Chełm stracił 3,5 mln złotych, bo urzędnik nie przeczytał pisma. Prezydent zapowiada wyciągnięcie konsekwencji, ale w praktyce nic nie może zrobić

Praca Samorządy Dołącz do dyskusji
Chełm stracił 3,5 mln złotych, bo urzędnik nie przeczytał pisma. Prezydent zapowiada wyciągnięcie konsekwencji, ale w praktyce nic nie może zrobić

Chełm pozyskał dofinansowanie w wysokości 3,5 miliona złotych na remont trzech ulic. Równie szybko okazało się jednak, że pieniądze na gminne konto nie wpłyną, bo urzędnik zapomniał wysłać dokumentów. Prezydent miasta chce wyciągnąć konsekwencje, jednak odpowiedzialność materialna urzędnika samorządowego jest właściwie żadna.

Urzędnik nie przeczytał pisma i schował je do segregatora

Jakub Banaszek kilkanaście dni temu podzielił się z mieszkańcami Chełmu smutną wiadomością. Miasto planowało remont trzech gminnych dróg, a konkretnie ulic Lotniczej, Reytana i Żeromskiego. Społecznicy mieli zabiegać o to od lat, dlatego prezydent zrobił wiele, by sfinalizować temat. Tym samym gmina wystąpiła do Urzędu Wojewódzkiego o stosowne dofinansowanie. Najprawdopodobniej chodzi o Rządowy Fundusz Rozwoju Dróg, który przeznaczony jest między innymi na poprawę stanu bezpieczeństwa ruchu drogowego.

Jak się jednak okazuje, pomimo uzyskania dofinansowania, pieniądze ostatecznie nie trafią do miejskiej kasy. Wszystko przez wzgląd na fakt, że jeden z urzędników zapomniał wysłać dokumentów.

Z wpisu prezydenta Chełmu bije spore rozczarowanie i żal. Trudno się dziwić, bo miasto straciło 3,5 miliona złotych przez rażącą niekompetencję urzędnika. Sytuacja, w której ktoś chowa wpływającą dokumentację bez jakiejkolwiek analizy i refleksji jest iście kuriozalna. Co więcej, znając strukturę urzędów, niemal pewne jest, że pismo przechodziło przez minimum kilka rąk, a już co najmniej przez bezpośredniego przełożonego winnego pracownika. Nikt jednak nie pochylił się nad jego treścią wystarczająco długo.

Efekt jest taki, że remontu nie będzie. Przynajmniej na razie. Jakub Banaszek zapowiada wyciągnięcie konsekwencji, także innych niż tylko dyscyplinarne. Problem w tym, że tak na dobrą sprawę trudno znaleźć jakąkolwiek podstawę do pociągnięcia winnych do odpowiedzialności.

Odpowiedzialność materialna urzędnika samorządowego to często fikcja

Jednym z najistotniejszych aktów prawnych dla każdego pracownika zatrudnionego w miejskim urzędzie jest ustawa o pracownikach samorządowych. W odróżnieniu jednak od ustawy o pracownikach urzędów państwowych, próżno szukać w niej jakichkolwiek regulacji w zakresie odpowiedzialności. W zakresie nieuregulowanym w ustawie winno się stosować kodeks pracy.

Przechodząc zatem do podstawowych dla wszystkich pracowników przepisów, trafiamy na dział, w którym ustawodawca uregulował odpowiedzialność materialną zatrudnionych. Zgodnie z ogólną regułą pracownik, który wskutek niewykonania lub nienależytego wykonania obowiązków pracowniczych ze swej winy wyrządził pracodawcy szkodę, ponosi odpowiedzialność materialną. Dalej czytamy jednak, że odpowiedzialność występuje jedynie w odniesieniu do szkody w granicach rzeczywistej straty poniesionej przez pracodawcę. I tu pojawia się problem. Otóż wskazana szkoda oznacza faktyczne zmniejszenie majątku poszkodowanego pracodawcy, w wysokości różnicy w tym majątku między jego stanem przed wyrządzeniem szkody a stanem po jej wyrządzeniu. Pracodawca musi zatem wykazać, że w wyniku działania bądź zaniechania pracownika jego majątek się zmniejszył.

W sytuacji, w której znalazła się miasto Chełm jest to niemożliwe. Zaniedbanie urzędnika spowodowało bowiem brak możliwości pozyskania dopiero mających zasilić konto miasta środków. Tym samym w tym przypadku odpowiedzialność materialna urzędnika samorządowego jest żadna.

W obrocie prawnym funkcjonuje jeszcze ustawa o odpowiedzialności majątkowej funkcjonariuszy publicznych za rażące naruszenie prawa. Choć jej uchwaleniu w 2011 roku towarzyszyły huczne hasła o końcu bezkarności dla osób piastujących stanowiska publiczne, to w praktyce przepisów nikt nie stosuje. Wszystko przez wzgląd na fakt, że do jej zastosowania niezbędne jest najpierw uzyskanie prawomocnego orzeczenia sądu, na podstawie którego podmiot odpowiedzialny był zmuszony wypłacić odszkodowanie za szkodę wyrządzoną przy wykonywaniu władzy publicznej z rażącym naruszeniem prawa. Co więcej, przepisy dotyczą tylko osób zatrudnionych w urzędach, które w przypadku dowiedzenia się o toczącej się sprawie sądowej w sprawie odszkodowania, zwykle szybko rezygnują z pracy.

To może chociaż odpowiedzialność dyscyplinarna?

Skoro nie da się wyciągnąć nic z prywatnej kieszeni urzędnika, to może chociaż w grę wchodzi odpowiedzialność dyscyplinarna? Tego typu postępowania przewidziane są do przedstawicieli różnych zawodów jak na przykład lekarze, adwokaci, czy policjanci. Tak jak już jednak wcześniej wspomnieliśmy, odnośnie pracowników samorządowych takich regulacji w ustawie nie ma.

Wracając ponownie do kodeksu pracy możemy pochylić się jedynie nad odpowiedzialnością porządkową. Tutaj w grę wchodzą upomnienie i nagana. Szybko jednak okazuje się, że pracodawca może zastosować te rozwiązania jedynie w sytuacji nieprzestrzegania przez pracownika ustalonej organizacji i porządku w procesie pracy, przepisów BHP, PPOŻ, a także przyjętego sposobu potwierdzania przybycia i obecności w pracy oraz usprawiedliwiania nieobecności w pracy. W wyliczeniu brakuje innych zaniedbań.

Dochodzimy zatem do wniosku, że prezydent Chełma nie za bardzo ma narzędzia do wyciągnięcia konsekwencji wobec urzędnika. Jest to o tyle rozczarowujące, że z wpisu Jakuba Banaszka wynika, iż nie jest to pierwsza tego typu sytuacja z udziałem tej osoby. W grę wchodzić może zatem jedynie rozwiązanie stosunku pracy bądź wypowiedzenie warunków pracy i płacy. Zastosowanie tych instytucji także musi jednak zostać dobrze uzasadnione. Pozostaje zatem przełknąć gorzką pigułkę i wyciągnąć wnioski, zwłaszcza w kwestii organizacji pracy oraz nadzoru nad wykonywaniem obowiązków w chełmskim magistracie.