Za wysokie ceny mieszkań obrywali już deweloperzy i banki. A wynajmujący za pazerność, która winduje wysokość czynszów. Tymczasem okazało się, że najlepiej na nieruchomościach zarabia państwo. Im są droższe, tym większy zarobek.
Wysokie ceny mieszkań – czyja to wina
Bartosz Turek, główny analityk HRE Investments obliczył na portalu Bank.pl, że jedna trzecia ceny nowego mieszkania trafia do fiskusa. Z 400 tys. zł, które kupujący płaci za mieszkanie fiskus może skasować nawet 148 tys. zł. To aż 37 proc. ceny nowego lokalu. Gdy 400 tys. zł inwestor wydaje na mieszkanie z rynku wtórnego, państwo może dostać z tego ponad 53 tys. zł. Na potrzeby tych wyliczeń HRE Investments przyjęło, że zakup mieszkania jest współfinansowany zaciągniętym na 25 lat kredytem hipotecznym, oprocentowanym na 8 proc. A wkład własny wynosi 20 proc.
„Zakup, a potem wykończenie i wyposażenie mieszkania jest kosztowną operacją. Od momentu budowy po finalne urządzenie się na „swoim” niezbędne jest zaangażowanie sporego grona fachowców z różnych dziedzin. Na każdym z etapów pojawiają się podatki. Trzeba bowiem wiedzieć, że PIT, VAT, CIT czy np. PCC to nieodzowne elementy zakupu mieszkania, ale też obsługi samej transakcji czy wykończenia i wyposażenia lokum. Dodatkowe daniny pojawiają się też przy zaciągnięciu kredytu mieszkaniowego” wylicza Bartosz Turek.
Rząd zarabia nawet, gdy daje
Sprzedaż mieszkań i ich wyposażanie to nie jedyne źródła zasilania budżetu. Nie bez powodu mówi się, że budowlanka jest kołem zamachowym gospodarki, gdy dobrze i zdrowo się rozwija. Szacuje się, że złotówka zaangażowana w budowę mieszkań generuje 2-3 zł popytu na różne towary i usługi. Sektor budownictwa wypracowuje 8-9 proc. PKB. Dlatego Bartosz Turek zauważa, że racjonalnie skrojony program mieszkaniowy może się rządowi opłacać nie tylko w kontekście przychodów podatkowych, ale też stymulowania wzrostu gospodarczego.
Tym samy argumentem Polski Związek Firm Deweloperskich chciał przekonać Ministerstwo Finansów, do przywrócenia na trudne dla budowlanki czasy, kiedyś funkcjonującej, ulgi na wynajem. Tłumacząc, że budżet na tym dobrze zarobi. Ulga na wynajem rządowi się nie spodobała, ale ma inną propozycję. Tani kredyt na pierwsze mieszkanie. Z oprocentowaniem 2 proc. w skali roku. HRE szacuje, że przy obecnych warunkach rynkowych i udzieleniu 50 tysięcy kredytów taki program kosztowałby około miliard złotych rocznie. Czyli około 20 tysięcy złotych w przeliczeniu na pojedynczy kredyt. Po wyliczeniach ile z zakupu nowego mieszkania ma fiskus widać, że wpływy podatkowe są w stanie pokryć koszt nawet kilku lat takich dopłat do kredytów.