Partnerzy serwisu:
Podatki

Większość podatków w Polsce jest zbędna albo mało sensowna. Abonament RTV to tylko wisienka na torcie

Rafał Chabasiński
11.07.2023
Większość podatków w Polsce jest zbędna albo mało sensowna. Abonament RTV to tylko wisienka na torcie

Mało kto lubi płacić podatki, zwłaszcza w Polsce. Nie dość, że nie ufamy władzy, że racjonalnie wyda zabrane nam pieniądze, to jeszcze ustawodawca czasem tworzy daniny, które samym swoim istnieniem zniechęcają do obywatelskiej postawy. Jakie są najgłupsze podatki w Polsce? Chyba każdy ma swoich ulubieńców. Swoich przedstawię poniżej.

Wskazać najgłupsze podatki w Polsce wcale nie jest tak łatwo, jak by się wydawało na pierwszy rzut oka

Niektórych podatków obowiązujących w Polsce na dobrą sprawę mogłyby nie być. Są też takie, których zdecydowanie być nie powinno. Tym razem skupimy się na tej drugiej kategorii. Mowa o daninach, które same w sobie stanowią nie tylko pomnik nienasyconej chciwości Fiskusa, ale także jest w nich coś niewłaściwego na poziomie samej koncepcji. Takich, których samo istnienie sprawia, że instynktownie łapiemy się za głowę i za portfel. Każdy z nas ma oczywiście swoje typy co do tego, jakie są najgłupsze podatki w Polsce. Ja wskazałbym pięć konkretnych danin na rzecz państwa.

Od razu uprzedzę purystów z resortu finansów, że nie zamierzam się przy tym trzymać definicji z ordynacji podatkowej. Z punktu widzenia obywateli nie ma w końcu znaczenia to, która konkretna macka państwowej ośmiornicy sięga po ich pieniądze. Na liście znajdują się więc podatki, co do których władza się przyznaje, te które ochrzciła dla niepoznaki mianem „opłaty”, oraz jeden bardzo specyficzny przypadek słabo ukrytego podatku majątkowego.

Czym jednak w ogóle są najgłupsze podatki w Polsce, skoro właściwie każdej obowiązującej daninie można przypisać jakieś złe cechy? Weźmy taki podatek dochodowy od osób fizycznych. Na dobrą sprawę nie jest nam jakoś specjalnie potrzebny, zwłaszcza po ostatnich obniżkach stawki podatku oraz wzroście kwoty wolnej od podatku. Wciąż jednak jest to jedno z czterech najważniejszych podatkowych źródeł przychodów państwa. Podatek od spadków i darowizn może i bywa wręcz nikczemny, ale jakieś ukryte uzasadnienie praktyczne ma. Opłata denna jest trochę egzotyczna, ale w gruncie rzeczy chodzi o użytkownie gruntów należących do Skarbu Państwa. Przykłady można by długo mnożyć.

Najlepiej więc szukać podatków, które nie służą niczemu szczególnie pożytecznemu, a przynajmniej stanowią nieproporcjonalne obciążenie względem uzyskiwanych z nich korzyści. Równocześnie najgłupsze podatki w Polsce powinny wyróżniać się czymś specjalnym.

Po co opodatkowywać urządzenia, z których prawie nikt już nie korzysta?

Pierwsza z nich na pierwszy rzut oka nie spełnia tego ostatniego kryterium. Opłata reprograficzna obowiązuje w końcu w wielu państwach. Nie jest nawet podatkiem w ścisłym tego słowa rozumieniu. W teorii stanowi swego rodzaju rekompensatę dla podmiotów praw autorskich w zamian za potencjalne straty wnikające z istnienia instytucji dozwolonego użytku. Chodzi o urządzenia, które pozwalają na kopiowanie wszelkiej maści dzieł i utworów.

