Reforma procedury cywilnej coraz bliżej. Zbigniew Ziobro zapowiedział szereg zmian, które zmienią wiele w tym, jak będą wyglądały postępowania sądowe. Nie wspomina jednak, że wiele zmian – to zmiany na gorsze, a stracą na nich nie sędziowie, ale zwykli obywatele.
Na początku tygodnia minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro wraz z jego podwładnym, a zarazem sędzią Łukaszem Piebiakiem (jednym ze 150 sędziów delegowanych do pracy w ministerstwie) przedstawili na konferencji prasowej najważniejsze elementy planowanej zmiany Kodeksu postępowania cywilnego oraz szeregu innych ustaw. Plany są ambitne, a zamiary – szlachetne, a przynajmniej tak są one przedstawiane. Jak mówi minister:
To kolejny element zmian, które mają zapewnić Polakom możliwość szybkiego i skutecznego dochodzenia swoich praw przed sądem. Przewlekłość postępowania jest bowiem dzisiaj jedną z głównych bolączek polskiego wymiaru sprawiedliwości. Naszym zadaniem jest zrobić wszystko, aby wytworzyć przekonanie wśród tych, którzy do sądu trafiają, że mogą liczyć na bezstronne, uczciwe i sprawiedliwe rozstrzygnięcia.
Brzmi pięknie, prawda? Wydaje się, że z oczywistych względów opisane przez Zbigniewa Ziobro idee powinny znaleźć uznanie każdego. Pytanie tylko, czy w ślad za słuszną koncepcją idą właściwe przepisy? Przyjrzałem się projektowi nowelizacji i znalazłem tam szereg ciekawych zapisów. Poniżej omawiam część z nich.
Reforma procedury cywilnej na horyzoncie. Co się zmieni?
Reforma zapowiedziana przez rząd stoi pod hasłem „stop pieniaczom procesowym”, czego symbolem są pozwy o złotówkę. Celem wielu zmian ma być zapobieganie nadużywaniu przewidzianych w ustawach uprawnień stron procesowych, które – odpowiednio użyte – mogą skutecznie zablokować, a przynajmniej znacznie przedłużyć postępowanie. Ba, ta koncepcja jest tak silna, że już w art. 41 Kodeksu postępowania cywilnego dodana zostanie definicja takiego zachowania:
Z uprawnienia przewidzianego w przepisach postępowania stronom i uczestnikom postępowania nie wolno czynić użytku niezgodnego z celem, dla którego je ustanowiono
I faktycznie, w projekcie znajdziemy przepisy realizujące tę zasadę, na przykład dotyczące pozostawiania bez rozpoznania składane niekiedy nałogowo wnioski o wyłącznie sędziego. Jak czytamy:
Niedopuszczalny jest wniosek o wyłączenie sędziego (…) złożony po raz kolejny co do tego samego sędziego z powołaniem tych samych okoliczności.
To słuszne zmiany, bo bezzasadne wnioski o wyłączenie sędziego są znaną metodą na sparaliżowanie przebiegu sprawy. Doskonale o tym wiedzą przecież w samym ministerstwie, bo nie tak dawno temu Patryk Jaki w taki właśnie sposób zamierzał powstrzymać bieg procesu wytoczonego mu przez jednego z opozycyjnych posłów.
Ba, sąd będzie nawet mógł nie zajmować się oczywiście bezcelowymi pozwami. Jak wynika z projektowanego art. 1911 §2 kpc:
Gdyby czynności, które ustawa nakazuje podjąć w następstwie wniesienia pozwu, miały być oczywiście bezcelowe, można je pominąć. W szczególności można nie wzywać powoda do usunięcia braków, uiszczenia opłaty, nie sprawdzać wartości przedmiotu sporu ani nie przekazywać sprawy.
Pozew taki będzie zwracany w drodze uzasadnianego z urzędu wyroku (od którego będzie się oczywiście można odwołać). Wydaje się, że co do zasady to dobre rozwiązanie, choć oczywiście orzecznicza codzienność to zweryfikuje.
Wraca postępowanie gospodarcze dla przedsiębiorców – ale nie dla wszystkich, nie w każdej sytuacji i nie zawsze sensownie
Po latach nieobecności wraca do procedury cywilnej odrębne postępowanie gospodarcze. Ma być ono szybkie, ale wymagające. Każda ze stron postępowania będzie
obowiązana w swym pierwszym piśmie procesowym powołać wszystkie twierdzenia i dowody pod rygorem utraty prawa ich powoływania w dalszym postępowaniu oraz oświadczyć, że powołała wszystkie twierdzenia i dowody.
Plusem formalnego rygoryzmu postępowania ma być wydanie przez sąd rozstrzygnięcia w terminie 6 miesięcy. Znowu: dopiero praktyka sądowa pokaże, czy uda się tego terminu dochować. Zwłaszcza, że te surowe wymogi stawiane przedsiębiorcom i tak mogą być znacząco poluzowane (łącznie z tym, że ten zakaz powoływania się na nowe dowody cytowany wyżej wcale nie jest taki bezwzględny). Nietrudno będzie ponadto zepchnąć postępowanie na tradycyjną ścieżkę postępowania.
