Ponad milion chorych na zaledwie tysiąc lekarzy w tej specjalizacji. Ty pewnie też nigdy nie byłeś u endokrynologa

Zdrowie Dołącz do dyskusji (176)
Ponad milion chorych na zaledwie tysiąc lekarzy w tej specjalizacji. Ty pewnie też nigdy nie byłeś u endokrynologa

Ponad milion chorych, około tysiąca lekarzy. Takie liczby mrożą krew w żyłach, a jeśli człowiek sobie przypomni, że wszystko to dzieje się w Polsce, jest jeszcze mniej przyjemnie. Dlaczego jest tak mało endokrynologów?

Chociaż Polska może poszczycić się naprawdę wysoką liczbą lekarzy endokrynologów (w porównaniu do innych państw europejskich), to niewątpliwie ma też sporo chorych. Jeśli na ponad milion ludzi chorujących na tarczycę w Polsce przypada ledwie tysiąc lekarzy, a kolejki są tak długie, że stają się powodem do żartów, to coś tu musi być bardzo nie tak. Zwłaszcza, że już od 2016 roku alarmuje się o bardzo dużym wzroście zachorowań na Hashimoto. Myślę sobie: ha, skoro tak jest, to nasz rząd na pewno zwiększył liczbę specjalizacji na endokrynologię. Zaglądam na stronę Ministerstwa, patrzę na liczbę rozdanych rezydentur…

Siedem.

I dwanaście na endokrynologię i diabetologię dziecięcą.

Dlaczego jest tak mało endokrynologów

Przecieram oczy, bo trochę nie chce mi się wierzyć. Siedem? Nie siedemnaście albo siedemdziesiąt? Dlaczego? Próbuję sobie odpowiedzieć na to pytanie, sprawdzając, co na ten temat pisał Rynek Zdrowia i odpowiedź przychodzi sama, aczkolwiek jest bardzo pesymistyczna. Pacjenci muszą czekać w kolejkach po sto i więcej dni, ale nie dlatego, że mamy do czynienia ze złośliwym spiskiem, ale dlatego, nieważne, ilu wyszkolimy tych lekarzy – zwyczajnie brakuje pieniędzy na świadczenia. Endokrynolog z fusów nie wyczyta, co jest choremu: musi zlecić badania na TSH, USG, tomograf, rezonans. Dla publicznej placówki to prawdziwy wysiłek finansowy, dlatego nie każda może sobie pozwolić na posiadanie takiego specjalisty.

Wbrew obiegowej opinii (według której to wszystko spisek endokrynologów, wolących przyjmować prywatnie), lekarze tego typu chętnie podejmują współpracę z NFZ, a poza ogólnym systemem jest ich zaledwie 10%. To nie zmienia faktu, że podobno wśród studentów medycyny krąży złośliwe powiedzonko: „Chcesz być bogaty? Zostań endokrynologiem”. No, biorąc pod uwagę, że szkolimy ich tak wielu, to prawie nie do pomyślenia. Chyba nie ma potrzeby mnożyć ich ponad potrzebę, skoro nie mamy nawet dla nich zaplecza.

Zabójczy motylek

Przypuszcza się, że w Polsce ponad milion osób cierpi na choroby tarczycy – niedoczynność, nadczynność, różnego rodzaju nowotwory. Problemy dotykają zarówno dorosłych, jak i dzieci. Byłoby więc bardzo miło, gdyby rząd, skoro już lekką ręką rozdaje na wszystko pieniądze, zainteresował się poważnym dofinansowaniem służby zdrowia. Ale nie w taki sposób, w jaki zrobił to z 6%, gdzie dał pieniądze, ale – jak twierdzi Porozumienie Rezydentów OZZL – obcięto i tak środki na leczenie i diagnostykę.

Milion ludzi, tysiąc lekarzy, brak pieniędzy na świadczenia. A zapewne piszę tylko o jednej z niewielu gałęzi medycyny, w której chorzy wymagają pomocy. Tak łatwo przepuścić pieniądze na Telewizję Publiczną, rzucić ją temu czy tamtemu przedsiębiorczemu koledze, dorzucić trochę premii czy wesprzeć Polską Fundację Narodową. Gdyby wypompować te środki stamtąd, postawić trochę mniej pomników i dać trochę mniej muzeów, może gdyby trochę ograniczyć biurokrację, to nadal byłaby to kropla w morzu potrzeb… ale przynajmniej byłoby wiadomo, że zrobiono więcej, niż zwykle. Bo dotychczasowe rządy, jeśli im się mówiło, że służba zdrowia potrzebowała pieniędzy, zachowywały się, jakby gryzły własne ciało, żeby dać chociaż trochę biednym chorym.