Opłatę reprograficzną odprowadzają producenci poszczególnych urządzeń służących do utrwalania utworów. Jak się łatwo domyślić, przerzucają później ten koszt na konsumenta. W Polsce maksymalna stawka tej daniny wynosi 3 proc. Pieniądze trafiają do organizacji zbiorowego zarządzania, na przykład do ZAiKS-u, które w założeniu mają później trafiać do samych twórców.

W czym tkwi problem? Lista urządzeń, od których obecnie trzeba odprowadzać opłatę reprograficzną, niespecjalnie przystaje do dzisiejszej rzeczywistości. W obowiązującym rozporządzeniu znajdziemy między innymi magnetowidy, nagrywarki, radia, płyty CD oraz DVD, kasety magnetofonowe czy zestawy wieżowe bez CD. Jedyne urządzenia warte dzisiaj uwagi, które znalazły się na liście, to: karty pamięci, skanery, kserokopiarki i papier ksero. Cała reszta została wyparta przez chmurę, serwisy streamingowe i smartfony.

Ktoś mógłby spytać: czemu w takim razie rządzący nie rozszerzą opłaty reprograficznej o osiągnięcia współczesnej techniki? Odpowiedź brzmi: próbowali, ale w tym roku są wybory. Opór społeczeństwa sprawił, że na razie władza nam odpuściła. Tymczasem z każdym kolejnym rokiem sens istnienia opłaty reprograficznej gaśnie w oczach. Może lepiej byłoby wreszcie przestać udawać, że dozwolony użytek stanowi jakiś akt łaski ze strony twórców? Jeśli ktoś ja tu okazuje, to tylko państwo.

Nawet najgłupsze podatki czasem mogą uzyskać jakiś pożyteczny rezultat dla społeczeństwa. Tylko co z tego?

Najgłupsze podatki niekiedy biorą się z dobrych chęci. Dość często zdarza się w końcu, że władza próbuje w jakiś sposób zmienić przyzwyczajenia obywateli. Czyż istnieje lepszy środek do okazania państwowej aprobaty lub dezaprobaty niż podatki? Jeżeli chcemy coś promować, to je obniżamy. Jeżeli chcemy coś możliwie uprzykrzyć obywatelom, to możemy ustanowić nową specjalną daninę, która uderzy tych niegrzecznych po kieszeni. Jednym z takich podatkowych klapsów ze strony rządzących jest opłata cukrowa.

Mechanizm jej działania jest stosunkowo prosty. Opłata cukrowa jest nakładana na napoje z dodatkiem cukrów, słodzików, kofeiny lub tauryny. Teoretycznie odprowadzają ją producenci, ale wszyscy doskonale wiemy, jak to wygląda w praktyce. Na końcu zawsze i tak daninę zapłaci konsument. Wzrost ceny ma go w końcu „zachęcić” do rozejrzenia się za bardziej zdrowymi napojami. Równocześnie producenci powinni poeksperymentować ze składem swoich produktów w taki sposób, by nieco go zoptymalizować pod względem podatkowym.

Mówi się czasem, że jeżeli coś jest głupie i działa, to nie jest wcale takie głupie. Rzeczywiście: konsumpcja napojów słodzonych spadła po wprowadzeniu tego podatku. Trudno jednak nie dostrzec paru problemów. Pierwszy znajdziemy już w przedmiocie opodatkowania. Z jakiegoś powodu ustawodawca postanowił obciążyć daniną także zdrowsze zamienniki cukrów. Owszem, zasady ich opodatkowania są nieco łagodniejsze. Stawka podatku nie zależy w ich przypadku od zawartości danego słodzika w napoju. Warto odnotować, że na potrzeby opłaty miód należy traktować tak samo jak każdy inny cukier.

Drugi problem to sam pomysł opodatkowywania wyłącznie napojów słodzonych. Owszem, są wręcz upiornie niezdrowe. Zwłaszcza tzw. napoje energetyczne. Równocześnie jednak w sklepach możemy wybierać i przebierać w słodyczach różnego rodzaju. Czy naprawdę akurat Coca-Cola, czy oranżada różnią się tak bardzo od pralinek, czekolady i tortów? Nie wspominając nawet o tym, że podatek cukrowy nie dotyczy cukru. Zawsze możemy więc sobie po prostu dosłodzić dowolnie wybrany napój i Fiskus nagle traci zainteresowanie zawartością naszej szklanki.

