O niektórych pomysłach nie należy mówić głośno, jeśli nawet myśli się o ich realizacji. Inne powinny od razu trafić na śmietnik idei. Podatek katastralny należy ewidentnie do tej drugiej kategorii. Dlaczego właściwie ktoś chciałby przed wyborami przypisać taką koncepcję opozycji?
Najpierw federalizacja Polski, potem podatek katastralny – co będzie następne?
Na polską opozycję od dłuższego czasu spada fala krytyki. Że bierna, że mierna, że intelektualna pustynia, że niezdolni do zaproponowania Polakom jakichkolwiek pozytywnych zmian. W dużej mierze można śmiało powiedzieć, że nie jest to krytyka niezasłużona. Wybory do parlamentu europejskiego tylko zintensyfikowały utyskiwania na kondycję intelektualną drugiej największej siły w Polsce.
W związku z tym najwyraźniej ktoś postanowił podsunąć opozycji projekt drastycznych zmian ustrojowych. Konkretniej: Fundacja im. Stefana Batorego, organizacja pozarządowa działająca na rzecz rozwoju demokracji i społeczeństwa demokratycznego. Opracowała ona program „Polska samorządów Silna demokracja, skuteczne państwo”. Sztandarowym elementem pomysłu fundacji jest daleko idąca decentralizacja Polski, ocierająca się wręcz o próbę budowania w naszych realiach państwa niemal federalnego.
Na łamach Bezprawnika rozważaliśmy już sens realizacji takich założeń, dość mizerny warto przypomnieć. Użytkownicy Portalu Wykop.pl zauważyli jednak pewien ciekawy element całego projektu. Podstawowym źródłem finansowania samorządu ma być podatek katastralny.
Nikt nie lubi płacić podatków, jednak wśród nich zdecydowanie najgorsze są te majątkowe
W tym momencie warto przybliżyć, czym właściwie podatek katastralny jest. Istnieją różne rodzaje podatków. Najskuteczniejsze chyba, na pewno przynoszące największe przychody państwu, są podatki pośrednie. Mowa o podatku VAT czy akcyzie. Do właściwej ceny towaru czy usługi dodawane są daniny na rzecz państwa. Istnieją również podatki dochodowe, których wysokość uzależniona jest od tego jak duże zyski jesteśmy w stanie sobie zapewnić w roku podatkowym. W obydwu przypadkach można zastanawiać się nad etycznym wymiarem poboru takich podatków, a także nad konstrukcją każdego z nich. Jest jednak kategoria podatków, która z jednej strony jest archaiczna, z drugiej na wskroś niemoralna.
Mowa, oczywiście, o podatkach majątkowych. W ich przypadku płaci się podatek dlatego, że posiada się określony składnik majątku. I tak na przykład istnieje podatek od posiadania psa – zupełnie arbitralny, na szczęście na niewielkie kwoty. Jest „abonament” RTV, będący dość topornie zamaskowanym podatkiem od posiadania radia czy telewizora. Ponownie: szkoda dla majątku podatnika jest względnie niewielka. Najważniejszym podatkiem majątkowym funkcjonującym w dzisiejszym porządku prawnym jest podatek od nieruchomości. Płaci się pieniądze państwu dlatego, że posiada się nieruchomość. Im większa jej powierzchnia, tym więcej się płaci.
Podatek od nieruchomości w dzisiejszym kształcie stanowi swoistą ewolucję historycznego podatku łanowego czy podymnego. Konstrukcja tych podatków zmieniała się, generalnie jednak zawsze trzymano się zasady „większa nieruchomość, to większy podatek”, niezależnie od tego czy i w jaki sposób właściciel z nieruchomości korzystał. Następną jego formą jest podatek katastralny, który to z tą zasadą zrywa.
Niech nikogo nie zmyli nazwa: podatek katastralny to tak naprawdę podatek od wartości nieruchomości
Tak naprawdę podatek katastralny stanowi podatek od wartości nieruchomości. Ukryty jest, troszkę jak abonament RTV, pod niewiele mówiącą zwykłemu obywatelowi nazwą, by ukryć jego iście złowrogi mechanizm działania. Nie da się ukryć, że jest on prosty: im więcej warta jest nieruchomość, tym więcej pieniędzy należy zapłacić państwu. To z kolei prowadzi do określonych konsekwencji. Przede wszystkim: zaletą podatku katastralnego są większe dochody dla Fiksusa oraz samorządów.
Według założeń samej Fundacji Batorego, za dom o wartości ok. pół miliona złotych płaciłoby się rocznie 1800 zł. Dzisiaj taka nieruchomość to konieczność zapłaty każdego roku ok. 400 zł. Tak naprawdę trudno porównywać obecny stan prawny z dowolnym projektem zakładającym wprowadzenie podatku katastralnego. To z uwagi właśnie na zmianę filozofii ustalania wysokości obciążeń. Pewne za to jest jedno – byłoby dużo drożej.
