Sylwester Wardęga skazany. Sądy wzięły się za pranksterów, którzy przesadzają dla subskrypcji. Czy słusznie?

Gorące tematy Prawo Zbrodnia i kara Dołącz do dyskusji (354)
Sylwester Wardęga skazany. Sądy wzięły się za pranksterów, którzy przesadzają dla subskrypcji. Czy słusznie?

Sylwester Wardęga skazany za jeden ze swoich pranków, w którym w kostiumie Lorda Vadera jeździł warszawskim metrem. Dobrze, że pranksterzy coraz częściej muszą brać odpowiedzialność za swoje czyny. 

Pranki, pieszczotliwie przez niektórych nazywane „rakiem YouTube’a” to w założeniu „żarty” (mocne słowo, bardzo na wyrost), w których internetowy gwiazdor naprzykrza się przypadkowo napotkanym na ulicy ludziom, a następnie internetowa widownia bezrefleksyjnie do tego widoku rechocze.

W latach 2012-2015 panował na nie prawdziwy szał. Dopiero z czasem pojawiła się odrobina refleksji nad głupotą pranków i pranksterów, a także liczne parodie, np. filmiki, w których ktoś komuś rozbija samochód krzycząc „It’s a prank! It’s a prank” albo zabija małżonkę, z podobnym okrzykiem.

Było to oczywiście naśmiewanie się z pranksterów, którzy wychodzili z założenia, że np. brudzenie cudzych ubrań jakimś sprayem podczas biegania w stroju Spider-Mana, może być usprawiedliwione „sztuką” jaką są pranki. W Polsce mamy szczególny problem z pranksterami, ponieważ na każdą falę krytyki reagują bardzo nerwowo, napuszczając na niepokornego krytyka natychmiast armię swoich oddanych wyznawców w celu niekoniecznie merytorycznego ustosunkowania się do sytuacji.

wardega-ww

Oczywiście istnieją również niegroźne, zabawne pranki w stylu programów „Ukryta kamera”. Niestety to właśnie łamiący prawo żartownisie byli przede wszystkim obiektem westchnień internetowej widowni. Bardzo często społeczeństwu naprzykrzał się na przykład Sylwester Wardęga prowokujący m.in. Policję. Oczywiście dla określonej grupy widowni był bohaterem, a wymiar sprawiedliwości znosił to cierpliwie. Do czasu.

W wyroku opublikowanym przez samego zainteresowanego na Facebooku czytamy:

Sylwester Wardęga skazany

Sylwester Wardęga odniósł się do wyroku w typowy dla siebie sposób, czyli posługując się zabiegami erystycznymi i argumentacją, która wydaje się być bardzo mocno wybielonym obrazem sytuacji. Czasem zdarza nam się korespondować z prawnikami, którzy pracują w ten sposób – wierzcie mi, sądy potem zawsze spoglądają potem na nich z politowaniem.

Komunikat opublikowany na oficjalnym fanpage’u gwiazdora brzmi:

Po 15 miesiącach otrzymałem wyrok w sprawie „Lorda Vadera” jednak jak się okazuje karuzela śmiechu jeszcze się nie zatrzymała.
Sąd skazał mnie za krzyki, bieganie po wagonie i wszczynanie awantury. Jest to oczywiście stek bzdur.
W masce Lorda Vadera nic prawie nie słychać, dlatego nawet gdy mówiłem coś do Wapniaka (przebranego za staruszka, którego Lord Vader z odległości 5 metrów podduszał, bo ma sporo midichlorian we krwii) stałem nad jego głową by mógł mnie usłyszeć. (wciąż posiadamy wszystkie nagrania i możemy łatwo dowieść, że „nie darłem ryja”) (…)

Jest on też dłuższy i zdecydowanie bardziej polemiczny, natomiast biorąc pod uwagę, że jest to już któraś z rzędu taka sytuacja, wyjaśnienia utrzymywane są w podobnym tonie i można z nich wyczytać, że Polsce w zakresie bycia autorytetem moralnym zawdzięczamy przede wszystkim św. Jadwigę, Jana Pawła II i Sylwestra Wardęgę. Z tego też względu, nawet jeśli Sylwester ma rację w tej konkretnej sprawie – bo przecież tego nie można wykluczyć – całokształt różnych polemik tego typu, jakoś tak nie dodaje temu wiarygodności.

Co więcej – przecież ja znam filmy Sylwestra Wardęgi, widzę, co tam się dzieje. To jest czasami pasmo wykroczeń i łamania regulaminów rozmaitych instytucji lub pomieszczeń. Tam jest humor, ale budowany na kontrowersji i działaniu wbrew pewnym zasadom.

Moje odczucia w tej sprawie przy zupełnie innej okazji oddał popularny youtuber Gargamel.

Co więcej, podejrzewam, że prankster tej sławy część filmów może przygotowywać w porozumieniu ze statystami (tak tylko zgaduję – tego nie wiem). Nie zmienia to jednak faktu, że do często młodej i głupiutkiej widowni płynie komunikat, że prawie 30-letni facet kpi sobie z Policji, naprzykrza się ludziom, a inni to aprobują i dają łapki w górę.

Problem w tym, że prawo ze swoimi symbolicznymi grzywnami nie jest w takich sytuacjach efektywne przeciwdziałać takim zachowaniom. Być może serwis YouTube, choć im to raczej nie przeszkadza, powinien zastanowić się czy jest to zgodne z jego standardami i czy naprawdę nadal chce premiować pranksterów balansujących często na cienkiej granicy prawa.

Czytaj też: Młody youtuber naraził się środowisku „coachingowemu”. Ale miał rację i nie powinien dać się zaszczuć