Szału dostaję, ilekroć widzę Barbarę Kurdej-Szatan przedstawianą jako ofiarę pisowskiego reżimu. Myślę, że lepszych materiałów na ikony mamy na pęczki w każdym miejscu, gdzie rodzinne układy od lat wypychają kompetencje.
Niecały rok temu Polska była obiektem ataku hybrydowego ze strony Białorusi. Być może po lutym 2022 roku jesteśmy już w stanie patrzeć na to zdarzenie z należytą powagą. Być może już nie tylko wytrawni eksperci są w stanie zrozumieć, co tam naprawdę się działo. Być może nawet poseł Sterczewski po incydencie rowerowym nabrał trochę pokory, by nie zamieniać relatywnie groźnej operacji na polskiej granicy w slapstickową komedię, polegającą na bieganiu z torebką Ikei.
Rok temu Białoruś zaatakowała Polskę
Białoruś postawiła wtedy Polskę w bardzo trudnej sytuacji. Ponieważ zaatakowała nas sprytnie. W sposób, który przemawia do wyobraźni cywilizowanych krajów zachodniej Europy – również takich jak Polska, przynajmniej częściowo. Kontrolowany w sporym stopniu z Moskwy reżim Łukaszenki nie jest może na tyle bystry, by samemu w swoim kraju zaprowadzić cywilizację, ale doskonale jest w stanie rozpoznać ją – i jej słabe punkty – w Europie.
Zaczęto więc do Białorusi importować imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki. W sposób zorganizowany, planowy, cyniczny. A następnie zaczęto tłoczyć ich przy polskiej granicy w skandalicznych warunkach. Polska swojej granicy – zgodnie z prawem – broniła. Co więcej, mając przy tym pełne poparcie ze strony sojuszników z zachodniej Europy, Stanów Zjednoczonych i NATO. Zresztą, to jest temat, który jest bardzo dobrze znany na przykład w Hiszpanii, której pan Władimir Putin wcale nie jest aż tak odległy, jak nam się czasem wydaje. Bandyckie bojówki finansowane z Kremla od lat działają w Afryce w podobny sposób, starając się wywołać kryzysy imigracyjne, które w naturalny sposób zagrażają granicom państw poludnia.
Ostatnie czego wtedy trzeba, to histerii w mediach społecznościowych
Pani Barbara Kurdej-Szatan w tonie nastolatki, która właśnie dowiedziała się o rozpadzie One Direction dosłownie zwymiotowała na swoim Instagramie na struktury bezpieczeństwa Polski, Unii Europejskiej i NATO. Operując wulgarnym językiem jej się ulało, a teraz na lewo i prawo robi z siebie ofiarę HEJTU. Wybaczcie szanowni, ale to jest przecież jakiś żart.
Co więcej, mam takie przypuszczenie, że gdyby u steru była wówczas Platforma Obywatelska, to takich reakcji celebrytów byśmy nie obserwowali. No, ale to PiS, więc wiadomo – trzeba być przeciw dla zasady. Może też troszkę z przyzwyczajenia, bo – umówmy się – rządy PiS same w sobie generalnie są patologią. Ale zawsze wydawało mi się, że jednak w kwestiach chociaż polityki bezpieczeństwa jesteśmy jeszcze w stanie unieść się ponad partyjne sympatie czy podziały.
Barbara Kurdej-Szatan nie jest ofiarą hejtu. W ogóle mam wrażenie, że trend na „bycie ofiarami hejtu”, który odgórnie zamykał dyskusję na temat tego czy hejt jest uzasadniony, był modny dobrą dekadę temu. Lecz w międzyczasie nauczyliśmy się odróżniać, że jednak nie każda krytyka jest hejtem. A przecież, jeśli już, to BKS jest w dużej mierze ofiarą swojego hejtu. Moim zdaniem pani znana z reklam Play jest ofiarą emocji, które sama wzbudziła. I tak jak przez lata wzbudzała bardzo pozytywne emocje, które skutkowały kontraktami reklamowymi i kolejnymi angażami w mediach publicznych, tak teraz – na jej wyraźne życzenie – odbiór uległ zmianie.
Barbara Kurdej-Szatan to kolejny męczennik, którego nie potrzebujemy
A teraz widzę, że Barbara Kurdej-Szatan jest lansowana na ofiarę polskiego reżimu, co wydaje mi się co najmniej narracją na wyrost. Pojawia lub będzie się pojawiać tu i tam. Ja nie wiem czy promowanie mody na histeryczne posty w mediach społecznościowych, które w dużej mierze ignorują całkowicie kontekst sytuacyjny, to jest coś, co przysłuży się polskiej opozycji. Campus Polska, serio? Barbara Kurdej-Szatan pisząca co jej ślina na palce przyniosła jest pomysł Rafała Trzaskowskiego na debatę publiczną?
Dziwi mnie też zaproszenie na Woodstock, czy tam Pol’and’Rock, które przez lata wydawało mi się mimo wszystko w jakiś sposób nobilitujące. Może oparte na pewnych, konkretnych wartościach, ale jednak uniwersalne i oderwane od kontekstu politycznego. Tymczasem chyba znowu jesteśmy świadkami jakiejś samospełniającej się przepowiedni, która na przykład lata temu zmieniła Tomasza Lisa z niezłego przecież dziennikarza w dziennikarza fanatycznie zaangażowanego w spór polityczny. I dziś trochę to samo się chyba dzieje z Woodstockiem, skoro na scenach festiwalu ląduje jeden z najbardziej nieśmiesznych kabaretów w dziejach, bo kilka dni temu wypłynęło jak w miernym skeczu mówią kilka przykrych słów prawdy o PiS, a potem festiwal poprawia to „ofiarą hejtu” Barbarą Kurdej-Szatan.
Co z tą Barbarą Kurdej-Szatan?
Sympatycznej aktorce nieco się ulało w mediach społecznościowych, natomiast wierzę, że mimo błędnych w mojej ocenie wypowiedzi, nie powinno to mieć daleko idących konsekwencji dla jej kariery. Pomijając kiepski styl i fatalne wyczucie czasu, należy pamiętać, że Łukaszenka (tak, Łukaszenka, a nie Kaczyński, pani Barbaro) fundował wówczas na granicy kryzys humanitarny i to bez wątpienia też działało na wyobraźnię przyzwoitych ludzi. Bo generalnie nie uważam, że należy odzierać panią Kurdej-Szatan z towarzyszących wielkiemu wzburzeniu dobrych intencji.
Ale robienie dziś z aktorki ikony? Serio?