W ramach komisji kodyfikacyjnej prawa pracy trwają bardzo intensywne prace nad nowelizacją kodeksu pracy. Coraz więcej szczegółów tych prac, jak i samych założeń nowych ustaw wychodzi na światło dzienne. Tym razem na celownik wzięto umowy zlecenia, a raczej tę patologię, do której doprowadziła powszechność ich stosowania.
Kilka tygodni temu opisywałem pomysły dotyczące zmian w udzielaniu urlopów. W nowym kodeksie pracy ma zostać zwiększona ich funkcja wypoczynkowa, a zwalczane mają być patologie, które umożliwiają np. pracę dla innego podmiotu podczas urlopu. Te zmiany zapowiadają się dość kosmetycznie w porównaniu do tego, co czeka umowy zlecenie.
Przewodniczący zespołu do spraw opracowania kodeksu pracy komisji kodyfikacyjnej prawa pracy, p. Arkadiusz Sobczyk, udzielił wywiadu Gazecie Wyborczej, w którym podzielił się propozycjami, jakie komisja zaproponuje rządowi.
Koniec z zatrudnieniem na podstawie umowy zlecenia
Sami członkowie komisji kodyfikacyjnej zauważają tę karykaturę, którą bez wątpienia jest praca na podstawie umowy zlecenia. Zwracają uwagę na to, że samo określenie „zatrudnienie na podstawie umowy zlecenia” to fałszywa narracja, która na dodatek weszła do niektórych ustaw. Zatrudnienie jest możliwe tylko i wyłącznie na podstawie umowy o pracę. Wszystko inne to świadczenie usług, które pracą nie jest.
Proponujemy kategoryczny zapis w tej sprawie. Praca zarobkowa będzie wykonywana wyłącznie albo jako zatrudnienie pracownicze, albo jako samozatrudnienie. Umowy-zlecenia pozostaną w kodeksie cywilnym, ale wyłącznie do celów, do których zostały stworzone, czyli do świadczenia usług, a nie do wykonywania pracy.
Kodeks pracy – co się zmieni?
Nowy kodeks pracy ma przewidywać dwie formy zatrudnienia – etatową i nieetatową. Zatrudnienie etatowe to nic innego jak dotychczasowa umowa o pracę. Interesująco zapowiada się jednak nowe zatrudnienie nieetatowe. Twórcy kodeksu nie kryją inspiracji prawem brytyjskim i funkcjonującym tam kontraktem zero godzin. Będzie można je stosować do niezbyt intensywnej i okazyjnej pracy. Proponowany maksymalny wymiar tego zatrudnienia to 16 godzin tygodniowo. Co ważne – nie „średnio”, a „maksymalnie”.
Zatrudnienie nieetatowe – na czym to ma polegać?
To będzie swoista hybryda umowy o pracę i umowy zlecenia. Pracownik, który pracuje nieregularnie, zostanie zatrudniony właśnie na podstawie tej umowy. Pracodawca jednak nie będzie miał obowiązku zapewnić mu pracy przez cały czas. Pracownik również nie będzie musiał stawić się na wezwanie szefa do pracy, chyba że się na to zgodzi. Jeżeli na to się zgodzi i stawi się w pracy, będzie pracował pod kierownictwem szefa, będzie mu przysługiwał urlop, ubezpieczenie i wszystkie inne prawa pracownicze. Na tym właśnie ma polegać elastyczność nowej formy zatrudnienia. Z jednej strony elastyczność, niewątpliwie największa zaleta zleceń, a z drugiej strony prawa pracownicze. Każda praca powyżej 16 godzin w tygodniu ma być pracą etatową.
Nowy kodeks to również wzmocnienie kontrolerów inspekcji pracy. Ma zostać wprowadzone domniemanie zatrudnienia, a zatem ciężar dowodu spadnie na pracodawców. To ma być sposób na walkę z wszechobecnym i powszechnym samozatrudnieniem. W myśl nowych przepisów przykładowy kierowca autobusu, pomimo faktu prowadzenia własnej działalności gospodarczej będzie traktowany jako pracownik miejskiego przewoźnika – jego usługa nie wnosi niczego nowego do działalności firmy i jest po prostu ukrytą formą zatrudnienia. Dopiero, jeżeli pracodawca wykaże, że autobus, którym jeździ kierowca stanowi jego własność, to będzie mogło być uznane za świadczenie usług.
Zmiany zapowiadane przez komisję kodyfikacyjną zapowiadają się rewolucyjnie. Bardzo dobrze o nich świadczy świadomość obecnych bolączek rynku pracy i funkcjonujących na nim patologii. Wszystko jednak – jak zawsze – zależy od szczegółowego brzmienia przepisów. Warto jednak śledzić te zmiany i im kibicować.