wie, że nie może dać gwarancji że utrzyma obecny stan zatrudnienia. Gdyby rządowa pomoc była tak powszechna, jak sugeruje to spot Polskiego Funduszu Rozwoju, to na ulicach polskich miast nie widzielibyśmy z dnia na dzień rosnącej liczby pustych lokali.
Zakładam, że kolejne spoty pokazujące jak to bardzo rząd pomaga przedsiębiorcom, nie są właściwie w ogóle adresowane do przedsiębiorców. Mają one jedynie wywołać wśród zwykłych obywateli poczucie, że polski biznes jest, jak to się mawia w urzędniczej nowomowie, „zaopiekowany” przez władzę. Otóż nie jest. Najlepszym przykładem tego jest obowiązujący od soboty lockdown na Warmii i Mazurach. Choć objęci nim przedsiębiorcy ponieśli ogromne straty przygotowując na przykład swoje hotele do przyjęcia gości, to nie będą mogli liczyć na nic więcej niż dotychczasowe instrumenty pomocowe. I co z tego, że przed wieloma z nich zawisło ponownie widmo bankructwa, skoro elektorat zobaczy spot i stwierdzi, że przesadzają, prawda?
Na kłopoty profesor Horban
A jeśli poczuliście się zażenowani spotem „Pomoc na czas”, to co powiecie na poranną wypowiedź głównego doradcy premiera do spraw Covid-19? Profesor Horban dziś rano w TVN24 powiedział, że jest zażenowany tym, iż w Polsce nie jesteśmy w stanie wyprodukować własnych maseczek. Ale nie, nie zrzuca na to winy na rząd, tylko na, a jakże, przedsiębiorców:
Do wszystkich panów przedsiębiorców, którzy mówią, że nie mają z czego żyć… A gdyby się wzięli za produkcję masek, to mieliby z czego żyć.
Przypomnę tylko, że to rządzący (a dokładniej będący wtedy już w ogniu kampanii wyborczej prezydent Andrzej Duda) już w kwietniu zapowiadali program Polskie Szwalnie. Miał on zapewnić nam ciągłość dostaw bezpiecznych maseczek chroniących nas przed wirusem. Dziś, po prawie roku, o programie nikt nie pamięta, a ważny rządowy urzędnik postanawia publicznie zrzucić na to winę na przedsiębiorców. W dodatku robi to w sposób bezczelny i absurdalny. Dziś „nie mają z czego żyć” głównie przedsiębiorcy prowadzący mniejsze biznesy, działający w innych sektorach niż przemysł. Czy profesor Horban dziś do porannej kawy pomyślał sobie „a właściwie to czemu ten właściciel pubu nie przerobił swojego lokalu na szwalnię?”. Może i tak sobie pomyślał, różne głupoty ludziom przychodzą do głowy. Szkoda jednak, że postanowił tym swoim przemyśleniem podzielić się publicznie ze społeczeństwem.