Reforma sądownictwa to jeden ze sztandarowych projektów reform Prawa i Sprawiedliwości. Sądy miały działać lepiej, sprawniej i przejrzyściej. Gdy jednak przyszło co do czego, okazało się, że Janusze prawa znowu się popisali i… zapomnieli przygotować rozporządzenia do ustawy.
Nowelizacja ustawy Prawo o ustroju sądów powszechnych to temat wielokrotnie poruszany na Bezprawniku. Z reguły pomysły rządzących ocenialiśmy krytycznie, zwracając uwagę na realne bądź potencjalne zagrożenia, jakie niosą za sobą proponowane przepisy. Mimo zastrzeżeń wielu środowisk, prezydent Andrzej Duda przy okazji weta dla ustaw o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa podpisał nowelizacją dotyczącą „zwykłych sądów”.
Losowy przydział spraw? Kluczowy element reformy sądownictwa nie działa, bo… zapomniano o rozporządzeniu
Jednym z najważniejszych elementów reformy miało być wprowadzenie losowego przydziału spraw. Zamiast dotychczasowego przydzielania spraw wpływających do sądów przez człowieka (prezesa sądu), o podziale pracy miał decydować komputer, na podstawie specjalnie przygotowanego algorytmu. Jaki to ma cel? Pisałem o tym tak:
Ma to na celu zapewnienie obiektywnej bezstronności, skoro o tym, który sędzia lub sędziowie zajmą się sprawą, będzie decydował komputer. W teorii – to wspaniałe rozwiązanie. Ale ustawa nie precyzuje niektórych kwestii, cedując ustalenie szczegółowych procedur na – nie uwierzycie – ministra sprawiedliwości w drodze rozporządzenia.
Podpisana przez prezydenta ustawa weszła w życie 12 sierpnia 2017 r. I jak myślicie – losowy przydział spraw funkcjonuje? Otóż: nie. Wciąż nie przygotowano rozporządzenia, o którym wspominam w cytowanym fragmencie. To tyle zabawne, że rządowe projekty ustaw kierowane do Sejmu już na etapie prac w parlamencie powinny być zaopatrzone w „projekty podstawowych aktów wykonawczych” (art. 34 ust. 4 regulaminu Sejmu). Wydaje się być oczywistym, że tak ważne rozporządzenie spełnia cechę „podstawowości” w rozumieniu tego przepisu. Ba, nawet projekty poselskie powinny zawierać „założenia projektów podstawowych aktów wykonawczych”. Jako ciekawostkę można zresztą przytoczyć fakt, że nie przygotowano również pozostałych rozporządzeń, o których mowa w nowelizacji…
Tymczasem, tak przynajmniej twierdzi Ministerstwo Sprawiedliwości, dopiero prowadzone są prace nad rozporządzeniem regulującym losowy przydział spraw. Tymczasem ruszyła już machina wielkich zmian kadrowych w sądownictwie, a sądy w całej Polsce oczekują na pojawienie się nowych prezesów i wiceprezesów z politycznego nadania. Nie sposób oprzeć się zatem wrażeniu, że tak pospieszna reforma tylko pozornie miała naprawiać to, co w polskim sądownictwie jest popsute, a tak naprawdę chodziło wyłącznie o wymianę kadrową.
Trudno inaczej wytłumaczyć fakt, dlaczego – mimo blisko dwóch lat rządzenia i posiadania samodzielnej większości w Sejmie i Senacie – resort Zbigniewa Ziobro jest w stanie przygotować długaśną ustawę i przekonać do jej poparcia większość sejmową, a nawet prezydenta, a problemem jest przygotowanie projektu chociaż jednego rozporządzenia. Może więc dobro obywateli wcale nie było priorytetem? Bo trudno uwierzyć, że to tylko kolejny przejaw typowego ostatnimi czasy pisania prawa na kolanach.