Opłata miejscowa jest bardziej irytująca niż szkodliwa. Nie zmienia to jednak faktu, że jest kompletnie pozbawiona sensu

Ustawa o podatkach i opłatach lokalnych to istna kopalnia absurdalnych pomysłów. Jednym z nich jest opodatkowanie dobrej pogody. Jakby tego było mało, ten konkretny podatek można pobrać także wówczas, gdy w rzeczywistości pogoda dobra nie była. Mowa oczywiście o opłacie miejscowej, zwanej też klimatyczną. Sposób jej pobierania opisano w art. 17 przytaczanej ustawy.

Rada gminy może wprowadzić opłatę miejscową. Opłatę miejscową pobiera się od osób fizycznych przebywających dłużej niż dobę w celach turystycznych, wypoczynkowych lub szkoleniowych:
1) w miejscowościach posiadających korzystne właściwości klimatyczne, walory krajobrazowe oraz warunki umożliwiające pobyt osób w tych celach,
2) w miejscowościach znajdujących się na obszarach, którym nadano status obszaru ochrony uzdrowiskowej na zasadach określonych w ustawie z dnia 28 lipca 2005 r. o lecznictwie uzdrowiskowym, uzdrowiskach i obszarach ochrony uzdrowiskowej oraz o gminach uzdrowiskowych (Dz. U. z 2021 r. poz. 1301 oraz z 2022 r. poz. 2185)
– za każdą rozpoczętą dobę pobytu.

Teoretycznie istnieje także osobna opłata uzdrowiskowa nakładana w dokładnie ten sam sposób. Warunkiem jest to, by dana miejscowość cieszyła się statusem uzdrowiska. W przeciwieństwie do opłaty miejscowej obejmuje nie tylko turystów, ale także kuracjuszy. Obydwie daniny traktuję jak dwie strony tej samej monety. Głównie dlatego, że jeżeli pobiera się opłatę uzdrowiskową, to nie wolno już od danej osoby pobrać miejscowej.

Trudno byłoby docenić sam zamysł pobierania od obywateli podatku tylko dlatego, że trafili do miejscowości, którą właściwy minister uznał za posiadającą ładny krajobraz. Zwłaszcza że nie nasz podatnik niekoniecznie musi mieć szansę się tymi „korzystnymi właściwościami klimatycznymi” i „walorami krajobrazowymi” nacieszyć. Może przecież padać przez cały pobyt, morze może być zimne, albo pełne meduz. To trochę jakby władzom Krakowa albo Warszawy pozwolić opodatkowywać odwiedzających tylko dlatego, że w tych miastach można obcować z polskimi skarbami narodowymi.

Chyba każdy spodziewał się w tym zestawieniu abonamentu RTV

Absolutnym klasykiem w kategorii „najgłupsze podatki w Polsce” jest podatek od posiadania radia lub telewizora, dla niepoznaki nazwany abonamentem RTV. Od czego by tu zacząć? Nie dość, że musimy płacić państwowym instytucjom niemały haracz za sam fakt posiadania któregoś z tych dwóch urządzeń, to jeszcze pieniądze z tego tytułu idą na utrzymanie tzw. mediów publicznych.

Przyznaję, że doceniam ich rolę jako wygodnego sposobu komunikacji państwo-obywatele w sam raz na sytuacje kryzysowe. Problem w tym, że tak naprawdę finansujemy głównie media rządowe, obsadzane z politycznego klucza i tworzące treści takie, jakich oczekują aktualnie rządzący partyjni watażkowie. W ciągu ostatnich ośmiu lat media publiczne w Polsce stały się narzędziem tak siermiężnej propagandy, że staje się absolutnie nieznośna. Wszystko dlatego, że taki przekaz najmocniej cementuje betonowy elektorat obecnych rządzących.

