Małe ptaszki powiedziały mi, że środowisko Prawa i Sprawiedliwości znalazło już swój pomysł na wprowadzenie podatku katastralnego.
Nadmienię przy tym, że o tym pomyśle w PiS się aktualnie „mówi”, ale jeszcze nie znalazł on przełożenia na konkretny. Jest jeszcze nadzieja, że ostatecznie nic z niego nie wyjdzie. Przypominam, że w obliczu bardzo trudnej sytuacji na rynku mieszkaniowym, kilka miesięcy temu podatek katastralny powrócił jako przedmiot debaty w polskim społeczeństwie.
Przydałby się mądry podatek katastralny
Nawet ja, choć podatkom ogólnie chętny nie jestem, jestem zdania, że mądry podatek katastralny mógłby mieć dobre korzyści dla rynku i społeczeństwa. Aktualnie bowiem coraz częściej społeczeństwo dzieli nam się na grupę osób mających kilka lub kilkanaście mieszkań i grupę osób, która własnego mieszkania nie będzie miała nawet za kilkanaście lub kilkadziesiąt lat. No niby wolny rynek, ale jednak nie do końca, ponieważ w dużej mierze mieszkania uchodzą dziś po prostu za formę bezpiecznej lokaty kapitału. Rząd swoją polityką monetarną zniechęca do innych form inwestycji, więc trudno winić zamożnych za to, że wybierają stabilizację. Kryzys na rynku nieruchomości nawet pomimo ich galopujących cen, jest więc pewnym odbiciem indolencji finansowej państwa.
Mądry podatek katastralny to coś, co powinno służyć społeczeństwu, a nie zaspokajać frustracje lewicowych nieudaczników, którzy po prostu chcą ściągnąć do swojego poziomu każdego, kto wyrósł nad ich poziom (czyli jakieś 90% społeczeństwa).
Chodzi o podatek, który nie karze za posiadanie mieszkań, a który na pewnym etapie – przy 4-5-6 nieruchomości sukcesywnie, progresywnie zaczyna kierować uwagę zamożnego inwestora na złoto, na platynę, na akcje, na lokaty, na inne formy lokowania gotówki. Że może jednak bardziej się opłaca kupić teraz trochę Bitcoina, bo przy siódmym mieszkaniu to już wyjdziemy z wynajmem na minus itd.
Tak, by przeciętny Polak mógł sobie pozwolić na chociaż jedno mieszkanie. Nie na zasadzie leniwej aktywistki Hanki, która mówi „dajcie” tam, gdzie normalny człowiek idzie do pracy. Ale na zasadzie kredytu, który każdy uczciwy człowiek jest w stanie spłacić i zaciągnąć bez większego stresu.
Podatek katastralny od mieszkań o wartości powyżej 500 tys.
Kiedy pytałem jak w ogóle miałaby być szacowana wartość tych mieszkań, czy na bazie ceny z dnia zakupy, jakaś waloryzacja, czy jak… Małe ptaszki odpowiadają mi, że koncepcja wyceny byłaby zbliżona do tej stosowanej przy użytkowaniu wieczystym.
Kto mieszka w nieruchomości za pół miliona złotych? W Rawie Mazowieckiej pewnie jakiś lokalny milioner, który zamawia jedzenie z Pyszne.pl i robi zakupy na Zalando. Ale w dużych miastach, ze szczególnym uwzględnieniem Warszawy, wszystkie lub prawie wszystkie nieruchomości mają dziś wartość o wysokości pół miliona. Półtora roku temu kupiłem mieszkanie w stolicy i niedawno prosiłem kompetentnego kolegę o wycenę – jego zdaniem lekką ręką przez ten czas zyskałem na wartości 150 tys., a jeszcze nawet nie zdążyłem się tam dobrze wprowadzić. W tym tempie inflacji i rosnących cen na rynku nieruchomości, mieszkanie za 3 lata kwalifikowałoby się na tak zaplanowany podatek katastralny, nawet gdybym dostał je za darmo.
To jest oczywiście genialne w swojej prostocie. Warszawa nienawidzi Prawa i Sprawiedliwości, a samo Prawo i Sprawiedliwość też chyba już straciło nadzieję, by ten związek kiedykolwiek wypalił. Po co wprowadzać podatek katastralny, który służy społeczeństwu? Po co wprowadzać podatek katastralny sprawiedliwy i równy dla wszystkich, skoro kolejny raz można tym podatkiem obłożyć jedynie klasę średnią?
Trudno uwierzyć w podatek katastralny, który byłby tak głupi
Jednak w otoczeniu Prawa i Sprawiedliwości o nim rozmawia się najczęściej. Byłoby to spójne z polityką prowadzoną przez PiS, który kupuje sobie głosy biedniejszych Polaków za pieniądze tych bogatszych. Gdyby więc przyjąć dla nieruchomości objętej podatkiem katastralnym umowną kwotę startu w wysokości pół miliona złotych, obciążenia rozłożyłyby się spójnie na przykład z projektem Nowego Ładu. Znowu zapłaciłby specjalista średniego szczebla czy przedsiębiorca. Oraz każdy mieszkaniec Warszawy, pomijając ludzi mieszkających w namiotach i na obrzeżach Piaseczna.