Dom z ogródkiem to marzenie wielu Polaków. Rząd, wiedząc o tym, przekuwa w projekt ustawy swój pomysł o budowie domów do 70 mkw. bez formalności. W ostatnim zdaniu informacji o tym rozwiązaniu czytamy: W przypadku braku miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, decyzja o warunkach zabudowy wydawana będzie w ciągu 21 dni. Czyli domy o powierzchni zabudowy do 70 mkw. jednak z formalnościami. Zresztą formalności nie brak nawet wtedy, gdy plan jest.
Domy o powierzchni do 70 mkw. jednak z formalnościami
Diabeł tkwi w pokryciu kraju przez miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego. Według dostępnych danych są one uchwalone dla około jednej trzeciej powierzchni. To zadanie gmin, z którego, moim zdaniem, nie chcą się wywiązać. Plan wiąże ręce urzędnikom, a jego brak daje swobodę wydawania decyzji administracyjnych. Był dobry pomysł, aby na terenach nieobjętych planem, gminy nie mogły pobierać podatku od nieruchomości. Niestety, nie przebił się. Brak planów, to w dużej mierze przyczyna nieładu architektonicznego.
Ktoś traci, ktoś zyskuje
Co dla jednych jest problemem, dla innych staje się okazją. Najwyższa Izba Kontroli piętnowała to zaniechanie gmin, wskazując, że brak planu sprzyja sporządzaniu dokumentacji planistycznych „na zamówienie podmiotów je finansujących, zainteresowanych dogodnym dla siebie rozstrzygnięciem”. Gdyby był plan, urzędnicy byliby nim ograniczeni. Wiem, że plan można zmienić, ale to jednak nie takie proste. Brak planu daje swobodę decyzji. Miasta się rozlewają. Gminy muszą wydawać coraz więcej na rozbudowę infrastruktury. Bardzo na to narzekają, ale jednak wolą planów nie robić. Wreszcie ustalanie planu wymaga konsultacji z mieszkańcami. Dzięki temu możemy mieć wpływ na to, w jaki sposób ma być wykorzystywana przestrzeń.
Ten „problem” odpada urzędnikom, gdy planu nie ma. Pozostaje samowola urzędnicza. Dlatego jeśli ktoś, słuchając opowieści premiera Morawieckiego, już się widział w swoim małym domku pod miastem, to niech wie, że to bajka dla dużych dzieci. Chyba że ma szczęście i tam, gdzie chce swój domek postawić, plan akurat jest. A wtedy bez kierownika, bez pozwolenia, bez dziennika budowy może zacząć budowę domu o powierzchni zabudowy do 70 mkw. Dyskutowałabym z zapewnieniem, że zrobi to bez formalności. Musi zgłosić w gminie budowę oraz dołączyć do zgłoszenia wymagane projekty. Musi też zawiadomić nadzór budowlany o zamierzonym terminie rozpoczęcia robót. W przypadku braku planu zagospodarowania musi wystąpić o warunki zabudowy. Jest jeszcze jeden warunek: dom musi zaspokajać własne potrzeby mieszkaniowe inwestora.
Warto też zwrócić uwagę na zapis o przejęciu przez inwestora odpowiedzialności za kierowanie budową w przypadku, gdy nie zostanie ustanowiony kierownik budowy. Czyli jeśli coś pójdzie nie tak, np. gdy coś się komuś na tej budowie stanie, odpowiada inwestor.
Czy coś zyskujemy na nowych przepisach?
Po pierwsze oszczędność na kierowniku budowy, czego mając doświadczenie w budowie domów, nikomu nie polecam. Dobry kierownik to też pomoc przy podejmowaniu najkorzystniejszych dla inwestora decyzji i kontrola ekipy budowlanej. Po drugie, nie trzeba prowadzić dziennika budowy. Nie jest to zadanie inwestora tylko kierownika budowy. Po trzecie, nie trzeba pozwolenia na budowę. A trzeba było? W art. 29. 1. prawo budowlane określono w przypadku jakich obiektów i robót nie jest wymagane uzyskanie pozwolenia na budowę.
Nie wymaga decyzji o pozwoleniu na budowę, natomiast wymaga zgłoszenia, o którym mowa w art. 30, budowa: wolno stojących budynków mieszkalnych jednorodzinnych, których obszar oddziaływania mieści się w całości na działce lub działkach, na których zostały zaprojektowane.
Niech każdy oceni sam, czy faktycznie mamy do czynienia z rewolucją w ułatwieniach w budowie domów.