Zabezpieczenie, jako najwidoczniej niemoralne równie mocno jak antykoncepcja, będzie trudniejsze do uzyskania
Wielokrotnie poruszałem temat, jak przydatne (zwłaszcza przedsiębiorcom) może być przeprowadzenie postępowania zabezpieczającego, czyli takiego, w którym odpowiedni organ – komornik lub sąd – zabezpiecza interes wierzyciela np. poprzez zajęcie majątku czy ustanowienie hipoteki przymusowej dłużnika jeszcze przed wydaniem prawomocnego orzeczenia uprawniającego do egzekucji. Ważną cechą postępowania zabezpieczającego było to, że sąd mógł udzielić zabezpieczenia jeszcze przed wytoczeniem powództwa (ale zakreślając termin do złożenia pozwu). W świetle nowych przepisów będzie to niemal niemożliwe:
Udzielenia zabezpieczenia może żądać każda strona lub uczestnik postępowania, jeżeli uprawdopodobni roszczenie oraz interes prawny w udzieleniu zabezpieczenia, a jeżeli żądanie zabezpieczenia zgłoszono przed wszczęciem postępowania – także istnienie przeszkody do wniesienia pisma wszczynającego postępowanie w sprawie.
W praktyce oznacza to, że wniosek o zabezpieczenie będzie mógł być złożony dopiero przy wszczęciu głównej procedury sądowej, co niekiedy może znacząco utrudnić późniejsze wykonanie prawomocnego już orzeczenia.
Państwo na straży moralności (katolickiej), dlatego rozwód będzie kosztował nawet siedmiokrotnie (!) drożej. A to nie koniec podwyżek
Z treści art. 18 Konstytucji RP wynika, że małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny, rodzina, macierzyństwo i rodzicielstwo znajdują się pod ochroną i opieką Rzeczypospolitej Polskiej. Norma ta znajduje się w Rozdziale I Rzeczpospolita Konstytucji RP, czyli tym, który kształtuje konstytucyjne zasady i ustrój państwa. Ustawodawca konstytucyjny nadał zatem instytucji małżeństwa wysoką konstytucyjną rangę, również w zakresie ochrony.
W celu wzmocnienia instytucji małżeństwa oraz w celu zbliżenia opłaty sądowej do rzeczywistych kosztów postępowania w takiej sprawie uzasadnione wydaje się zatem podwyższenie opłaty stałej od pozwu o rozwód.
To uzasadnienie dla zmiany polegającej na tym, że dzisiejsza opłata za rozwód w wysokości 600 zł będzie zwiększona do… 2000 zł. Co więcej, w projekcie rezygnuje się z dotychczasowego rozwiązania, że w razie orzeczenia o rozwodzie na zgodny wniosek stron bez orzekania o winie (czyli de facto polubownie) sąd zwraca połowę opłaty. W praktyce oznacza to, że zamiast 300 zł, nawet najbardziej koncyliacyjny rozwód będzie kosztował 2000 zł, a więc niemal siedmiokrotnie więcej. Konia z rzędem temu, kto wykaże, że w tej zmianie chodzi rzeczywiście o dobro obywateli, a nie tylko o 39 milionów złotych, które ma w ten sposób zaoszczędzić Skarb Państwa.
Inflacja dotyka również opłat sądowych. Będzie drożej, ale głównie dla maluczkich
Oszczędności – a raczej okazji do zarobku – będzie zresztą więcej, bo nowelizację ustawy o kosztach sądowych w sprawach cywilnych trudno określić inaczej niż jako ordynarny skok na kasę. Obecnie opłata od pozwu wynosi 5% wartości roszczenia, nie mniej niż 30 zł i nie więcej niż 100 000 zł. Po zmianach będzie drożej – ale głównie dla tych, którzy muszą walczyć o swoje w sądzie o stosunkowo niewielkie kwoty. Przykładowo, obecnie za pozew na kwotę 2000 zł opłata wynosi 100 zł (5%), po zmianach będzie to 200 zł. Stracą również przedsiębiorcy, bo sprawy związane ze spółkami (np. jej rozwiązanie, czy wyłączenie wspólnika ze spółki) zdrożeją z obecnych 2000 zł do 5000 zł.
Ba, płacić będzie trzeba nawet za to, co obecnie jest bezpłatne – jak na przykład za doręczenie wyroku czy… wezwanie świadka:
1. Opłatę stałą w kwocie 100 złotych od jednej osoby, której wniosek dotyczy, pobiera się od wniosku o wezwanie na rozprawę świadka, biegłego lub strony.
2. W przypadku konieczności zarządzenia przymusowego sprowadzenia świadka lub biegłego pobiera się dodatkowo opłatę w kwocie 200 złotych.
To dziwny kierunek zmian, bo choć rozumiem argumenty ministerstwa (przyspieszenie postępowań, ich uproszczenie, zapobieganie szeroko rozumianemu pieniactwu), to ostatecznym skutkiem zmian może być zwyczajne odstąpienie od walki o swoje prawa w sądzie. Przeciętny obywatel, który w sprawie o zniszczony telefon warty 600 zł miałby uiścić 150 zł opłaty sądowej oraz kolejne 100 zł za wniosek o przesłuchanie świadka, może po prostu zrezygnować.
Wychodzi zatem na to, że zmiany w procedurze będą, owszem, dobre – ale dla dużych, profesjonalnych podmiotów. Czy to jest przywracanie sądownictwa suwerenowi, jak wynika to z zapowiedzi polityków? Mam co do tego daleko idące wątpliwości.