Powrót normalnej stawki VAT na żywność może być szybszy, niż się nam wydawało i to mimo wszystko dobra wiadomość

Państwo Podatki Zakupy Dołącz do dyskusji
Powrót normalnej stawki VAT na żywność może być szybszy, niż się nam wydawało i to mimo wszystko dobra wiadomość

Premier Donald Tusk na wtorkowej konferencji prasowej jasno stwierdził, że zbliża się powrót 5 proc. VAT na żywność. Rząd daje sobie jeszcze jakiś tydzień na wypracowanie jakiegoś planu działania i przeliczenie wszystkich niezbędnych zmiennych. Niby nikt nie lubi wyższych cen w sklepach, ale powiedzmy to sobie wprost: kiedyś trzeba było zrezygnować ze stawki zerowej. Lepiej to zrobić teraz.

Standardowa stawka 5 proc. VAT na żywność nie jest już większą niedogodnością dla polskich rodzin

Zbliża się koniec zerowego VAT na żywność. Intencja rządu w tej kwestii jest jasna, przynajmniej od wtorkowej konferencji prasowej, na której głos zabrał premier Donald Tusk. Wiele wskazuje na to, że powrót podstawowej stawki jest już tylko kwestią czasu.

Moja rekomendacja jest taka, ale MF będzie dokładnie liczył, że moglibyśmy wrócić do 5 proc. stawki na żywność i w każdej chwili wrócić do zerowej, jeśli będą powody dla takiego rozwiązania. Ale proszę nie robić z tego oficjalnego komunikatu.

Niby nie jest to jeszcze „oficjalny komunikat rządu”, niby minister Andrzej Domański ma jeszcze wszystko na spokojnie przeliczyć. Być może wypowiedź premiera Tuska to trochę forma sondowania, czy już dojrzeliśmy do momentu, w którym społeczeństwo nie będzie się dostatecznie głośno domagało utrzymania inflacyjnych rozwiązań przez jeszcze jakiś czas. Teoretycznie jest jeszcze jakiś tydzień, jeśli ktoś koniecznie musi się łudzić. Tak naprawdę nie sposób nie dostrzec powodów, by przywrócić 5 proc. VAT na żywność. Dostrzega je zresztą sam Tusk.

Inflacja powinna jeszcze spadać, stabilizować się na relatywnie niskim poziomie i ceny żywności będą wyraźnie, może nie niższe. […] Ja bym nie wykluczył, ale potrzebujemy do końca tygodnia chwili namysłu, że zostawimy tę kwestię VATu na żywność na tym poziomie jak był przed wybuchem inflacji i będziemy obserwowali co się dalej z tym dzieje.

Zbliżamy się powoli do celi inflacyjnego, pensje jakoś tam rosną, a pieniądze na programy socjalne skądś trzeba brać

Styczniowa inflacja spadła poniżej 4 proc. Prognozy ekonomistów sugerują, że w lutym może być bliższa 3 proc. To już blisko celu inflacyjnego NBP znajdującego się na poziomie 2,5 proc. Polska gospodarka powoli wróciła do normalności. Tym samym znika zagrożenie, przed którym to specjalne rozwiązanie miało chronić polskich konsumentów. Nie oznacza to oczywiście, że na horyzoncie nie widać większych problemów niż 5 proc. VAT na żywność. Dobrym przykładem jest tutaj widmo uwolnienia cen prądu.

Nie ma się co oszukiwać: te 5 proc. obniżki cen większości produktów spożywczych nie robiło jakiejś porażającej różnicy w cenie. Na pewno była ona mniejsza niż wpływ downsizingu uprawianego przez producentów żywności oraz różnego rodzaju sposobów na kreatywne zarządzanie marżą przez sprzedawców. Przy założeniu, że przeciętna polska rodzina wydaje aż 2 500 zł na jedzenie miesięcznie, 5 proc. VAT na żywność przyniesie raptem 125 zł straty. Istnieje cień szansy, że teraz w dobie wojen cenowych pomiędzy dyskontami nawet za bardzo nie odczujemy zmiany.

Nie byłbym sobą, gdybym nie wspomniał, że przywrócenie 5 proc. VAT na żywność to część ceny, którą płacimy za utrzymanie w niezmienionej formie programów socjalnych PiS. Jeśli komuś zależy na 800 Plus, trzynastej i czternastej emeryturze, wakacjach kredytowych i bezpiecznych kredytach, to niech wie, że one też kosztują. Sytuacja budżetowa państwa odziedziczona po rządzie Morawieckiego jest, delikatnie mówiąc, trudna.

Jeżeli czymś powinniśmy się martwić, to spodziewanym wzrostem cen energii

Teoretycznie Donald Tusk zapowiedział nawet stosowanie jakichś działań ochronnych dla konsumentów, ale tę zapowiedź raczej włożyłbym miedzy bajki. W końcu takim działaniem ochronnym był właśnie zerowy VAT na żywność. Trudno byłoby się zaś spodziewać wprowadzenia jakiejś formy cen maksymalnych w przypadku żywności albo kar za zbyt duże podwyżki cen.

Nic jednak nie szkodzi, bo akurat te stosunkowo niewielkie podwyżki wielu Polaków będzie w stanie sobie zrekompensować poprzez wzrosty płac. Zdaję sobie sprawę z tego, że statystyczny wzrost średniej krajowej w gospodarce jest wskaźnikiem bardzo mylącym i wręcz zaburzającym obraz rzeczywistości. Równocześnie jednak nie sposób nie zauważyć, że płaca minimalna również wzrośnie. Od 1 lipca wyniesie ona 4300 zł brutto.

Warto także zwrócić uwagę na wyborczy harmonogram. Wybory samorządowe odbędą się już 4 kwietnia, natomiast te do parlamentu europejskiego 9 czerwca. Jeżeli koalicja rządząca chce powalczyć o dobry wynik, to nie może swoim wyborcom w tym delikatnym okresie zafundować podwyżek wszystkiego. Na pewno nie bez bardzo mocnego wygładzania przekazu i działań osłonowych tam, gdzie rzeczywiście da się je wprowadzić.

Po zakończeniu maratonu wyborczego politycy dziwnym zrządzeniem losu często tracą motywację do zabiegania o swoich wyborców. Taka już ich natura. Tymczasem wybory prezydenckie dopiero za półtora roku. Paradoksalnie im szybciej rząd ogłosi plan w sprawie przywrócenia 5 proc. VAT na żywność, tym lepsze rozwiązania będzie w stanie zaoferować obywatelom.