Dla właścicieli nieruchomości jest to niewątpliwie wada. Co więcej, w interesie podatnika jest tu zaniżanie wartości swojej nieruchomości. Im mniejsza wartość w katastrze – a więc specjalnym państwowym rejestrze – tym mniej będzie musiał zapłacić. Ponownie: niezależnie od tego, czy w ogóle ta nieruchomość przynosi mu jakikolwiek dochód. To z kolei sprawia, że właściciel kilka razy się zastanowi, zanim przeprowadzi jakiś bardziej sensowny remont. Warto się przy tym zastanowić, kto zapłaci za pracę rzeczoznawców mających ustalać wartość poszczególnych nieruchomości. Bez powszechnego wyceniania nie da się przecież zbudować katastru. Łatwo się domyślić, że w tej czy innej formie byłyby to dodatkowe koszty dla podatnika.
Podatek katastralny stanowi zagrożenie nie tylko dla właścicieli nieruchomości, ale także dla rozwoju polskiej gospodarki
Konsekwencje idą jeszcze dalej. Program Czyste Powietrze i podobne projekty mające skłonić Polaków do ograniczenia emisji rozmaitych zanieczyszczeń do atmosfery? Wyższy podatek. Dane przedsiębiorstwo chce rozbudowywać swoją działalność, na przykład stawiając nową halę fabryczną? Wyższy podatek. Sama zmiana planu zagospodarowania terenu skutkująca wzrostem wartości działki może oznaczać większą daninę na rzecz państwa.
Podatek katastralny jest nie tylko ze swej istoty antyrozwojowy. Wprowadzenie takiego rozwiązania stanowi realne uszczuplanie majątku obywateli przez państwo. Ktoś mógłby stwierdzić: przecież ustawodawca nie ustaliłby takich stawek podatku, które mogłyby poważnie zagrozić budżetom domowym zwykłych Polaków. Niestety: rozdawnictwo kosztuje, pieniądze na drzewach nie rosną. Taką politykę, obecnie, proponują praktycznie wszystkie liczące się partie polityczne. Szczerze mówiąc, w umiar ze strony dowolnych rządzących niespecjalnie chce mi się wierzyć.
Pomysł na Polskę, czy próba sabotowania opozycji tuż przed wyborami do Sejmu i Senatu?
Należałoby się spodziewać, że opozycja odetnie się od niefortunnego projektu Fundacji Batorego. Będzie twierdzić z uporem, że nie ma zupełnie nic wspólnego z tymi koncepcjami, że wcale nie zamierza ani federalizować Polski, ani tym bardziej wprowadzać takich a nie innych rozwiązań fiskalnych. Podatek katastralny spędza sen z powiek polskich właścicieli nieruchomości od lat. Za każdym razem, gdy w mediach pojawiają się pogłoski o pracach nad nim, każdy kolejny rząd musi jak najszybciej je dementować. Jak się łatwo domyślić, nieruchomości w Polsce posiadają wyborcy wszystkich opcji politycznych. Są ich miliony. Podatek katastralny zagraża tak naprawdę interesom ich wszystkich. Jeśli jakaś opcja polityczna chciałaby sobie zaskarbić serdeczną nienawiść nawet własnego twardego elektoratu, powinna faktycznie dążyć do wprowadzenia tego podatku i chwalić się tym wszem i wobec. Trzeba jednak przyznać, że są lepsze sposoby na polityczne samobójstwo.
W roku wyborczym, tuż przed kluczowymi wyborami do Sejmu i Senatu, samo podejrzenie, że któraś partia chciałaby wprowadzić podatek katastralny to doskonała broń dla jej politycznej konkurencji. Bardzo łatwo ukuć tutaj zarzut o „zamachu na majątki Polaków”, „próbę sabotowania gospodarki własnego kraju”, czy „chęć przepędzenia właścicieli domów jednorodzinnych na bruk”. W dobie coraz większej brutalizacji polityki, nie tylko tej krajowej, z dużo mniejszych potknięć tworzono dużo silniejsze seanse nienawiści względem tej czy tamtej opcji. Dlatego politykom można poradzić ugrzecznioną wersję pewnego powiedzonka: jeśli siedzisz w kłopotach po uszy, to siedź przynajmniej cicho. Wydaje się, że w przypadku propozycji Fundacji Batorego opozycja bierze sobie taką radę do serca. Nie ma innego wyboru. Podatek katastralny to po prostu wizerunkowa katastrofa.