Suburbanizacja jest coraz bardziej powszechna; mieszkańcy dużych miast przenoszą się na przedmieścia lub na tereny gmin przylegających bezpośrednio do miasta, tam kupują działki i budują domy lub kupują nieruchomość od dewelopera. Rozlewanie się miast nie do końca jednak podoba się samym samorządom. Władze Warszawy planują na przykład ograniczenie „wewnętrznej suburbanizacji” i możliwe, że zdecydują się na ograniczenie powierzchni terenów pod zabudowę mieszkaniową na przedmieściach. Ze stolicy mogą wziąć przykład również inne miasta.
Warszawa rozważa ograniczenie terenów pod zabudowę mieszkaniową
Stolica jest bez wątpienia jednym z miast, które najmocniej odczuwają skutki suburbanizacji. Tysiące mieszkańców przedmieść Warszawy (i osób mieszkających w gminach sąsiadujących ze stolicą) codziennie dojeżdża do dzielnic położonych bliżej centrum. To skutkuje ogromnymi korkami i utrudnieniami w komunikacji.
Jak donosi jednak portalsamorzadowy.pl, władze miasta mają jednak zamiar walczyć z bezładnym zabudowywaniem warszawskich przedmieść. To zjawisko jest szczególnie widoczne np. na Białołęce, będącej swoistym rajem dla deweloperów.
Jak twierdzi Maciej Krajewski z Wydziału Polityki Przestrzennej M. St. Warszawy, w przyjętym w 2006 r. studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego stawiano przede wszystkim na rozwój ilościowy. Tymczasem samorządowcy dochodzą do wniosku, że obecnie to miasto powinno określić maksymalny pułap mieszkańców miasta, a dopiero potem wyznaczać tereny, na których mogą powstawać nowe osiedla mieszkaniowe. Do tej pory robiono odwrotnie. W związku z tym trwają prace nad nowym studium – w którym prawdopodobnie zostaną ograniczone tereny pod zabudowę mieszkaniową. Mowa o niemal całkowicie niezagospodarowanych terenach, czyli tzw. „szczerych polach”. Dlaczego jednak powstawanie osiedli mieszkaniowych w takich miejscach to dla miasta tak duży problem?
Infrastruktura od nowa. Dla miasta to zbyt duży koszt
Mogłoby się wydawać, że nowe osiedla mieszkaniowe – zwłaszcza na „wolnych” terenach – powinny być dla miasta zaletą, a nie wadą. Należy jednak mieć świadomość, że koszty z tym związane mogą przewyższyć potencjalne zyski. Jeśli bowiem budynki mają powstać w „szczerym polu”, to konieczne jest zbudowanie od nowa całej infrastruktury – miasto musi zadbać o drogi, media, przystanki komunikacji miejskiej, a także przedszkole czy przychodnię.
Na razie jeszcze nie wiadomo, czy miasto ostatecznie faktycznie zdecyduje się na ograniczenie terenów pod zabudowę mieszkaniową. Jeśli jednak to zrobi, niemal na pewno będzie oznaczać to duże podwyżki cen działek budowlanych i mieszkań od deweloperów – ze względu na ograniczenie podaży. Co więcej, inne duże miasta – również zmagające się z problemem wewnętrznej suburbanizacji – mogłyby zainspirować się Warszawą i wprowadzić podobne ograniczenia. A to już oznaczałoby znaczący wzrost cen nieruchomości także w innych miastach – i to niezależnie od ogólnej sytuacji na rynku.