Młode małżeństwo planowało wspólny zakup większego mieszkania, więc jak to zazwyczaj w takich przypadkach bywa, w realizacji planów pomogła cała rodzina. Teściowie kobiety przelali na jej konto 100 tysięcy złotych, a w międzyczasie małżeństwo się rozwiodło. Kobieta opierała się jak mogła, lecz sąd stwierdził, że musi oddać całą kwotę.
6 grudnia państwo Kowalscy przelali na rachunek żony swojego syna kwotę 100 tysięcy złotych, która zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami miała być przeznaczona na zakup nowego mieszkania, do którego małżeństwo miało się przeprowadzić. Rodzice okazali się mieć poczucie humoru, bowiem przelewowi nadali tytuł „prezent od Mikołaja”, co zważywszy na datę, nie powinno dziwić. Wtedy nie wiedzieli jeszcze, że za pół roku małżeństwo ich syna się rozpadnie, nikt nie kupi żadnego mieszkania, a zwrotu pieniędzy od byłej już synowej będą musieli dochodzić w sądzie.
Prezent to prezent, po co drążyć?
Kobieta postanowiła wykorzystać żartobliwy tytuł operacji na swoją korzyść i od samego początku utrzymywała, że nie było mowy o kupnie żadnego mieszkania. Pieniądze miały być zwykłym prezentem, bez żadnego specjalnego przeznaczenia. W świetle prawa taki prezent nazywa się darowizną, od której zresztą trzeba odprowadzić stosowny podatek. Skarbówkę zawsze warto mieć po swojej stronie, więc kobieta należny podatek zapłaciła. Mimo tego, że jej argumenty wydają się dość mocne, w sądzie cała sprawa okazała się zupełnie inna.
Małżeństwo wyglądało jak wiele dzisiejszych związków. Mąż pracował za granicą, żeby zarobić na kupno mieszkania, a kobieta pozostała w kraju i wychowywała dwójkę ich dzieci. Cała rodzina ustaliła, że rodzice mężczyzny sprzedadzą swoje mieszkanie, aby dołożyć się do planu dzieci. To samo miała zrobić żona, ponieważ mieszkanie, w którym do tej pory mieszkali, należało do niej. Syn cały czas przebywał za granicą, dlatego rodzice swoją część tej składki przelali na konto synowej. Chłopakowi na tyle spodobało się na saksach, że ostatecznie osiadł tam na stałe i złożył pozew o rozwód. Wtedy też jego żona obiecywała, że pieniądze odda, ale po rozwodzie. Chciała w ten sposób zabezpieczyć się na wypadek, gdyby mąż po złości zaciągnął jakieś zobowiązania w tajemnicy. Po rozwodzie, pomimo wielu wezwań kobieta pieniędzy nie oddała. Wtedy też zmieniła strategię i zaczęła utrzymywać, że pieniądze to prezent. Wtedy też zapłaciła podatek.
Sąd uznał, że kwota stanowiła darowiznę z przeznaczeniem na konkretny cel
Wobec tego, że do realizacji celu nie doszło, kobieta wzbogaciła się bezpodstawnie i pieniądze musi oddać co do złotówki. Również sąd apelacyjny, w odpowiedzi na apelację kobiety nie podzielił jej zdania. Kobieta w apelacji podniosła, że jeśli musiałaby oddawać jakieś pieniądze to na pewno nie całość, lecz połowę, ze względu na równe udziały małżonków we wspólności majątkowej.
Sąd stwierdził, że nie może być mowy o zwykłym prezencie w sytuacji, kiedy rodzice męża sprzedają swoje mieszkanie i całe pieniądze z tego tytułu przekazują synowej, pomijając swojego syna czy chociażby wnuki. Ponadto wyraźnie było widać motyw składki całej rodziny na mieszkanie dla młodej pary, co jest sytuacją typową w dzisiejszych warunkach ekonomicznych. Nie można również dosłownie traktować tytułu przelewu, bowiem z okazji Mikołajek prezenty robi się małym dzieciom, a ponadto mają one wartość bardziej symboliczną. Wisienką na torcie jest stwierdzenie przez sąd, że kwota zapłaconego podatku od darowizny była tylko i wyłącznie… zmyłką kobiety, mająca na celu ukrycie prawdziwego przeznaczenia pieniędzy.
Stare ludowe przysłowie mówi, że chytry traci dwa razy. Kobieta będzie miała teraz nie lada problem, bo w toku sprawy okazało się, że całe pieniądze zdążyła już wydać. Jeśli nie ma żadnego innego majątku, to nawet komornik nie pomoże.