Jak odzyskać nieruchomość powołując się na Kodeks Napoleona? Łódzcy urzędnicy uczą i pokazują… i to od lat.
Lepiej – albo chociaż przeciętnie – obeznani z historią powinni kojarzyć, że obecny już kiedyś na łamach Bezprawnika Kodeks Napoleona, stanowiący niewątpliwie jedno z największych, choć niedocenianych w nauczaniu historii, osiągnięć Cesarza Francuzów, pochodzi z 1804 roku. Wobec podstaw prawa rzymskiego, na których opiera się duża część dzisiejszego systemu prawnego w Polsce to niewiele, jednak tym drugim rzadko kto posługuje się dosłownie w praktyce orzecznictwa.
Kodeks Napoleona: pierwsza runda
Pewien urzędnik łódzkiego magistratu – podobno zainspirowany szkoleniem – postanowił odkopać interesujący przepis mówiący o tym, że jeśli właściciel nieruchomości nie zgłosi zainteresowania nią przez okres 30 lat – przechodzi ona na własność Skarbu Państwa. Miało to miejsce w roku 2012, a więc – bagatela – 208 lat po ogłoszeniu Kodeksu, a przepis zacytowany został dosłownie jako postulowana podstawa prawna. Akceptacja tej linii argumentacji nie przyszła łatwo. Zarówno sąd rejonowy jak i okręgowy nie zgodziły się z urzędnikiem, jednak ten nieustępliwie odwołał się do najwyższej instancji. Prowadzone wówczas postępowanie zakończyło się wydaniem 27 czerwca 2013 roku przez Sąd Najwyższy uchwały, według której art. 713 Kodeksu Napoleona nadal stanowi podstawę do orzekania.
W ten sposób nieruchomość przy zbiegu ulic Wierzbowej i Jaracza została odzyskana, natomiast autor tej osobliwej koncepcji wykorzystania prawa, pan Rafał Cybulski, został nagrodzony przez prezydent Łodzi Hannę Zdanowską. Podczas ceremonii pani prezydent wyraziła nadzieję, że metoda ta będzie mogła posłużyć do odzyskania przez miasto kolejnych nieruchomości – i nie okazała się ona płonna.
Kolejne starcia
Już w 2015 roku pojawiły się doniesienia o kolejnych procesach wytoczonych przez miasto w oparciu o tę samą podstawę prawną. W 2018 roku kolejnych 11 nieruchomości stało się własnością miasta. Nie jest to jednak koniec odzyskiwania przez nie własności. W chwili obecnej w łódzkich sądach znajdują się kolejne sprawy dotyczące łącznie kilkudziesięciu nieruchomości. Linia argumentacji pozostaje zaś niezmienna co najmniej od 2012… jeśli nie 1804 roku.
Co dalej?
Czy jednak oznacza to, że mamy do czynienia z uniwersalnym sposobem odzyskiwania nieruchomości przez miasta? Tego nie możemy aż tak łatwo stwierdzić. Analogiczne sprawy w innych sądach nie spotkały się z tak życzliwym przyjęciem i nie wszystkie skończyły się wyrokami korzystnymi dla wnioskodawców. Łódź jednak wydaje się nic sobie z tego nie robić. Na jak długo? Zobaczymy.