Nic więc dziwnego, że Polacy abonamentu płacić nie chcą. Sytuacji nie ułatwia absolutnie wręcz dysfunkcyjny system ściągania tej daniny. Zajmuje się tym Poczta Polska, która powinna walczyć o miejsce na rynku ecommerce, zamiast robić władzy za podatkowego cyngla. Zwłaszcza że operator wyznaczony nie ma za bardzo możliwości, by zmusić krnąbrnego obywatela, aby uregulował należności. Władza o tym wie, stąd umożliwienie zastosowania egzekucji administracyjnej do zaległości tego typu.

To jednak nie koniec absurdu, bo jest jeszcze kwestia rekompensat dla mediów publicznych za wpływy utracone z powodu istnienia zwolnień podmiotowych. W praktyce chodzi o coroczne przelewanie ok. 2 miliardów złotych po to, by machina propagandowa działała dostatecznie sprawnie. Wbrew pozorom to bardzo dobre rozwiązanie. Władza ma swoje media, za to nie musi jakoś bardzo ścigać obywateli, którzy nie chcą płacić abonamentu. Ci z kolei nie muszą się denerwować na władzę, że rzeczywiście stara się egzekwować od nich pieniądze z tego tytułu.  Jeżeli tak ma działać podatek, to może lepiej, żeby nie było go wcale?

Najgłupszym z głupich podatków w Polsce jest dla mnie smutny relikt odziedziczony po XIX-wiecznych Prusach

Na samym końcu wracamy do podatków i opłat lokalnych. Absolutnie najgłupszym podatkiem, jaki obowiązuje w Polsce, jest moim zdaniem opłata za posiadanie psa. O ile w przypadku wszystkich pozostałych podatków można się doszukać choćby cienia sensu, o tyle w przypadku tej daniny nie ma go wcale.

Jak jednak mogłoby być inaczej, skoro mówimy o podatku żywcem przeniesionym we współczesność z XIX-wiecznych Prus? Tamtejsze władze uznały, że pies niepracujący to przejaw luksusu a od luksusu mogą nałożyć podatek. To nie tak, że w tamtych czasach ktoś miał cokolwiek przeciwko arbitralnemu nakładaniu nowych podatków przez państwo. Tylko by spróbował!

W dzisiejszych czasach sytuacja nieco się jednak. Współczesnym Polakom trudno wytłumaczyć, że opodatkowane są ich pieski, za to kotki są zupełnie neutralne podatkowo. Dysonans poznawczy pogłębia się tylko w momencie, gdy zdamy sobie sprawę z tego, że opłata dotyczy wyłącznie psów. Trudno byłoby bronić pruskiego argumentu o luksusowym charakterze psiaka. W końcu opłacie podlegają nie tylko rasowe zwierzaki, ale także kundelki, które z państwowego punktu widzenia nie mają większej wyrażonej w pieniądzu wartości.

Prawdę mówiąc, nie wydaje mi się, by najgłupsze podatki wskazane przeze mnie były dla kogokolwiek zaskoczeniem. Jak już wspomniałem, w przepisach znajdziemy sporo bardziej niszowych i równie egzotycznych danin. Jednak to ta szóstka stanowi w mojej ocenie prawdziwą zakałę systemu podatkowego. Nie ma najmniejszego sensu je poprawiać czy łatać, najlepiej byłoby się ich po prostu pozbyć.

fundacja wolności gospodarczejArtykuł stanowi część cyklu „Wolność Gospodarcza„, prowadzonego na łamach Bezprawnika w ramach projektu komercyjnego realizowanego z Fundacją Wolności Gospodarczej. To założona w 2021 roku fundacja, której filarami jest liberalizm gospodarczy, nowoczesna edukacja, członkostwo Polski w Unii Europejskiej i państwo prawa. Więcej o działalności i bieżących wydarzeniach możecie przeczytać na łamach tej strony internetowej.