Zauważyłem ostatnio dość instrumentalne wykorzystywanie przez sympatyków polskiej lewicy słowa „przywilej”.
Fakt, że język w pewien sposób kształtuje rzeczywistość wydaje mi się bezsporny. Piewcą tego poglądu są zresztą zwykle sympatycy światopoglądowej lewicy, którzy walczą z usunięciem z polskiego języka słów takich jak „murzyn” czy też wyrugowaniem dziedzictwa PRL-u i przywróceniem żeńskich form piastowanych zawodów.
Trendy językowe na polskiej lewicy upodobały sobie w ostatnim okresie słowo „przywilej”, tworząc jakąś nową formę swoistej „pedagogiki wstydu”. Słownik Języka Polskiego PWN definiuje „przywilej” jako „prawo do korzystania ze szczególnych względów w jakimś zakresie”, tymczasem coraz częściej widuję je jako argument umniejszający w tradycyjnej walce klas, przetaczającej się przez debatę publiczną.
Dużo książek czytacie, to czemu słownictwo tak ubogie?
Mój problem z niewłaściwym użyciem tego słowa, który okazał się inspiracją do powstania tego krótkiego felietonu, polega na tym, że coraz częściej przywilejem zostają określone trywialne, prozaiczne czynności. Przywilej posiadania samochodu, przywilej posiadania wynagrodzenia, przywilej prawa własności. Przecież za tym nie kryją się żadne szczególne względy w jakimś zakresie, tylko z reguły są to po prostu konsekwencje podejmowanych wyborów, nierzadko okupione zresztą sporym wysiłkiem indywidualnym. Co dalej? Mogę narzekać na czyjś przywilej dużej masy mięśniowej i przywilej szczupłej sylwetki ciała, bo mój karnet na siłownię jest przysypany kuponami z McDonald’sa?
O przywilejach prawa własności pisała na przykład prezydent (tak głosi opis na Twitterze) Świdnicy z ramienia Sojuszu Lewicy Demokratycznej, pani Beata Moskal-Słaniewska.
To nie jest przywilej tylko rezultat
— Jakub Kralka (@jakubkralka) March 30, 2023
Pozwoliłem sobie odpisać na Twitterze, ale myśl tę chętnie rozwinę. Pani prezydent – kupienie sobie własnego mieszkania nie jest przywilejem, ale rezultatem, konsekwencją, skutkiem, wyzwaniem, często problemem. Za przywilejem kupienia własnego mieszkania czasami kryje się przywilej niejeżdżenia na wakacje, przywilej pracowania na dwóch etatach, przywilej samodzielnego nadzorowania budowy czy wykończenia po godzinach pracy, przywilej drżenia na każdą decyzję dotyczącą wysokości stóp procentowych czy przywilej spłacania kredytu hipotecznego przez 30 lat.
Możemy tak długo jeszcze rozwadniać słowo „przywilej”, tyle że jest to po pierwsze niezgodne z definicją tego słowa, po drugie – jest po prostu szkodliwe, kłamliwe i ujmujące wysiłkowi ludzi, którzy harują na swoje, a dodatkowo harują na wasze socjalne projekty.
I ja nie wiem czy budowane przez was mieszkania komunalne są złe, szczególnie przy tak marginalnej skali. Bo z jednej strony rozumiem irytację kogoś, kto przez 20 następnych lat będzie się zajeżdżał, by spłacić klitkę, a komuś mniej pracowitemu dajecie mieszkanie za darmo (co zabawne, w tej sytuacji nie używacie już słowa „przywilej”, a byłaby to chyba najbardziej adekwatna sytuacja). Ale wiadomo, że z mieszkaniami na rynku jest krucho, ludziom (na przykład takim z niepełnosprawnościami) trzeba czasem pomagać i nawet najbardziej krwawi liberałowie raczej nie chcą żyć w państwie, w którym na każdym kroku potykają się o bezdomnych. Ale po co wygadywać jakieś bzdury o przywilejach, które obrażają większość zaharowujących się na swoje „przywileje” Polaków?
Czas przestać nadużywać słowa „przywilej”
Jest taka tendencja w polskich mediach społecznościowych, że ktoś rzuci jakieś hasło, a potem wszyscy powtarzają je bezrefleksyjnie, co wpada w ucho i człowiek czuje się dzięki niemu od razu mądrzej. Przez lata było tak z „bynajmniej”, co doprowadziło do absurdalnych sytuacji, gdy ludziom prawidłowo stosującym „bynajmniej” wypisywano „bynajmniej to nie przynajmniej”. Ostatnio drażniące było „w Polsce nie ma takiej waluty jak złotówka”, które pod często ciekawymi diagnozami ekonomicznymi musiał wyrzucić z siebie każdy idiota, który nie miał nic ciekawszego do powiedzenia.
No i na lewicy teraz ciągle gadacie o tych przywilejach, sprowadzając już to słowo do śmieszności. Ale może wcale nie macie złych intencji, by obrażać ludzi, tylko po prostu słowo wam się spodobało i wpychacie je gdzie popadnie. Przemyślcie to proszę, bo obrażacie głównie ludzi pracy, których podobno historycznie lewica reprezentuje.